Brakuje grania i trenowania?
Bardzo. Niby mam trochę ruchu, bo z racji profesji często biegam po schodach, ale brakuje mi typowego treningu w hali oraz meczów.
Jak rysują się perspektywy na przyszły sezon?
Trudno powiedzieć, kiedy i czy w ogóle wystartujemy. Wiele bogatych klubów przeżywa teraz problemy finansowe. A my przecież jesteśmy przysłowiowym kopciuszkiem, działającym od pierwszego do pierwszego. Do tego mamy niewielu wychowanków, więc trudno byłoby obecny skład oprzeć tylko na nich. A przecież jeszcze sytuacja epidemiczna musi się uspokoić na tyle, by można było przeprowadzić rozgrywki. Ale mam nadzieję, że wszystko ułoży się po naszej myśli.
Twoja rola w Gwardii się zmieni?
Muszę patrzeć na to przez pryzmat mojego nr PESEL. Wiek robi swoje, organizm wolnej się regeneruje. I trzeba będzie w końcu pomyśleć o sportowej emeryturze. Może będę kierownikiem, może trenerem bramkarzy? Zobaczymy. Ale póki zdrowie pozwoli, chcę grać, sprawia mi to przyjemność.
Na brak zajęć poza sportem nie narzekasz. Wiele zmienił wybuch epidemii w życiu ratownika medycznego?
Na pierwszy rzut oka - nie bardzo. Dalej jeździmy do różnych przypadków, tzw. sytuacji zagrożenia życia, czy do jednostek chorobowych. Ale pojawił się strach nowego rodzaju wśród pracowników i ich rodzin - czy nikogo nie zarazimy, czy sami nie staniemy się ofiarami. Boimy się, czy dany pacjent nas nie oszukał, jeśli chodzi o swój stan zdrowia. Po powrocie do domu człowiek podświadomie to wszystko wypiera. A pracować trzeba.
Jak trafiłeś do zawodu?
Już 16 lat pracuję jako ratownik w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego - Filia Koszalin. Przyjechałem do Koszalina na wypożyczenie, by tutaj pograć. Ale to był czas, kiedy wcielano jeszcze ludzi do wojska. Trzeba było kombinować, by mnie nie wzięli, a studia techniczne na politechnice nie bardzo mnie interesowały. Padło na Liceum Ogólnokształcące przy Zespole Szkół Medycznych przy ul. Leśnej. W mojej klasie był pracownik pogotowia. Pasjami opowiadał o zawodzie i zaszczepił w nas myśl, by obrać tę drogę. Wiadomo, będąc 20-latkiem, trochę inaczej patrzy się na świat. Inaczej wyglądają twoje wyobrażenia po zderzeniu z rzeczywistością. Ale lubię robić to, co robię.
Co z pogodzeniem tych światów, domu i pracy?
Staram się oddzielać pracę i dom, nie chcę by najbliżsi byli obciążeni psychicznie tym, co dzieje się u mnie w pracy. Ale wiadomo, każdy inaczej to przeżywa. Po skończonej interwencji rozmawiamy często z kolegami o tym, co się działo, co można było zrobić lepiej. Podchodzimy do tego też szkoleniowo. Z każdego przypadku chcemy wynieść jakąś wiedzę. No i staramy się skupić na kolejnym pacjencie.
Patrząc na doświadczenia z pracy, wychodzenie na parkiet i bronienie rzutu karnego wydaje się błahostką.
Mnie adrenalina mobilizuje. Nie kalkuluję, tylko koncentruję się na danej sytuacji. Podobnie w pracy. Paradoksalnie, im cięższy jest stan pacjenta, tym łatwiej. Mamy określone procedury, co robić w której minucie. I człowiek się nie zastanawia, tylko działa. Tak, jak nas nauczono. I zostając przy nauce, mamy przymus samodoskonalenia się. Trzeba się szkolić. Np. kiedy pojawiają się nowe standardy resuscytacji, czy nowe leki. To wszystko trzeba wiedzieć i umieć stosować, bo gdy coś zawalisz, może grozić ci prokurator.
Wydaje się, że przez stan epidemii w kraju część naszego społeczeństwa inaczej patrzy na pracowników służby zdrowia, bardziej docenia ich zawód.
Tak, odnoszę nawet wrażenie, że spojrzenie wielu ludzi zmieniło się o 180 stopni. Jest szacunek. Kiedyś dzwoniono na pogotowie i traktowano nas jak taksówkę, albo mobilną przychodnię lekarską. Teraz też takich przypadków nie brakuje, ale jest ich mniej. Ludzie widzą, że jesteśmy potrzebni. Na początku epidemii nie wszyscy chyba zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Ale podejście się zmieniło. Szkoda, że nadal służba zdrowia jest niedofinansowana. W krajach Europy Zachodniej dany zespół ratowników, kiedy ma np. przerwę na obiad, to zastępuje go druga ekipa. U nas nie ma zastępstw. Jemy w biegu, w przerwach między kolejnymi interwencjami, i to jak dobrze pójdzie. I przez cały dyżur mamy być dostępni. Chciałbym, by pozytywnym skutkiem epidemii było doinwestowanie służby zdrowia, by wzrosła jakość usług medycznych. Ale obawiam się, że wielkich zmian w tym obszarze nie będzie. Ludzie szybko zapominają. Kolejne rządy nie bardzo będą przygotowane na nowy kryzys i będą reagować panicznie. Tak, jak dzieje się to teraz.
Koncert Gwardii na koniec pierwszej części sezonu
Gwardia wygrała z Tytanami w pierwszym meczu nowego sezonu
Wspieramy Lokalny Biznes!
Zobacz także Piłka ręczna. Gwardia Koszalin - Warmia Energa Olsztyn
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?