Wczoraj kuchenną rewolucję zakończyła tradycyjna dla tego programu kolacja, której goście jako pierwsi zobaczyli odmienione wnętrze restauracji "Fregata" i spróbowali dań z nowego menu.
Widzowie przed telewizorami dokonania Magdy Gessler prześledzą nie wcześniej niż za kilka tygodni, bo restauratorka jeszcze tu wróci, by sprawdzić, czy kucharze i właściciel stosują się do jej zaleceń. I choć gwiazda programu nie mogła przed jego emisją zbyt wiele zdradzać, w rozmowie z nami przyznała, że dotychczasowe menu "Fregaty" było straszne, bez wyrazu, bo i karta była zdecydowanie za duża.
- Teraz jest mała, ale konkretna. Jest prosta, ale nie prostacka. Wracamy do dawnej świetności "Fregaty", tej z lat PRL-u. Tu, jak mi już teraz wiadomo, były najlepsze dancingi w mieście. I one tu znowu będą - mówiła nam Magda Gessler wczoraj w przerwie między nagraniami.
- Taki ma tu panować klimat. Mam nadzieję, że właściciel restauracji to zrozumiał i będzie stosował się do moich rad. Bunt był, ale górali z Bukowiny z ostatniego odcinka programu nikt nie pobije. Tu we "Fregacie" aż tak ostro nie było. Co do kucharzy, to jestem spokojna.
Wczorajsza kolacja rzeczywiście serwowana była w klimacie PRL. Galareta, sałatka z majonezem, schłodzona wódka, a do popicia oranżada w butelkach. Wnętrze też przypominało o dawnych latach. Jednak jakie były największe grzechy "Fregaty", co konkretnie poradziła restauratorka i na czym polegała jej rewolucja, trzeba będzie zobaczyć w TVN i wybrać się do zmienionej knajpki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?