Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz dobrego życia

Andrzej Gurba [email protected]
Czesław Lang z Elżbietą Olech w posiadłości w Barnowie.
Czesław Lang z Elżbietą Olech w posiadłości w Barnowie. Andrzej Gurba
Czesław Lang - były kolarz, teraz biznesmen i rolnik. Szczęśliwy mężczyzna po pięćdziesiątce, który ma jeszcze wiele pomysłów na życie.

Odwiedziliśmy mistrza w jego pałacowej posiadłości w Barnowie, kilka kilometrów od Kołczygłów.

Kilka lat temu pałac w Barnowie był kompletną ruiną. - Zachowałem na pamiątkę zdjęcia. Znajomi pukali się w czoło, kiedy mówiłem im, że kupuję posiadłość, a raczej to, co po niej pozostało. Dla mnie jednak miała i ma ona wartość sentymentalną. To w końcu tutaj się wychowałem - opowiada Lang.

Pierwsza była ukraina
Po kilku latach pracy pałac odzyskał dawną świetność. Wszystkie prace wykonywano pod nadzorem konserwatora zabytków. Posiadłość wraz z parkiem jest duża. Nawet jej właściciel musi dobrze zastanowić się, ile ma pokoi. - Będzie kilkadziesiąt - mówi Lang. Do tego dochodzą łazienki, kuchnie, jadalnie, garaże, budynki gospodarcze. W pałac włożono majątek.

Historia zatoczyła koło. Lang wrócił na stare śmieci. Jak mówi - do siebie. Jego tata był dyrektorem miejscowego PGR. Żyło im się nieźle. W wieku sześciu lat Lang przeprowadził się do podbytowskiego Gostkowa. Jako młody chłopak z wypiekami na twarzy słuchał radiowych transmisji i oglądał telewizyjne relacje z Wyścigu Pokoju.

- Marzyłem, aby tak jeździć. Kiedy zasypiałem śnił mi się często markowy piękny rower - wspomina Lang.
Realia były nieco inne. Na początku przyszły kolarski mistrz dostał zwykłą ukrainę. Nie rozstawał z bicyklem. - Jeździłem nią do szkoły, do dziewczyny i oczywiście na pierwsze zawody - mówi Lang. I tą ukrainą młody adept kolarstwa wygrywał szkolne zawody. Później przyszły lepsze rowery i bytowski klub Baszta. Czternastoletni Lang wygrywał jak chciał z kolarskimi seniorami. Okrzyknięto go wielkim talentem.

Zjadł brukiew i dogonił peleton
- Talent talentem, ale harowałem jak wół. Codziennie biegałem, ćwiczyłem ze sztangą. Miałem cel i uparcie do niego dążyłem - wspomina Lang. O tym, jak duże miał samozaparcie, świadczy zdarzenie z jednego z pierwszych wyścigów. Lang, jeszcze niedoświadczony, pojechał na długą trasę bez jedzenia i picia. No i osłabł. - Nie byłem w stanie jechać. Myślałem, że to koniec. Na szczęście w pobliżu było pole, a na nim brukiew. Zjadłem ją. Tak wzmocniony ruszyłem za peletonem - śmieje się mistrz.

Spec od uciekinierów

Ambicja połączona z wytrwałością, hartem ducha pozwoliły mu osiągać sukcesy w kolarstwie. Zaprocentowały też później, kiedy jako pierwszy polski kolarz przeszedł na zawodowstwo.

- Byłem wicemistrzem olimpijskim, medalistą Mistrzostw Świata, ale wśród amatorów. Zawodowstwo rządziło się innymi regułami - mówi Lang.
W 1982 roku wyjechał do Włoch. Nie znał języka. Pierwszy kontrakt to osiem tysięcy dolarów rocznie. Lang za wszystko płacił sam. Szybko udowodnił, że warto na niego stawiać. Przez kilka następnych lat ścigał się w najlepszych grupach zawodowych. Nigdy nie był jednak ich liderem. - W kolarstwie był i jest podział ról. Ja miałem za zadanie likwidowanie ucieczek i rozprowadzanie. I powiem nieskromnie, że byłem w tym dobry. Biły się o mnie wszystkie grupy zawodowe. Mogłem przebierać w ofertach - oznajmia Lang.

Twardo stąpa po ziemi
Mistrz mówi, że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. - Zawsze byłem oszczędny i zapobiegliwy - twierdzi. Grał na giełdzie, ale ostrożnie, inwestował też w ziemię. Karierę zawodniczą zakończył w 1991 roku. No i zabrał się za biznes. Był dyrektorem sportowym kolarskiej grupy Animex, prowadził restaurację, miał kilka sklepów i przedstawicielstw handlowych. - Wtedy się trochę w tym pogubiłem - przyznaje. - Nie mogłem nad wszystkim zapanować. Nie miałem kontroli, no i zaczęło się walić. Polikwidowałem więc te wszystkie interesy i postawiłem na kolarstwo, nie licząc tego, że cały czas jestem przedstawicielem firmy Lampre, która handluje blachami.

Nowa miłość
Kiedy kończył karierę we Włoszech, wiedział, że wróci na stałe do Polski. Nie chciały tego żona Małgorzata i córka Agata. - Agata jest architektem. Ma dobrą pracę, ułożone życie - cieszy się ojciec. Z żoną przestało się Langowi układać, kiedy zaczął częściej bywać w Polsce niż we Włoszech.

- Trudno liczyć, że ma szansę przetrwać małżeństwo na odległość. Rozwodzimy się, ale to już chyba żadna tajemnica - mówi Lang.
Kolarz od trzech lat związany jest z Elżbietą Olech. - To cudowna kobieta, pod każdym względem. Daje mi wszystko, czego potrzebuję. Nasz związek jest bardzo partnerski - zdradza Lang.

W Barnowie odpoczywa
W Polsce Lang dzieli czas między Barnowo a Warszawę, gdzie ma mieszkanie. - Stolica to zawodowa konieczność. Prowadzę firmę Lang Team, która organizuje wiele wyścigów, w tym oczywiście Tour de Pologne. Kiedy jednak tylko mogę, jadę do Barnowa, który jest moim azylem. Tu odpoczywam, jeżdżę konno, poluję - mówi.

Trzeba przyznać, że dzięki Langowi polskie kolarstwo odradza się po latach zapaści. Lang przestał już też dopłacać do organizowanych przez siebie imprez, a nawet zarabia na nich.
Ma jeszcze kilka nowych pomysłów na życie. Nie są one już związane z kolarstwem, lecz z rolnictwem. W Barnowie ma 180 hektarów ziemi, małą stadninę koni. Chce rozwinąć turystyczny biznes i wypromować lokalny produkt. - Stawiam na chleb orkiszowy - oznajmia.

Mistrz twierdzi, że pieniądze są ważne, ale nie aż tak, żeby wszystko przesłaniały.
- Cieszę się, że udało mi się połączyć pasję z biznesem, ale pasja w tej parze jest ważniejsza - twierdzi Lang.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!