Marek Kęsik, to znany koszaliński samorządowiec, wieloletni radny i przewodniczący Rady Miejskiej. Wcześniej przez długie lata związany był z SLD, w ostatnim czasie zbliżył się z Platformą Obywatelską na tyle, że trafił na dziesiąte, ostatnie miejsce na liście kandydatów Platformy do sejmiku zachodniopomorskiego. Tymczasem w czasach PRL-u był zastępcą kierownika wydziału propagandy i agitacji KW PZPR w Koszalinie, a w stanie wojennym był członkiem komisji weryfikującej dziennikarzy, podobnej do setek innych w całym kraju. W każdej takiej komisji zasiadali przedstawiciele partii, cenzury i bezpieki. Chodziło o pozbycie się niezależnie myślących dziennikarzy i złamanie pozostałych.
Po tym, gdy jako pierwsi przypomnieliśmy o członkostwie Marka Kęsika w takiej komisji, wokół niego i decyzji zachodniopomorskiej Platformy rozpętała się medialna burza. Sprawa trafiła do ogólnopolskich mediów, w jednym z programów skomentował ją Paweł Graś, sekretarz PO. - To niedobra sytuacja. Ale przewodniczący regionu twierdzi, że nic o tym nie wiedział - zapewniał.
- Nie wiedziałem - mówi Stanisław Gawłowski, szef PO w Zachodniopomorskiem i wiceminister ochrony środowiska, a także działacz antykomunistycznej opozycji. - Miałem wiedzę o partyjnej przeszłości Marka Kęsika, ale uważam, że nie można nikogo - tylko dlatego, że był w PZPR - eliminować z życia publicznego. Zaproponowaliśmy mu miejsce na naszej liście do sejmiku z uwagi na jego duże doświadczenie samorządowe. Żałuję, że o udziale w komisji weryfikacyjnej nie wiedziałem wcześniej. Czy wtedy nie trafiłby on na naszą listę? Tego nie wiem, na pewno chciałbym sprawę zbadać szczegółowo, sprawdzić, czy kogoś wtedy skrzywdził - mówi. Dodaje też, że wczoraj przez cały dzień Marek Kęsik - który jest na urlopie - rozważał ogłoszenie decyzji o rezygnacji z udziału w wyborach (jako zarejestrowany już kandydat musi to zrobić sam). Ostatecznie stanęło na tym, że ewentualna decyzja o rezygnacji zapadnie po spotkaniu Gawłowskiego z Kęsikiem po tym, gdy ten ostatni wróci z urlopu (początek przyszłego tygodnia). - Chcę porozmawiać osobiście z panem Kęsikiem, zapytać o to jak wyglądała jego praca w komisji - zapowiada wiceminister.
Sam Kęsik wydał wczoraj oświadczenie. Pisze w nim tak: "Jako młody człowiek, zgodnie z moimi ówczesnymi poglądami, zaangażowałem się wówczas po niewłaściwej, jak się okazało, stronie wielkiego konfliktu ubiegłego wieku, konfliktu między zachodnią demokracją a komunistyczną utopią. (...) Działalność komisji weryfikacyjnej, której byłem członkiem, miała charakter formalnego przeglądu kadr i nie wyrządziła nikomu żadnej szkody. Była ona przedmiotem badania prokuratora IPN, które nie dało podstaw do postawienia komukolwiek zarzutów, choć w innych województwach takowe postawiono. Jeśli mimo to, ktokolwiek czuje się urażony, to jestem gotowy szczerze go przeprosić".
- Jak to nie wyrządziła szkody? Mnie złamała karierę, zamknęła drogę do zawodowego rozwoju - ripostuje Ewa Juszczak. W 1982 roku jako młoda dziennikarka pracowała w ówczesnym "Głosie Pomorza". Stanęła przed komisją, w której zasiadł Marek Kęsik (przewodniczącym był Ryszard Ulicki, późniejszy szef koszalińskiego SLD). - "Redaktor Elżbieta Juszczak nie posiada politycznych predyspozycji do pracy w dzienniku partyjnym. W związku z tym Komisja proponuje rozwiązanie z nią stosunku pracy w trybie ustawowym" - czytamy w notatce weryfikacyjnej. Kilka dni później została wyrzucona z "Głosu". - Dzisiaj już nie chcę wracać do tamtych czasów. Kandydowanie Marka Kęsika, to cena jaką płacimy za to, że nie przeprowadzono u nas dekomunizacji - kończy.
Ostrych słów nie szczędzi Anna Sztark, senator PO.
- Ten człowiek nigdy nie powinien znaleźć się na listach Platformy. Bo aby tak się mogło stać, wcześniej powinien on publicznie przyznać się, że takim weryfikatorem był i za to publicznie przeprosić. Wiem, że o gotowości do przeprosin wspomniał teraz, w swoim oświadczeniu, ale to nieco za późno na taki gest, trudno uwierzyć w to, że jest szczery - podkreśla.
Dodaje, że wcześniej nie wiedziała, że Marek Kęsik ma trafić na listę Platformy Obywatelskiej. Gdyby wiedziała, to na pewno by zaprotestowała.
- Fatalnie się czuję ze świadomością, że oboje reprezentujemy to samo ugrupowanie. Coś tu jednak jest nie w porządku, że i ja, była opozycyjna działaczka, i dawny partyjny propagandzista i weryfikator ze stanu wojennego, mamy iść w tym samym szeregu. Ja tak nie potrafię i zaczynam się zastanawiać, czy czasem drogi moje i Platformy Obywatelskiej się nie rozchodzą - mówi parlamentarzystka. Nie ma też wątpliwości, że budując wyborczą listę do sejmiku regionalne władze PO doskonale wiedziały o tym epizodzie w życiorysie Marka Kęsika. - To niemożliwie, aby nie wiedzieli. W Koszalinie wszyscy o tym wiedzą - zapewnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?