Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój stryj dowodził "Żbikiem"

Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Żebrowskiego
Andrzej Żebrowski przy grobie swojego stryja, Michała Żebrowskiego. – Cieszę się, że w Koszalinie jest ulica jego imienia. Szkoda tylko, że na tabliczce z jej nazwą jest tylko imię i nazwisko, bez najmniejszej wzmianki kim stryj był. A przecież mało kto wie, że tak nazywał się dowódca ORP "Żbik” – mówi.
Andrzej Żebrowski przy grobie swojego stryja, Michała Żebrowskiego. – Cieszę się, że w Koszalinie jest ulica jego imienia. Szkoda tylko, że na tabliczce z jej nazwą jest tylko imię i nazwisko, bez najmniejszej wzmianki kim stryj był. A przecież mało kto wie, że tak nazywał się dowódca ORP "Żbik” – mówi. Fot. Radek Koleśnik
Jest w Koszalinie ulica Michała Żebrowskiego, a na cmentarzu jego grób. Kim był? Dowódcą słynnego okrętu podwodnego "Żbik", który brał udział we wrześniowych walkach. - To mój stryj - mówi koszalinianin Andrzej Żebrowski.
Komandor podporucznik Michał Żebrowski (rok 1938).
Komandor podporucznik Michał Żebrowski (rok 1938). Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Żebrowskiego

Komandor podporucznik Michał Żebrowski (rok 1938).
(fot. Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Żebrowskiego)

Okręt podwodny "Żbik" wchodził w skład podwodnej floty II Rzeczpospolitej. Gdy wybuchła wojna, "Żbik" przez kilkanaście dni stawiał pola minowe, a potem umiejętnie wymykał się Niemcom (na jednej z min wyleciał w powietrze nieprzyjacielski trałowiec). Nie udało mu się jednak przedostać do portów brytyjskich (awaria techniczna) i komandor Michał Żebrowski - zgodnie z zaleceniem polskiego rządu - 25 września zawinął do portu w Szwecji, gdzie został internowany. Tutaj i okręt, i jego załoga oraz dowódca przebywali do końca wojny.

Do komunistycznej Polski Michał Żebrowski wrócić nie chciał i wyjechał do USA. Osiedlił się w Los Angeles, gdzie jako inżynier zatrudnił się w jednej z firm produkującej przydomowe baseny.

Michał Żebrowski urodził się w 1901 roku, na terenach dzisiejszej Białorusi. Cała rodzina Żebrowskich zasilała kolejne powstania i niepodległościowe zrywy. Na Michała i jego brata Wiktora (ojciec pana Andrzeja) wypadła walka o niepodległość w 1918 roku i udział w wojnie z bolszewikami w roku 1920.
Gdy skończył się czas walki, trzeba było zatroszczyć się o siebie. Młody Michał usłyszał, że tworzona jest polska Marynarka Wojenna i szybko zdecydował - choć morza nigdy wcześniej nie widział - że chce w tym uczestniczyć. Wtedy też polski rząd zamówił we francuskich stoczniach pierwsze okręty podwodne:
Wilka", "Rysia" i "Żbika". Ten ostatni wodowany został w 1929 roku. Osiem lat później, w 1937 roku, jego dowódcą został komandor podporucznik Michał Żebrowski. - Mój stryj to był świetny dowódca, wielki patriota, a przy tym człowiek o wielkim sercu - opowiada Andrzej Żebrowski. - Zawsze pomagał ludziom, i to zaraz po wojnie, jak i później. Jednak gdy Amerykanie zaproponowali mu służbę na okręcie wojennym, ale pod warunkiem, że popłynie na wojnę do Korei, odmówił. Zawsze powtarzał, że krew może przelewać tylko za Polskę - wspomina.

Michał Żebrowski nigdy się nie ożenił i nie założył rodziny. Coraz bardziej tęsknił za krajem, a w połowie lat 70. poważnie się rozchorował. Wtedy całą jego rodziną był syn jego brata, Andrzej. - A ja mieszkałem już w Koszalinie. Jak tu trafiłem? Mój ojciec zginął w czasie wojny i my wraz z mamą osiedliliśmy się w okolicach Łodzi. Potem studia na Akademii Rolniczej w Szczecinie i propozycja pracy w Koszalinie, w zakładzie zajmującym się hodowlą zarodową i stadniną koni - mówi. I gdy dostał list z Ameryki, w którym stryj pisał, że chciałby ostatnie lata życia spędzić w Polsce, nie wahał się ani chwili. - Napisałem list do generała Wojciecha Jaruzelskiego, ówczesnego ministra obrony, z prośbą, aby były komandor "Żbika" mógł wrócić do ojczyzny. Generał zachował się wspaniale. Osobiście wystosował zaproszenie do stryja, a gdy ten wylądował w Warszawie, natychmiast trafił pod znakomitą opiekę w jednym z wojskowych szpitali. Tu Michał Żebrowski spędził kilkanaście dni.
Był czas, że poczuł się lepiej, a wtedy spacerowali razem z Andrzejem po Warszawie i planowali wyjazd do Koszalina. Były komandor "Żbika" był bardzo ciekaw miasta, które zanim opuścił Polskę było przecież miastem niemieckim. Nie zdążył. Zmarł w warszawskim szpitalu 18 marca 1974 roku.

Jakiś czas potem został pochowany na koszalińskim cmentarzu. - Tuż przed śmiercią stryj mi opowiadał, że nigdy nie przypuszczał, że spocznie w koszalińskiej ziemi. Nawet wtedy, gdy pod koniec lat 30. wykonywał swoim "Żbikiem" tajną misję i którejś nocy wynurzyli się, aby popatrzeć na światła Darłowa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!