Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mały Marcel z Kołobrzegu dziękuje strażakom

Iwona Marciniak [email protected]
Szczęśliwy ojciec, czyli pan Dariusz, Marcel (kto wie, czy nie przyszły strażak) i siostra Marcela Dominika.
Szczęśliwy ojciec, czyli pan Dariusz, Marcel (kto wie, czy nie przyszły strażak) i siostra Marcela Dominika. Fot. Iwona Marcinak
Mały Marcel, który chwile przed narodzinami spędził w koszu strażackiego podnośnika, będzie miał na drugie imię Florian. Strażacy liczą, że kiedyś pójdzie w ich ślady. Profesjonalny hełm strażacki już dla niego mają.

Strażacy

Strażacy

W skład dwóch zastępów, które ruszyły na pomoc przyszłym rodzicom wchodzili: st. kpt Paweł Kapica, st. ogniomistrz Bolesław Kaliniuk, ogniomistrz Piotr Grzelak, asp. Paweł Paradowski, sekcyjny Krzysztof Chitruszko i strażak Tomasz Grzebieniak.

Pani Ania i jej narzeczony Dariusz z Kołobrzegu, do porodu wyczekiwanego Marcelka byli gotowi od dobrych dwóch tygodni. Wprawdzie mały nieco opóźniał swoje przyjście na świat, bo właśnie minął drugi termin porodu, ale ciąża przebiegała wzorcowo. Dlatego też ani przyszła mama, ani tata nie mieli żadnych uzasadnionych powodów do niepokoju.

- Torbę do szpitala miałam spakowaną od dawna - mówi pani Ania. - W ten piątek (7 stycznia - dop. red.) i tak mieliśmy pojawić się w szpitalu, więc gdy rano zauważyłam, że chyba zaczynają odchodzić mi wody, zrozumiałam, że naprawdę nadszedł właściwy czas.

- Ania miała wprawdzie pierwsze, lekkie skurcze, ale nie tak częste, żeby wszczynać alarm - opowiada pan Dariusz. - Myśleliśmy nawet o tym, żeby drogę do szpitala przejść pieszo, wstąpić jeszcze do naszej ulubionej piekarni po słodkie bułki i spokojnie zameldować się w poradni.

Drzwi ani drgnęły
Gdy już byli gotowi do wyjścia, zdarzyło się coś, czego za żadne skarby nie mogliby przewidzieć. Antywłamaniowe drzwi, zamontowane raptem dwa lata temu, ani drgnęły. - Darek natychmiast zaczął walczyć z zamkiem - mówi pani Ania.

- Niestety pamiętałem, że już podczas montażu coś poszło nie tak, drzwi się zablokowały i zakładający je ludzie z firmy zatrzasnęli się w naszym domu razem z Anią na dobre dwie godziny - dodaje pan Dariusz. - Żeby je otworzyć, wybili nam wtedy wielką dziurę w ścianie. Zrozumiałam, że nie jest dobrze.

- Najbardziej zdenerwowany był tata - relacjonowała nam już z rozbawieniem córka pary, Dominika. - Bo Ania cały czas zachowywała zimną krew.

W końcu pan Darek zadzwonił do siostry. Przyjechała na święta z Londynu. Mieszkała u rodziców. Błyskawicznie pojawiła się przed mieszkaniem brata.

- Próbowała otworzyć drzwi od zewnątrz, ale na nic się to zdało - opowiada dalej pan Darek. - Teraz myślę, że to było nawet dość groteskowe, bo rozmawialiśmy przez dziurkę po wyjętej klamce.

Strażacy się spisali
To Agnieszka wpadła na pomysł, żeby zadzwonić do strażaków. - Ale nie po to, żeby od razu ich wzywać, tylko żeby spytać o radę, co robić - wyjaśnia ojciec Marcela. - Ale gdy opowiedziała co się dzieje, zamiast rad usłyszała, że natychmiast do nas jadą. Mało tego, na wszelki wypadek powiadomili pogotowie. Jestem im za to tak wdzięczny...

Było kilka minut po ósmej gdy strażacy przyjęli zgłoszenie. Na Plac 18 Marca pojechał dowódca zmiany st. kpt. Paweł Kapica.

- To były mocne, antywłamaniowe drzwi - mówił nam tuż po akcji Paweł Kapica. - Ich stalowe rygle wchodzą głęboko w ościeżnice. Żeby wejść tą drogą do mieszkania musielibyśmy użyć piły do cięcia stali i betonu. Byłoby mnóstwo hałasu, snopy iskier. Doszliśmy do wniosku, że przyszła mama przeżywa już wystarczająco silny stres. Dlatego zdecydowaliśmy, że wezwiemy podnośnik.

- Zapytałam Ani, czy nie bałaby się zjechać z naszego trzeciego piętra, bo wszyscy wiedzieliśmy, że ma lęk wysokości - wspomina Dominika. - Od razu powiedziała, że da radę, bo Marcel jest najważniejszy.
- Ta sytuacja absolutnie mnie nie stresowała - śmieje się dziś szczęśliwa mama Marcela. - Strażacy cudownie rozładowywali całe napięcie. Chyba widzieli też jak zdenerwowany jest Darek, więc ciągle żartowali, przekomarzali się, wprowadzali atmosferę spokoju. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrych rękach.

Ostatecznie pani Ania z wybierającym się na świat Marcelkiem, pod opieką dwóch strażaków i ratownika medycznego zjechała z trzeciego piętra na ziemię. W ich ślady poszli pan Darek i Dominika.

Rodzice dziękują z całego serca
Pani Ania karetką zajechała z fasonem do szpitala, gdzie o godz. 23.25 urodziła ważącego 3,620 kg Marcelka. - Właściwie gdy się rozstawaliśmy, wtedy jeszcze przyszła mama chłopca obiecała nam, że jej syn zostanie strażakiem - śmieje się Paweł Kapica.

- A niech będzie kim chce - mówi całkiem poważnie pani Ania. - Na pewno na drugie imię będzie miał Florian na cześć patrona strażaków.

- Jeśli wybierze zawód strażaka, będzie świetnie, bo strażacy to super ludzie. Z całego serca im dziękujemy - dopowiada pan Dariusz. - Za to, jak szybko zareagowali, jak nas wspierali i jak rozładowali nasz stres. Wielkie podziękowania należą się też ratownikom pogotowia. Oni również zachowali się wspaniale.
Strażacy jeszcze nie kontaktowali się ze szczęśliwymi rodzicami. Bo Marcelek z mamą są jeszcze w szpitalu.

- Nie chcemy im teraz przeszkadzać - mówi st. kpt. Kazimierz Rzeszotek, rzecznik kołobrzeskiej straży. - Dla Marcelka mamy już pierwszy prezent - nasz hełm z podpisami strażaków dwóch zastępów, które brały udział w akcji. Bardzo nam miło, że mogliśmy pomóc w tak niezwykłej sytuacji, ale przecież i na takiej pomocy polega nasza praca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!