Gmina jest gotowa na maksymalnie kilkutysięczną rekompensatę, więc sprawa będzie miała finał w sądzie.
A wszystko rozchodzi się o budynki zlikwidowanego Rolniczego Kombinatu Spółdzielczego w Ogartowie, które Mariusz Cudyk z Połczyna Zdroju w 1995 roku wydzierżawił od syndyka na kurnik. Na jego kupno nie miał wtedy żądanych przez syndyka 10 tys. złotych. Dzierżawa określona została na trzy lata i trzy miesiące. W tym czasie Mariusz Cudyk doprowadził zakład do stanu używalności i w nim gospodarzył. Przez ten czas jednak 10 tys. zł nie uzbierał i gospodarstwa nie wykupił. Umowa wygasła, ale rolnik się nie wyprowadzał. - Syndyk wziął do ręki pieniądze za kolejny rok, no ale wiadomo, na to papieru nie mamy - mówi dziś Czesław Cudyk, ojciec rolnika. - Niedługo jeszcze syn w kurniku miał kury. Potem tylko murów i sprzętu pilnował. Syndyk się nie pojawiał. Nawet nie wiedzieliśmy, że to wszystko gmina przejęła i ona jest właścicielem nieruchomości.
Gmina w grudniu 2003 roku wystawiła nieruchomość w Ogartowie na sprzedaż. I już wtedy za prawie 30 tys. złotych zgodził się ją kupić Mariusz Cudyk. Ostatecznie jednak do podpisania umowy nie doszło. - Bo pojawił się ogromny problem - wyjaśnia Czesław Cudyk, który pod nieobecność syna będącego zagranicą, jest jego pełnomocnikiem. - Do działki prowadził dojazd z sąsiedniej nieruchomości, ale tę jej właściciel zaorał. Moglibyśmy korzystać z drugiego wjazdu, ale na koniec drogi gmina postawiła przystanek PKS i za nic nie chciała go przenieść. Jak syn w takiej sytuacji miał podpisać umowę notarialną kupna-sprzedaży. Jak miał kupić działkę z budynkami bez dojazdu? Zrezygnował, uznając, że zerwanie umowy nastąpiło z winy gminy. Zażądał oddania wadium w wysokości 3 tys. zł, zwrotu poniesionych na remonty kosztów, czyli prawie 6 tys. zł oraz kosztów nadzoru i konserwacji budynków za cztery lata w wysokości prawie 29 tys. złotych.
Na takie wyliczenia absolutnie nie godzi się gmina. Z relacji pracowników gminy wynika, że główną przeszkodą w podpisaniu umowy notarialnej był brak pieniędzy, na które Mariusz Cudyk liczył z funduszy unijnych. - My i tak kilkakrotnie szliśmy na rękę panu Cudykowi i przeciągaliśmy termin podpisania umowy, bo ten sam o to prosił, tłumacząc, że czeka na dotację. Z podpisem zwlekał dwa lata. Dłużej już czekać nie chcieliśmy. Zażądaliśmy wydania nieruchomości - wyjaśnia Danuta Kozik, wiceburmistrz Połczyna Zdroju. - Ugodowo nie udało się do tego doprowadzić i musiał wkroczyć komornik. Nieruchomość przekazana została nam z początkiem 2008 roku! Jesteśmy skłonni oddać panu Cudykowi pieniądze za wykonane remonty. Ale nie ma mowy o zwrocie wadium, bo przystępując do przetargu zapoznał się z jego warunkami, poza tym przez lata gospodarzył na tej nieruchomości i ją dobrze znał. Nie zamierzamy też zwracać pieniędzy za nadzór i konserwację budynków, do których już wtedy pan Cudyk nie miał żadnych praw. Gdybyśmy poszli na taki układ, złamalibyśmy prawo.
Mimo to już w przetargu z 17 kwietnia 2008 roku nieruchomość wystawiona do
sprzedaży została szczegółowo opisana. Każdy zainteresowany mógł w ofercie wyczytać, że do nieruchomości jest dojazd drogą prywatną (tego zapisu w poprzednim ogłoszeniu nie było). Kupił ją sąsiad, który drogę ma, za 64 tys. złotych.
- Z tym się nie mogę pogodzić, że gmina tyle zarobiła, bo syn dbał o gospodarstwo i pozostawił je w bardzo dobrym stanie, a teraz za tę jego pracę gmina nawet nie chce mu oddać pieniędzy. Najpierw pozbawiono go możliwości kupna nieruchomości, a teraz rekompensaty - mówi Czesław Cudyk.
Obecnie Mariusz Cudyk przygotowuje pozew sądowy przeciwko gminie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?