Targi miodu i chleba to doskonały pomysł na przedłużenie sezonu turystycznego w Bornem Sulinowie.
Gdy opadają już tumany kurzu na tankodromie po wyjeździe uczestników zlotu pojazdów militarnych, przychodzi pora na nieco bardziej stonowane formy wypoczynku. A przecież Borne Sulinowo i okolice to enklawa nieskażonej przyrody (choć wciąż liżącej rany po dekadach obecności wojska), ciszy i spokoju, która przyciągnęła tu osadników z całej Polski. Targi miodu i chleba to sztandarowa, wrześniowa impreza w leśnym miasteczku.
Na straganach królowały oczywiście lokalnie wypiekane pieczywo i miejscowe miody drahimskie, z których słynie region Pojezierza Drawskiego. A wśród nich - król miodów - czyli miód wrzosowy, pachnąca wrzosowymi łąkami galeretowata zawiesina pełna zdrowia i energii. Choć - jak przyznał czaplinecki pszczelarz Konrad Fujarski - w tym roku mieli problemy z ustawieniem swoich uli na słynnych kłomińsko-borneńskich wrzosowiskach. Leśnicy zlecili bowiem rozminowanie rozległych połaci dawnego poligonu i wprowadzili tam zakaz wstępu. Nie wpuszczają także pszczelarzy, którzy muszą dowozić swoje skrzydlate rodziny na inne wrzosowiska. A tam tłok większy niż zwykle, więc i miód nie zawsze zasługuje na miano w pełni wrzosowego.
Były za to do wyboru do koloru miody - lipowy, gryczany, spadziowy, wielokwiatowy. Każdy pyszny i zdrowy. Jedna z pasiek oferowała nawet całe plastry miodu, można też było kupić pyłek pszczeli. Gospodarze targów, czyli borneńskie Centrum Kultury i Rekreacji, zaprosiło także producentów swojskich wędlin, domowych ciast i pierogów, przetworów z naturalnych produktów.
Zniewalający zapach smakołyków już z daleka kusił gości imprezy. Pajda pachnącego razowca ze smalcem i ogórkiem małosolnym - oto królewska uczta! Było też coś dla ducha, czyli wyroby rękodzielników z różnych dziedzin. Można było nabyć wyplatany na naszych oczach wiklinowy koszyk, czy obraz malowany na korze tudzież unikatową biżuterię i ogrodowe ozdoby z drewna, słomy i szyszek.