Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa Europy są dla nas! (fotogaleria)

interia.pl
Euzebiusz Smolarek doskonale dowodził.
Euzebiusz Smolarek doskonale dowodził.
Euzebiusz Smolarek przypieczętował awans reprezentacji Polski do finałów mistrzostw Europy 2008.
Leo i Ebi - tych dwóch imion od soboty nie mogą zapomniec kibice pilkarscy w Polsce. Wśród 50 tysiecy kibiców na chorzowskim stadionie byli i nasi dziennikarze.

Byliśmy na meczu Polska - Belgia

Polska - Belgia 2:0 (1:0)

Polska - Belgia 2:0 (1:0)

Bramki - Smolarek (45., 50).

Polska: Artur Boruc; Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Jacek Bąk, Grzegorz Bronowicki; Wojciech Łobodziński (46. Łobodziński), Mariusz Lewandowski, Radosław Sobolewski, Jacek Krzynówek, Euzebiusz Smolarek (85. Kosowski); Maciej Żurawski (82. Murawski).

Belgia: Stijn Stijnen; Guillaume Guillet, Vincent Kompany, Daniel van Buyten, Jan Vertonghen; Steven Defour (61. Pieroni), Marouane Fellaini, Faris Haroun (84. Geraets), Bart Goor; Mousa Dembele, Kevin Mirallas (77. Huysegems).

Sędziował Claus Bo Larsen (Dania). Widzów 45 000.

"Biało-czerwoni" wygrali z Belgią w Chorzowie 2:0.

Ten dzień, ten zespół i sztab trenerski, a także ta publiczność ze Stadionu Śląskiego przejdą do historii. 17 listopada 2007 r. Polska zapewniła sobie awans na mistrzostwa Europy. Po raz pierwszy w historii.

Koncerty gwiazd światowego rocka U-2 i Red Hott Chili Peppers rozgrzewały Stadion Śląski do czerwoności, ale nawet te wydarzenia nie wytrzymują porównania z "Orłami" Leo Beenhakkera. Ich gra i bramki strzelane przez niesamowitego Ebiego były jak wulkan, dzięki któremu nikt nie czuł mrozu.

Smolarek junior zaliczył serial - pięć goli w dwóch kolejnych meczach eliminacyjnych (wcześniej hat-trick w starciu z Kazachami), o jakim jego tata Włodzimierz mógł tylko pomarzyć. Nic dziwnego zatem, że gdy Ebi schodził z boiska, stadion żegnał go na stojąco, a uradowany Leo Beenhakker aż podniósł swego snajpera do góry.

Historyczny mecz zaczęliśmy jednak niewyraźnie. Jakby sparaliżowani stawką, która była większa, niż kiedykolwiek. Co więcej, w I połowie groźniejsza była Belgia, ale to my strzeliliśmy gola "do szatni". Belgowie grali "o pietruszką", ale nie wyglądali, jak baranki prowadzone na rzeź. Ciasno kryli naszych środkowych, blokowali również skrzydła, gdzie toczyła się większość akcji Orłów. Przebiliśmy się bokami w 24. min, ale najpierw Wojciech Łobodziński za mocno dośrodkował, a za moment Krzynówek, bijąc z prawej nogi nie trafił. Tak samo jak Michał Żewłakow z rzutu wolnego chwilę później.

Sceneria meczu była wspaniała. Leo Beenhakker wiedział, co mówi, gdy podkreślał: - Warunki pogodowe nam niestraszne. Wiem, że murawa jest w bardzo dobrym stanie.

Istotni, nowiutki świeżo rozwinięty trawiasty dywanik wyglądał imponująco. Także kibice postarali się o doskonałą oprawę, w trakcie hymnu układając z kartoniady gigantyczną flagę, a przede wszystkim cały czas głośno wspierając zespół. Dzięki temu piłkarze nie mieli na co narzekać. Na dodatek wokół murawy krążyły cheerleaderki w narodowych barwach i zagrzewały do dopingu kibiców.

Kontuzja, przez którą Jakub Błaszczykowski wypadł ze składu na mecz z Kazachstanem odbija mu się czkawką do dzisiaj. Prawoskrzydłowy Borussii Dortmund nie znalazł uznania w oczach Leo Beenhakkera na spotkanie z Belgami. Leo spodobał się na treningach we Wronkch Wojciech Łobodziński.

Po 10 minutach to Belgowie byli bliżsi zdobycia gola. Po szybkiej wymianie podań na lewej stronie Kevin Mirallas zostawił piłkę wbiegającemu w pole karne Farisowi Harounowi, a ten z lewej nogi przymierzył w lewy róg. Na szczęście dla nas Artur Boruc z kocią zwinnością rzucił się w tamtą stronę i dosięgnął piłki.

Odpowiedzieliśmy 10 minut później. W polu karnym Belgów zakotłowało się, ale uderzenia Jacka Krzynówka i Macieja Żurawskiego zostały zablokowane.

A Mirallas był cierniem w oku naszej defensywy. W 34. min Jacek Bąk musiał się ratować się faulem, bo Belg uciekał mu na czystą pozycję. Bąk obejrzał żółtą kartkę, a po chwili, po kropnięciu z 30 m z wolnego Jana Vertonghena nie straciliśmy gola tylko dzięki sprawności Boruca. Jak lampart rzuca się na antylopę - on poszybował w kierunku piłki i sobie tylko znanym sposobem przeniósł ją nad poprzeczką. Długo nie mógł tego pojąć trener Belgów Rene Vandereycken, który już widział piłkę w okienku polskiej bramki.

Za moment znowu było groźnie, ale po strzale Mirallasa piłkę głową wybił Michał Żewłakow.

Po przechwycie piłki brakowało nam przyspieszenia. Przy rozgrywaniu akcji zachowywaliśmy się czasem jak w szczypiorniaku, który nie bez kozery w języku słowackim i czeskim nazywany jest "hadzaną".

Orłów do lotu poderwała akcja dobrze spisującej się dwójki Marcin Wasilewski - Radosław Sobolewski. "Sobol" ofiarnie minął dwóch rywali i wyłożył piłkę na szesnastkę Euzebiuszowi Smolarkowi. Ten uderzył celnie, ale za lekko, więc Stijn Stijnen spokojnie złapał piłkę.

Stadion Śląski oszalał z radości tuż przed przerwą po prezencie Belgów. Vertonghen zbyt lekko wycofał do Stijnena. Wykorzystał to Ebi, który tylko czekał na taki przypadek. Poszedł do końca i choć bramkarz ratował się wybiciem piłki wślizgiem, Smolarek zablokował piłkę ciałem, podholował kilka metrów i z siedmiu metrów wpakował do pustej bramki! Na nic się zdała ratunkowa pogoń Daniela Van Buytena. Była godzina 21.17.

- Wielkość Leo polega na tym, że on potrafi reagować na zmieniającą się sytuację. Nic nie jest w stanie go zaskoczyć - podkreślał były asystent Holendra Dariusz Dziekanowski. Beenhakker potwierdził to w tym starciu. Prowadzenie do przerwy wcale go nie zadowoliło. Wiedział, że ta gra nie tak ma wyglądać. Dlatego "Żurawia" cofnął do drugiej linii, a Ebiego posłał do ataku, a na lewe skrzydło powędrował "Krzynek".

Na początku drugiej połowy, gdy Ebi ukąsił po raz drugi, dla milionów Polaków rozsianych po całym świecie wszystko stało się prostsze i w jaśniejszych kolorach. Awansu na mistrzostwa Europy nie mógł nam wydrzeć. Nawet Bart Goor z Anderlechtu, który ze wściekłością kopnął na bramkę w 55. min (kolejna świetna interwencja Boruca).

Choć gola na 2:0 zdobył również Smolarek, Leo Beenhakker po ojcowsku przytulił za niego wprowadzonego chwilę wcześniej Jakuba Błaszczykowskiego. Bo to właśnie Kubuś rozruszał ofensywę Orłów i zaczął bramkową akcję pięknym krzyżowym podaniem, po którym obrońcy zdołali odbić piłkę krótko - pod nogi Krzynówka. Ten wypalił ile sił, bramkarz odbił przed siebie, a dobitka Ebiego była formalnością.

Jak zareagował Stadion Śląski? Chóralnym "Ebi!", "Leo!" i jeszcze głośniejszym "Mazurkiem Dąbrowskiego". W takich chwilach człowiek czuje się dumny z tego, że jest Polakiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!