Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka jest dla mnie zawsze najważniejsza

Rozmawiała: Judyta Turan
Andrzej „Piasek” Piaseczny, gwiazdor muzyki pop i aktor.
Andrzej „Piasek” Piaseczny, gwiazdor muzyki pop i aktor.
ROZMOWA z wokalistą i aktorem Andrzejem Piasecznym

- Uważasz się za "ciacho"?

- Moja menedżerka siedziała pewnego dnia w zakładzie fryzjerskim obok dwóch pań z agencji reklamowej, które rozmawiały o tym, kto się nadaje do reklamy, a kto nie. Padło między innymi moje nazwisko, z komentarzem, że póki będę taki tłusty, to nic z tego nie będzie. To jest najlepsza odpowiedź na pytanie, czy jestem "ciachem". Jeśli tak, to z dużą ilością kremu (śmiech).

- Pytam o "ciacho", bo zostałeś tak nazwany w jednym z odcinków serialu "Niania", w którym gościnnie wystąpiłeś. W kogo się wcieliłeś?

- W gwiazdora muzyki pop, który zorganizował casting na królową pocałunku. Zwyciężczyni miała w nagrodę wystąpić w kampanii promującej jego najnowszą płytę. Tak się złożyło, że konkurs wygrała niania Frania (Agnieszka Dygant). Jak się później okazało, nie dlatego, że najlepiej całowała, tylko z racji tego, że była starsza od innych kandydatek, dzięki czemu bardziej pasowała wiekiem do mojego bohatera.

- Jak całuje niania Frania?

- (śmiech) Są pewne tajemnice produkcji, których nie wolno ujawniać, tym bardziej, jeśli ocierają się o intymność. Takie sceny są elementem warsztatu aktorskiego i nie sprawiają mi trudności. Zwłaszcza, że grałem z tak uroczą niewiastą jak niania Frania, która - oprócz urody - ma też inne walory, choćby to, że jest bardzo sympatyczną osobą.

- W "Niani" wystąpiłeś jako "Piasek". Podobno chciałeś uciec od tego pseudonimu.

- Nikt nie jest w stanie uciec od siebie i ja nawet nie mam takiego zamiaru. W pewnym momencie mojego życia postanowiłem posługiwać się imieniem i nazwiskiem, po to, żeby zaznaczyć, że zmieniła się muzyka, którą robię. Natomiast nigdy nie powiem, by nie mówić na mnie "Piasek". To moja przeszłość, ale cały czas żywa. Nie odcinam się od niej.

- Przydało ci się na planie "Niani" doświadczenie, które zdobyłeś grając w "Złotopolskich"?

- Oprócz tego, że pomogło mi doświadczenie aktorskie, które zdobyłem przez kilka lat występowania w innym serialu, przydał mi się również dystans do własnej osoby. To jest w końcu komedia. Na planie "Niani" musiałem się śmiać sam z siebie. Dla artysty to bardzo cenne doświadczenie. Jeśli ktoś jest napompowany i zbyt serio traktuje swoją twórczość, choćby była bardzo poważna, to zaczyna gonić w piętkę. A ja po wielu powodzeniach i niepowodzeniach sądzę, że tego dystansu do siebie już nabrałem.

- Uważasz się za aktora?

- To bardzo trudne pytanie, dlatego że miałbym na to wielką ochotę. Ale ciągle
mam ogromną nieśmiałość w tak kategorycznym podsumowaniu ostatnich ośmiu lat. Chociaż, gdy oglądam jedne z pierwszych odcinków "Złotopolskich" i te, które powstały niedawno - widzę różnicę. Te lata były dla mnie poważną szkołą aktorską, tym bardziej że współpracowałem ze znakomitymi aktorami. Niektórych z nich już z nami nie ma. To oni mnie uczyli i dali ogromną szansę.
Jestem jednak bardziej muzykiem. Wybrałem w życiu taką drogę i chcę dalej nią iść. Muzyka jest dla mnie najważniejsza i tak pewnie pozostanie. Ale gdybym otrzymał jakieś propozycje aktorskie, choćby takie jak z "Niani", byłoby mi niezmiernie miło i pewnie bym z nich skorzystał. Równocześnie mam świadomość, że jest wielu aktorów młodego pokolenia, którzy czekają na swoją szansę. Dla nich aktorstwo jest wszystkim. Dla mnie - tylko uzupełnieniem.

- Mimo że miewasz przerwy w graniu w "Złotopolskich", to chyba nie możesz narzekać na brak zajęć.

- Mam na tyle dużo pracy, że tęsknię za pobytem w domu. Bywam w nim cztery dni w miesiącu. To świadczy o tym, że jestem zajęty. Szczerze mówiąc, marzy mi się chwila wytchnienia. Ale mam przy tym świadomość, że w moim zawodzie trzeba chwytać chwilę. Na odpoczynek jeszcze przyjdzie czas.

- Jesteś domatorem?

- I tak, i nie. Najbardziej tęsknię do tego, by w końcu wstawać, dlatego że jestem wyspany, a nie z musu. Bardzo brakuje mi też czytania. Nadrabiam te braki, kiedy wyjeżdżam na wakacje. Biorę ze sobą plecak książek i staram się z nimi jak najczęściej obcować. Czytanie wietrzy mi umysł i wzbogaca jako autora tekstów.

- Masz ulubionego pisarza, książkę?

- Staram się sięgać po bardzo różnych autorów. Kiedy uczyłem się w liceum, wszyscy moi znajomi czytali Marka Hłaskę. Taka była moda. Strasznie się wtedy opierałem, żeby nie sięgać po jego książki, bo chciałem być na przekór trendom. Poddałem się za to modzie na Paulo Coelho i Williama Whartona. Tego drugiego krytycy traktują trochę z pobłażliwością. A mnie się wydaje, że każdemu przyda się odrobina ciepła, które przemyca w swoich powieściach. Staram się także czytać polskich autorów. Zmęczyłem "Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną" Doroty Masłowskiej. Doceniam taką literaturę, ale muszę przyznać, że mnie nie kręci. Ostatnio dałem się namówić na powieści Harlana Cobena - specjalistę od thrillerów.

- Jesteś przekorny?

- Jestem, jak sądzę, w dobrym tego słowa znaczeniu, konformistą. Lubię się zgadzać z ludźmi. Bywam uparty, ale nie może być inaczej, bo jestem zodiakalnym Koziorożcem. Na szczęście temu uporowi towarzyszy często refleksja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!