Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Hołub-Kowalik: Ciężka praca, chłodna głowa - tak się zdobywa najcenniejsze laury [wideo]

Krzysztof Marczyk
Krzysztof Marczyk
Małgorzata Hołub-Kowalik przekazuje pałeczkę na swojej zmianie Idze Baumgart-Witan podczas finału sztafety w Berlinie
Małgorzata Hołub-Kowalik przekazuje pałeczkę na swojej zmianie Idze Baumgart-Witan podczas finału sztafety w Berlinie PAWEŁ RELIKOWSKI/POLSKA PRESS
Rozmowa z Małgorzatą Hołub-Kowalik, złotą medalistką Mistrzostw Europy w sztafecie 4x400 m.

- Ponad miesiąc nie było cię w domu po serii intensywnych startów. Ochłonęłaś już po tej karuzeli emocji?
- Miesiąc to naprawdę długo, zwłaszcza przy tak ciężkich przygotowaniach i wymagających biegach. Emocje powoli opadają, ale cały czas jeszcze jestem w rytmie startowym, bo to wbrew pozorom jeszcze nie koniec sezonu. Nie ukrywam jednak, że do głowy wkradają się już myśli o wakacjach, bo naprawdę tego potrzebuję.

- O ile w udany występ sztafety w ogóle nie wątpiłaś, o tyle twoje starty indywidualne to huśtawka nastrojów. Od rekordu życiowego na Mistrzostwach Polski do mniej udanego startu w półfinale ME w Berlinie. Niedosyt był?
- Był, nawet spory. Liczyłam na bieg w granicach 51.50, a skończyło się na 51.74, co na tym poziomie robi ogromną różnicę. Nic dziwnego, że wzbudziło to we mnie sportową złość, bo jako osoba ambitna pracowałam na to, by poszło lepiej. To na pewno motywacja na kolejne starty. Zaraz po półfinale na ME rozmawiałam z psychologiem, który wytłumaczył mi, jak powinnam do tego podejść i oswoić się z tym rezultatem. A było o czym rozmawiać, bo początkowo swoim biegiem byłam po prostu zdegustowana. Udało się jednak to wszystko przełożyć potem na zdrową sportową złość i pozwoliło mi to skoncentrować się na rywalizacji w sztafecie.

- Czas z mistrzostw kraju dałby ci w Berlinie 4. miejsce. Jako czwarta oddawałaś też pałeczkę po swojej zmianie. Został już tylko mały krok do tego, by na najważniejszych światowych imprezach także indywidualnie o coś walczyć.
- Zgadza się, choć w przypadku sztafety zrównanie następuje po 500 metrach i wtedy można w miarę oceniać, na jakie miejsce wyprowadzona została przejmująca pałeczkę zawodniczka. Co oczywiście nie zmienia faktu, że cały czas czeka mnie dużo pracy oraz analiz, które wykonamy z trenerem, tak by te następne lata przynosiły jeszcze lepsze wyniki.

- Da się porównać zdobycie brązowego medalu na mistrzostw świata ze złotem mistrzostw Europy?
- Szczerze powiedziawszy, w zeszłym roku ten medal MŚ bardziej nas zaskoczył. Teraz jako sztafeta jechałyśmy z wiedzą, że możemy walczyć o medal. Myślałam, że Brytyjki będą poza naszym zasięgiem, ale okazało się, że wręcz przeciwnie, a to tylko dobry prognostyk przed kolejnymi imprezami, bo przecież Wielka Brytania zajmowała miejsca medalowe i na mistrzostwach świata, i na igrzyskach olimpijskich (np. brązowy krążek w Rio de Janeiro w 2016 r. - przyp. red.). Wiemy już, że możemy nawiązać z nimi walkę, ale do tego potrzeba ciężkiej pracy.

- Justyna Święty-Ersetic powiedziała, że teraz, gdy trener narzuci jeszcze cięższe obciążenia, to ona w żadnym wypadku nie będzie narzekać, bo widzi w tym efekty. Po ostatnich sukcesach też będziesz preferowała takie podejście?
- [śmiech] Po tej wypowiedzi Justyna godzinę później się zreflektowała i powiedziała, że to był żart. Że na pewno tak nie będzie, bo wtedy trener nie będzie znał ograniczeń, jeśli chodzi o wymagania. A mówiąc poważnie, już teraz bardzo ciężko trenujemy. Okres buntu już minął, wiemy, że ta praca przynosi efekty. Inaczej tych medali po prostu by nie było.

- Kiedy trener Matusiński ustalił skład i kolejność sztafety na finał, bo tutaj sytuacja była dynamiczna?
- Wszystko wykrystalizowało się w zasadzie po biegu eliminacyjnym, kiedy to okazało się, że to Patrycja Wyciszkiewicz dołączy do Justyny, Igi i do mnie, jako ta czwarta zawodniczka. O tym, że terminarz finałowego biegu indywidualnego i sztafety będzie tak niekorzystny, wiedzieliśmy wcześniej. I pod tym kątem, wytrzymałościowym, też należało budować formę. Wiadomo, tuż po starcie Justyna z Igą mogły być wykończone, ale jak widać, 90 minut wystarczyło, by się odbudowały i stanęły na nogi. Trener ani przez chwilę w nas nie wątpił.

- Twoje najbliższe sportowe plany?
- Wezmę udział w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie (już dziś, 22 bm. na Stadionie Śląskim - przyp. red.), więc zapraszam kibiców lekkiej atletyki od oglądania i kibicowania. Potem jest szansa na występ w mitingu lekkoatletycznym w Redzie 15 września, ale najpierw muszę to przedyskutować z trenerem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!