Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legia Warszawa. Jacek Cyzio: Prawa ręka Erdogana zapytała, czy miałbym przyjemność się spotkać [WYWIAD]

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Jacek Cyzio grał w piłkę w latach 80. i 90.
Jacek Cyzio grał w piłkę w latach 80. i 90. Tomasz Biliński/Polska Press
- Poziom polskiej piłki po restarcie był dosyć niezły, biorąc pod uwagę przerwę - uważa Jacek Cyzio, były gracz m.in. Legii Warszawa, Pogoni Szczecin, Cracovii i tureckiego Trabzonsporu, gdzie zyskał duży szacunek tamtejszych kibiców. Dziś 61-letni trener ma za sobą zakażenie koronawirusem i czeka, by znów zagrać w Legii Champions.

Tomasz Biliński: Był pan zakażony koronawirusem i wyzdrowiał. Wrócił pan już do normalności?
Jacek Cyzio: Tak, siedzenie w domu już za mną. Jedynie nie ma jak prowadzić zajęć w mojej akademii piłkarskiej w Pruszkowie, bo działa przy szkole. Podejrzewam, że najwcześniej zajęcia wznowimy po wakacjach. A tak do pracy w przychodni wróciłem, do prowadzenia treningów w LKS Chlebnia też. To niewielki klub, ale bardzo fajny, mądrze zarządzany i z dobrą infrastrukturą, bo posiada pięć boisk trawiastych. Grałem i pracowałem w paru klubach, ale takich warunków nigdzie nie miałem. Co prawda długo się nie napracowałem, bo zacząłem w listopadzie, a wkrórce zatrzymała nas pandemia. Ale wróciliśmy do codzienności, choć oczywiście w reżimie sanitarnym.

Najtrudniejszy był czas od wyniku testu pozytywnego do negatywnego?
Tak, bo nic mi nie dolegało i cały czas dobrze się czuję. Najbardziej „chory” byłem jak się dowiedziałem. Jakby mi prąd odcięło. Wsiadłem do samochodu i nie wiedziałem, w którą stronę mam jechać. Myślałem: kurczę, co jest, przecież wszystko ze mną w porządku. Później przyszło oczekiwanie. Z żoną siedzieliśmy dziesięć dni w domu. Dopiero po tym czasie przyjechał sanepid, żonę zbadali po raz pierwszy, mnie po raz drugi. Wyniki wyszły negatywne, ale czekanie na nie było ciężkie. Kichnięcie, bo coś mnie w nosie zakręciło albo odkaszlnięcie przyprawiało mnie o myśli, że cholera, choroba się rozwija. Potem miałem jeszcze trzecie badanie i też wyszło pomyślnie. I... nie wiem, czy w ogóle byłem chory, bo każda z osób, z którymi współpracowałem w tamtym czasie miała wynik negatywny. Jeździliśmy po parę godzin samochodem, piliśmy razem kawę... Później zrobiłem sobie test na przeciwciała, okazało się, że ich nie mam. Lekarze mówią, żebym powtórzył badanie za dwa miesiące. Nie wiem, czy je zrobię. Niewykluczone, że o tym wszystkim zapomnę. W każdym razie jestem w statystykach, jako „ozdrowiały”.

Wyniki wyszły negatywne, ale czekanie na nie było ciężkie. Kichnięcie, bo coś mnie w nosie zakręciło albo odkaszlnięcie przyprawiało mnie o myśli, że cholera, choroba się rozwija. Potem miałem jeszcze trzecie badanie i też wyszło pomyślnie. I... nie wiem, czy w ogóle byłem chory, bo każda z osób, z którymi współpracowałem w tamtym czasie miała wynik negatywny.

Ale nie zapominamy o koronawirusie zbyt szybko?
Osobiście robię wszystko to, co robiłem przed wynikiem dodatnim. Uważam na siebie i stosuję się do zaleceń. Jak gdzieś wychodzę, to mam ze sobą maseczkę, rękawiczki i płyn do dezynfekcji. Jeśli wszyscy będziemy odpowiedzialni, pomału wrócimy do normalności, co już zaczęliśmy robić, bo jest luźniej. Choć wciąż nie mogę załatwić rzeczy, które kiedyś mogłem od ręki. Na przykład nie działają sądy, a co jakiś czas do pracy z młodzieżą potrzebne jest zaświadczenie o niekaralności. Musiałem to zrobić przez internet i czekam. Takie sytuacje przypominają nam też, że problem nie zniknął. Inna sprawa, ciekawe, co z urlopami. W styczniu zarezerwowaliśmy z żoną termin nad morzem. W weekend dzwoniłem do pani, u której mamy pokój, powiedziała, że wszystko jest aktualne. Jedziemy dopiero za miesiąc, ale już interesuje nas, jak to będzie na plaży.

Brakuje panu Legii Champions?
Pewnie, bo ominęły mnie i kolegów dwa wyjazdy na mecze. Dawno się nie widzieliśmy, ale mam nadzieję, że wkrótce przyjdzie na to czas.

To wyjaśnijmy, co to jest za drużyna?
To drużyna bardzo fajnych ludzi, którzy w latach 90. grali w piłkę na wysokim poziomie. Maciej Szczęsny, Leszek Pisz, Jacek Kacprzak, Marek Jóźwiak, Czarek Kucharski, Zbyszek Mandziejewicz, Darek Czykier i mógłbym wymieniać dalej. Występowali w barwach Legii w Lidze Mistrzów, gdy zespół doszedł do ćwierćfinału. Co prawda ja wtedy nie grałem, ale w sezonie 1990/91 doszliśmy do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, a ja jadę na golu strzelonym Manchesterowi United, co co jakiś przypominają mi kibice czy dziennikarze. W każdym razie z Maćkiem Śliwowskim zostaliśmy zaproszeni, by dołączyć do projektu. Jeździmy po Polsce na zaproszenie na różne imprezy, festyny itd. Gramy mecze pokazowe z miejscowymi, później jest przyjęcie, rozmowy, wspomnienia. Oczywiście są to miejsca, gdzie Legię lubią i szanują. Choć byliśmy na turnieju w Środzie Wielkopolskiej, gdzie graliśmy z oldbojami Lecha. Bierzemy też udział w akcjach charytatywnych. Wiele lat z rzędu graliśmy w Przemyślu, gdzie zbierano pieniądze dla chłopca, który urodził się z niedowładem rączek i nóżek. Podczas ostatniego turnieju ten chłopczyk wyszedł na środek boiska o własnych siłach i rozpoczął mecz. To było niesamowite i wzruszające.

Dużo kibiców was ogląda?
Pewnie, czasem wręcz przypominają, że byliśmy piłkarzami. Chcą z nami zdjęcia, proszą o autografy. Poza tym poza zabawą rzadko się zdarza, że nie wygrywamy meczów. A bywa, że niektórzy bardzo poważnie podchodzą do tematu. Niby mamy grać z oldbojami, a na miejscu okazuje się, że temu czy tamtemu coś wypadło i wystawiają na nas pierwszy zespół z czwarto- czy piątoligowego klubu. Wtedy kosztuje nas to tyle wysiłku, że tydzień się odpoczywa. Ale nawet w tym wieku nie chcemy przegrywać. Czekam kiedy wrócimy do gry, ale bez kibiców to nie ma sensu.

Usłyszałem, że do Polski przylatuje sekretarz generalny obrony narodowej Turcji i poprosił, żeby skontaktowali się ze mną i zapytali, czy miałbym przyjemność się z nim spotkać. Byłem zszokowany, myślałem, że to któryś z kumpli robi mi kawał, ale oczywiście się zgodziłem. Po dwóch dniach zostałem zaproszony do Belwederu, gdzie spotkałem się z prawą ręką prezydenta Recepa Erdogana.

Swoją drogą, patrząc neutralnym okiem, który klub - Legia czy Trabzonspor - ma bogatszą historię i na której odcisnął pan większe piętno?
W obu grałem po dwa lata i coś tam zrobiłem. Poza półfinałem PZP z Legią zdobyłem Puchar Polski. Z Trabzonsporem też zdobyłem krajowy puchar i zostałem wicemistrzem Turcji. Zostałem uznany najlepszym obcokrajowcem sezonu. Do dzisiaj ludzie z klubu czy tamtejsze media się ze mną kontaktują i zapraszają na różne wydarzenia okolicznościowe. Jakiś czas temu byłem na meczu pokazowym. Z lotniska odebrał mnie samochód, jadę przez miasto i oczom nie wierzę, na telebimie moje zdjęcie i informacja o spotkaniu ze mną w centrum handlowym. Z kolei na nim pełno fanów klubu i reporterów. Miłe sytuacje. Druga historia - na początku tego roku zadzwoniono do mnie z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Usłyszałem, że do Polski przylatuje sekretarz generalny obrony narodowej Turcji i poprosił, żeby skontaktowali się ze mną i zapytali, czy miałbym przyjemność się z nim spotkać. Byłem zszokowany, myślałem, że to któryś z kumpli robi mi kawał, ale oczywiście się zgodziłem. Po dwóch dniach zostałem zaproszony do Belwederu, gdzie spotkałem się z prawą ręką prezydenta Recepa Erdogana. Okazało się, że jest fanem Trabzonsporu i pamiętał nie tylko moją grę. Cały czas podkreślał, że w klubie było wielu piłkarzy, ale niewielu takich jak ja.

Czyli jakich?
Nie odcinałem kuponów, nie poleciałem tam tylko kasować pensje, a nauczyłem się języka i nie miałem oporu, żeby z jednym czy drugim kibicem usiąść i wypić herbatę. Nieświadomie robiłem coś, że przez stronę turecką jestem szanowany, mimo że z klubu odszedłem w 1993 r.! Na nowym stadionie jest duża ściana, na której namalowano twarze piłkarzy, którzy coś tam dla klubu znaczą i moja też się tam znalazła. Lata później w Trabzonie grali Mirek Szymkowiak, Arek Głowacki, Paweł i Piotr Brożkowie czy Adrian Mierzejewski. I fajnie, chciałbym, żeby „polska tradycja” była w klubie kontynuowana. Turcy bardzo miło wspominają też Mirka, którego wielokrotnie zapraszali, lecz ten nie skorzystał, ale za każdym razem pytają mnie, co u niego słychać. Doceniają też Adriana, który grał tam kilka ładnych lat. A jeśli chodzi o Legię? Kibicuję jej i tyle. Z nikim w klubie nie mam kontaktu, klub też się nie kontaktuje, ale nie chcę być źle zrozumiany - absolutnie nie mam o to pretensji, ani niczego takiego nie oczekuję. Było wielu piłkarzy, którzy grali w Legii, choć nie co roku zespół dochodzi do półfinału europejskiego pucharu.

Brakuje pamięci o historii?
Nie wiem, klub ma inne pomysły i może nie ma takiej potrzeby. Nie mnie to oceniać. Legia Champions to inicjatywa byłych piłkarzy, choć stroje mamy z klubu, a nasz prezes Stanisław Baczyński czy Leszek Pisz nie raz spotykali się z władzami. Ale jako zespół nie mamy z nimi do czynienia.

A Pogoń Szczecin?
Tam się wypromowałem. W wieku 18 lat zacząłem grać u świętej pamięci Leszka Jezierskiego. W zespole byli znakomici piłkarze, jak Marek Leśniak, Leszek Wolski, Adam Kęsy, Kaziu Sokołowski i wielu innych. Zostaliśmy wicemistrzami Polski. Jak przychodzi większa okazja, to klub zaprasza na spotkania. Pamiętam 70-lecie Pogoni. Gdy po przerwie w meczu, podczas której wyszliśmy na środek boiska i wręczono nam okolicznościowe pamiątki, kibice dopiero nas rozpoznawali i zaczęły się wspominki. Na nowy stadion się nie wpraszam, ale jak będzie otwierany, to chętnie przyjadę, ha, ha!

Obojętnie od rozgrywek, na razie oglądamy je w telewizji. Usatysfakcjonował pana powrót piłki w Polsce?
Tak, poziom był dosyć niezły, biorąc pod uwagę długość przerwy. W końcu siedzieli w domach, a jaki trening można zrobić w takich warunkach? Otoczka jak sparing, ale walka idzie na całego, bo nie ma czasu na nabieranie rozpędu. Oby tylko koronawirus znowu nic nie przerwał.

Co może najbardziej zaważyć o mistrzostwie?
Trudno dziś powiedzieć. Między niektórymi widać różnice w przygotowaniu fizycznym. Trenerzy mieli trudne zadanie i pewnie sami nie wiedzą, na co stać ich drużynę. Obozy były krótkie i po pierwszych wynikach nie ma co wyciągać wniosków, bo za tydzień mogą być odwrotne. Początek to loteria i uwaga, żeby nie dać plamy. Mimo to wielkich roszad w tabeli się nie spodziewam.

Kto zostanie mistrzem, a kto zdobędzie Totolotek Puchar Polski?
Legia w podwójnej koronie. Choć kibicuję też Cracovii, bo tam zaczynałem. Podziwiam Michała Probierza, który pracuje bez odpoczynku. Zdobył zaufanie Janusza Filipiaka, robi postępy, niech też coś wygra. Ale nie tym razem.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

ZOBACZ TEŻ:

Dużo polskich piłkarzy wyjeżdżało za granicę, wyjeżdża i zapewne będzie wyjeżdżać. Jednak nie wszyscy zyskają uznanie władz klubu i miejscowych kibiców. Wybraliśmy TOP 25 Polaków, którzy zajmują szczególne miejsce w historii zagranicznych drużyn.Uruchom i przeglądaj galerię klikając ikonę "NASTĘPNE >", strzałką w prawo na klawiaturze lub gestem na ekranie smartfonu

"Wasyl Army" i "Holy Goalie", czyli TOP 25 Polaków za granic...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo