Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka 12-latka uważa, że lekarz źle potraktował jej syna

Rajmund Wełnic [email protected]
Barbara Piotrowska z kartką, na której lekarka zaordynowała jej choremu synowi leczenie apapem, wapnem i syropem.
Barbara Piotrowska z kartką, na której lekarka zaordynowała jej choremu synowi leczenie apapem, wapnem i syropem. Fot. Rajmund Wełnic
Gorączka, infekcja i kaszel 12-latka nie przekonały lekarza, aby dokładniej sprawdzić, co mu dolega.

Sławek, 12-letni syn pani Barbary Piotrowskiej, rozchorował się w miniony weekend. W piątek wieczorem dostał wysokiej gorączki, zaczął kasłać i bardzo bolało go gardło. - Jesteśmy zapisani u innego lekarza rodzinnego, ale w sobotę on ma wolne i pacjentów przyjmuje przychodnia przy ulicy Jeziornej w Szczecinku - opowiada nasza Czytelniczka. - Rano wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy na dyżur do tej przychodni.

W poczekalni był tłum ludzi. Wszyscy czekali na przyjęcie u dyżurnego lekarza. - Nerwową atmosferę potęgowała jeszcze pielęgniarka, która narzekała, że ludzie chodzą z gorączką cały tydzień, a w sobotę zgłaszają się do lekarza - opowiada pani Barbara. Odczekała z synem swoje w kolejce i weszła w końcu do gabinetu.

- Nawet nie wiem jak pani doktor się nazywała, bo nie miała żadnej wizytówki ani się nie przedstawiła - mówi Barbara Piotrowska. - Powiedziałam, co synowi dolega, a ona kazała Sławkowi otworzyć buzię i zajrzała do niej z daleka, ot całe badanie. Po czym powiedziała, że nie widzi powodów, aby przepisywać antybiotyk i kazała poczekać do poniedziałku. Na uwagi matki, że rozwija się infekcja, lekarka napisała na kartce kilka specyfików, jakie radzi podawać synowi. - To nie była żadna recepta, spis leków w rodzaju apapu, wapna i jakiegoś syropu, którego nazwy nawet farmaceuta nie był potem w stanie odczytać.

Z taką poradą pani Piotrowska wróciła do domu. Stan syna ciągle się pogarszał. W niedzielę stracił głos. - Zdesperowana zadzwoniłam do naszej pani doktor, która mimo że miała dyżur na izbie przyjęć zgodziła się nas przyjąć - opowiada mama. - Od ręki dostał antybiotyk, teraz się kuruje w domu i moim zdaniem czeka go dłuższe leczenie przez to, że musiał całą dobę przetrzymać bez właściwych leków.

Pani Barbara nie zamierza tego tak zostawić i zapowiada, że napisze oficjalną skargę na potraktowanie przez lekarza w przychodni.

- Zalecenie takich leków to żadna zbrodnia, mamy nawał grypy i na wirusa nie przepisuje się antybiotyków - odpowiada jednak doktor Małgorzata Nowak, szefowa przychodni przy Jeziornej. Dodaje jednak, że nie znając przypadku nie może go komentować i odesłała do lekarki, która miała tego dnia dyżur.

Nic od niej się nie dowiedzieliśmy, bo zaraz po przedstawieniu, pani doktor oświadczyła, że z "prasą nie rozmawia" i odłożyła słuchawkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!