Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kostrzyński o kulisach powstawania filmów i swojej pierwszej książki

Joanna Krężelewska
Joanna Krężelewska
Marcin Kostrzyński w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej opowiadał o kulisach powstawania filmów i swojej pierwszej książki
Marcin Kostrzyński w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej opowiadał o kulisach powstawania filmów i swojej pierwszej książki Radek Koleśnik
Przez wiele lat był myśliwym, ale na zawsze odłożył broń. Z diety wyeliminował mięso. Filmy, unikalne materiały przyrodnicze, na których pokazuje sekretne życie zwierząt, udostępnia za darmo. Jest zastępczą mamą dzików, ptaki kusi muchami w lukrze, czasem nocuje w beczce i zaciekle walczy o szacunek dla wilków.

Marcin Kostrzyński to człowiek niezwykły!

Filmy Marcina Kostrzyńskiego można podziwiać w Dzień Dobry TVN, publikuje je też w serwisie YouTube na kanale „Marcin z lasu”. Dla najmłodszych nagrywa „Przyrodyjki”. Dla kilkunastu sekund nagrania prywatności lisa czy łani, potrafi spędzić wiele godzin... pod ziemią - jego czatownia to zakopana beczka. Kostrzyński nie tylko pokazuje piękno przyrody, ale też namawia, by o nią dbać. Tak też było podczas spotkania w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej. W bibliotece, bowiem Kostrzyński to również pisarz - jego „Gawędy o wilkach i innych zwierzętach” to kapitalna opowieść o najpiękniejszych drapieżnikach naszego ekosystemu i o innych mieszkańcach lasów.

- To jest moja pierwsza książka. Bardzo się wzbraniałem, żeby żadnej nie napisać, ponieważ uważałem się za filmowca - zaznaczył Kostrzyński.

- Obserwacje świata zwierząt sprawiają, że chcę je uwieczniać. Film jest genialnym do tego narzędziem, ale książka pozwala jeszcze wszystko sobie wyobrazić.

„Marcin z lasu” kiedyś był myśliwym.

- Zrezygnowałem z tego. Od lat zajmuję się ochroną zwierząt i całego środowiska, którego zwierzęta są częścią. Potrzebujemy tego środowiska dokładnie tak, jak powietrza. Czasem wydaje nam się, że jesteśmy tacy wielcy, potężni. Mamy doskonałą technikę i nowoczesne technologie, ale tak naprawdę jesteśmy malutkimi robaczkami w wielkim kosmosie. Mamy jedną planetę i musimy o nią dbać. Wszystkie inne istoty, które z nami na tej planecie mieszkają, mają takie samo prawo do życia i szczęścia, jak my - podkreślił.

Te przekonania sprawiły, że Kostrzyński zasiadł po wegetariańskiej stronie stołu. Nawet wybierając psiego kompana zdecydował się na rozmiar kompaktowy, bo...

- Sam nie jem mięsa i chciałem psa, który będzie jadł mało mięsa. Dlatego zdecydowałem się na 1,5-kilogramowego yorka. Jeszcze trafiłem na yorka, który od mięsa woli paprykę. Uwielbia spaghetti, a szczeka, jak chce papryki. Chyba w poprzednim wcieleniu był Włochem (śmiech). Zawsze mu powtarzam: pochodzisz od prawilka, jesteś wielki! On się wtedy dumnie pręży, jakby mówił: Oho! Czuję to, jestem wielki! - opowiadał.

Za darmo i etycznie

Po kamerę Marcin Kostrzyński sięgnął, żeby pokazywać jak cudowny, piękny i niezwykły jest świat. I jak wrażliwe są zwierzęta.

- Chciałem pokazać, że mają takie same cechy charakteru, jak my. W zwierzętach widać te wszystkie piękne cechy, które człowiek z czasem traci. Traci, bo chce więcej kasy, zatraca się w pogoni za dobrami, za dobrami materialnymi, które przecież przemijają - mówi.

Zwierzęta są płochliwe i filmowanie ich jest trudne. Kostrzyński stara się pracować tak, żeby ich nie płoszyć, nie przeszkadzać im i przede wszystkim ich nie krzywdzić. Dlaczego swoje nagrania udostępnia za darmo?

- Kiedyś pracowałem jako operator w firmie, która kręciła filmy dla najlepszych telewizji. Mieszkałem wtedy w Ameryce Południowej. Zauważyłem, że kiedy operator ma dostać 200 tysięcy dolarów za krótkie ujęcie, to nie liczy się to, że zwierzę zginie - mówił. Jego „czarę goryczy” przelało nagranie leniwca.

- Filmowcy mieli nagrać leniwca, który płynie czystą wodą między liśćmi. Tak długo go męczyli, że wreszcie się utopił. Znam los zwierząt, które widać na filmach. Ponieważ ja udostępniam filmy za darmo, nie mam takich pokus - wyjaśnił.

Mało tego, Marcin Kostrzyński dba, by nie zdradzić miejsc filmowania. Dlatego, gdy idzie do lasu, zakładam na buty drewniane nakładki z wyrzeźbionymi kopytami. Zostawiają one mylny trop.

- Wygląda to tak, jakby maszerowały sobie dwa jelenie. Pomysł banalny, ale skuteczny - uśmiechnął się.

Pomocna łapa

Zwierzaki zdają się czasem okazywać panu Marcinowi swoją wdzięczność i kilka razy to dzięki ich pomocy, również uwiecznionej przez kamery, powstały najlepsze ujęcia. Kiedy wiatr przywiał mech, który zasłonił obiektyw, z pomocą przyszła wiewiórka. Zabrała mech, a chwilę później w kadrze pojawiły się dwa walczące jelenie. Innym razem lis zmienił kadr, dzięki czemu udało się nakręcić rudzika. Mniej ciekawe ujęcia zdarzają się z ludźmi. Otóż grzybiarze bardzo lubią siusiać na pieńki, w których Kostrzyński montuje kamery.

- Jak widzą taki pieniek, po prostu nie mogą się oprzeć... - zdradził, oszczędzając jednak widzom tych ujęć.

Słodkie muchy

Czasem zwierzęta trzeba zachęcić, by wystąpiły w filmie. Zawsze etycznie.

- Na przykład nie wyrzucam padliny, żeby kusić nią ptaki. Kiedyś postawiłem lusterko, żeby zwabić jastrzębia. Jastrząb podleciał, ale błyskawicznie się zorientował - Kostrzyński pokazał to na filmie.

I dodał: - Mój kolega ma papugę i zainstalował jej w klatce lusterko. Od dwóch lat jest ona przekonana, że... mieszkają we dwie. Gada do lusterka, pręży się przed nim. To pokazuje przepaść między zwierzętami dzikimi i udomowionymi. Dzikie cały czas mają się na baczności.

Dzikie zwierzęta trudno nabrać - nie udało się też z... mechanicznym bobrem, który zamiast nosa miał kamerę.

- Myślałem, że dzięki mojej konstrukcji będę mógł podpływać do ptaków i filmować je bez stresowania. Niestety, wyglądał raczej jak krokodyl i płoszył każde zwierzę - wspominał Kostrzyński.

Było też kuszenie na muchy w lukrze. Pan Marcin chciał sfilmować strzyżyka i postanowił przykleić do kamery suchą muchę. Ale czym, żeby nie zrobić krzywdy strzyżykowi?

- Cukier puder! Zrobiłem lukier, maczałem w nim znalezione przy oknie muchy i przyklejałem do kamery. Okazało się, że muchy w cukrze to przysmak dzięcioła i żurawia, ale nie strzyżka - kolejne nagrania dokumentują zainteresowane przekąską ptaki.

Przysmakiem dzików jest za to masło.

- Jestem wielkim łakomczuchem. Uwielbiam bułki z masłem. Kiedyś, jak montowałem kamerę, niechcący ubrudziłem ją właśnie masłem. Dzik, który to zwęszył, próbował ssać kamerę - opisywał przyrodnik.

Postanowił sprawdzić, czy masło podobnie zadziała na wilki. I choć jeden młody wilczek zareagował na tę delicję, to największym magnesem na wilki okazał się być kabel USB. Choć był ukryty i zabezpieczony, wilczęta go znalazły i wyszarpały. Od tamtej pory przez lata, gdy tylko zauważały kamerę, od razu szukały ulubionej zabawki.

- Pamiętały, że pan Marcin przynosi takie. Ale jeden z nich to wilk malkontent - komentował Kostrzyński, pokazując bawiące się kablem wilki. Za nimi maszerował jeden, który w pysku niósł patyk.

- Zobaczcie, zdaje się mówić: „Ja wolę tradycyjne zabawki drewniane. Nie lubię tych nowoczesnych” - żartował operator.

Wilki to pasterze

Wilki są szczególnie bliskie sercu Marcina Kostrzyńskiego.

- Trwa ogromnie negatywna, kłamliwa nagonka na wilki. Wiem, że czegokolwiek bym nie powiedział, nie uciszę głosów, które nawołują, by do wilków strzelać. Ale w wilki są obrońcami lasu. Są pasterzami zwierząt, a nie zabójcami! - tłumaczył.

- Żeby sfilmować wilka, muszę przez dwa lata przekonywać go, że jestem w porządku. Dlatego nie wchodzę na ambony. Chodzę po lesie i dotykam ziemi, żeby wilki czuły mój zapach w wielu miejscach - zdradził Kostrzyński.

Jaki jest efekt - pokazał na nagraniach. Wilcza rodzina, która znała jego zapach, spokojnie przeszła przed kamerą. Za nimi szedł „nowy”. Poczuł człowieka i zdecydował iść inną drogą.

- Wilki śmiertelnie boją się ludzi. Jeśli ktokolwiek państwu powie, że stanowią zagrożenie dla człowieka, to kłamie i manipuluje. Są dziesiątki przypadków postrzelenia i zastrzelenia człowieka przez myśliwego. Nie ma ani jednego udokumentowanego przypadku, żeby człowieka zabił wilk - zaakcentował Kostrzyński.

Sam dużą popularność zdobył, gdy wszystkie media w Polsce obserwowały walkę o życie wilka potrąconego na drodze. Dzięki wsparciu wielu osób dobrej woli - udało się.

- Dlaczego został potrącony przez samochód? Bo wojewoda zamknął przejścia nad autostradą i uwięził na wąskim kawałku lasu wiele zwierząt. Wbiegały na drogę, ale dalej biec nie mogły, bo trafiały na ogrodzenie - wspominał Kostrzyński.

Tę i wiele innych historii poznacie z jego filmów i fantastycznej książki. Kim jest dzik Pierdzik i jak Kostrzyński został dziczą mamą? Te historie to nie tylko świetna zabawa, ale też bardzo cenna lekcja przyrody i ... dobra!

Zobacz także Koncert VooVoo w Filharmonii Koszalińskiej

POLECAMY TAKŻE

Gk24.pl

Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo