Kino nie po raz pierwszy okazało się miejscem magicznym, bo widzowie nie tylko zajumali, ale przede wszystkim kupili ten film. "Yumę" kupił również Max Cegielski, prowadzący spotkanie "Szczerość za szczerość".
- Wywodzisz się z roczników sześćdziesiątych, jesteś więc późnym i doświadczonym debiutantem, pewnie dlatego twój film ogląda się tak dobrze - mówił dziennikarz.
- Od lat pracuję dla telewizji, jestem właściwie takim fałszywym debiutantem - odpowiadał twórca.
Popularny dziennikarz nie ustawał w pochwałach: - Skąd pomysł, żeby zrobić film o jumie, nota bene pomysł świetny - indagował.
Reżysera zainteresowała historyczna niezwykłość zjawiska, jakim była juma: - Jumy nie ma w filmie czy literaturze: bezprawie, burdele, bandyci, wyprawy przez rzekę po niemieckie dobra luksusowe - to wszystko pachnie Dzikim Zachodem - w ten sposób Piotr Mularuk wytłumaczył się z konwencji swojego dzieła, które wpisał w ramy opowiastki awanturniczej, skrojonej podług kowbojskich prawideł.
Ogromna fala złodziejskich aktów, dokonywanych przez Polaków w Niemczech we wczesnych latach 90., miała być narzędziem bezkompromisowej walki o uzyskanie dziejowej sprawiedliwości. W swoim mniemaniu rodzimi jumacze mścili się za traumatyczną przeszłość. Trzeba Piotrowi Mularukowi przyznać rację - jumy nie ma w filmie czy w literaturze. Uznanie w sztuce nie zawsze jednak zdobywa się w ten sposób. Kilka ważniejszych wątków w "Yumie" zbyt szybko rozjeżdża się jak nogi mało doświadczonej łyżwiarki. Trudno zatem przyznać rację Maksowi Cegielskiemu i samemu reżyserowi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?