Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najlepiej na mnie działa świeże powietrze

Rozmawiała: Judyta Turan
Niezwykle pogodna, ciepła i profesjonalna. Taka jest Stanisława Celińska – aktorka, bez której trudno wyobrazić sobie polski show-biznes.
Niezwykle pogodna, ciepła i profesjonalna. Taka jest Stanisława Celińska – aktorka, bez której trudno wyobrazić sobie polski show-biznes.
ROZMOWA z aktorką Stanisławą Celińską

- Gra pani w kilku serialach i filmach. Skąd pani bierze tyle energii!?

- Od Pana Boga. Poza tym dosyć dobrze się prowadzę. W lipcu minie 19 lat, od kiedy nie piję i nie palę, co też jest nie bez znaczenia. Ciężko mi to przyszło, bo miałam problemy z alkoholem. Ale któregoś dnia, z boską pomocą, udało mi się zerwać z nałogiem.

- To może chociaż pije pani kawę?

- Czasami, ale mam wysokie ciśnienie, więc muszę uważać. Najlepiej na mnie działa świeże powietrze. Bardzo lubię spacery z moją cudowną przyjaciółką Teklą. To jamniczka skrzyżowana z białym kudłaczem.

- Dzieli się pani swoim doświadczeniem z młodymi aktorami?

- Staram się im pomagać, dlatego że mi też ktoś kiedyś pomógł. Jak tylko mogę, przekazuję swoją wiedzę i umiejętności młodemu pokoleniu - taki mam charakter.

- A kto panią wprowadzał w arkana aktorstwa?

- Szereg osób - Ryszarda Hanin, która była moją profesorką, Halina Mikołajska, Tadeusz Łomnicki, Tadeusz Janczar, Daniel Olbrychski i wspaniali operatorzy, chociażby Zygmunt Samosiuk.

- Jak pani postrzega polskie seriale?

- To zazwyczaj w pełni profesjonalne produkcje, nad którymi pracują świetni fachowcy. Konkurencja jest teraz tak duża, że w ekipach realizujących seriale nie ma miejsca na niekompetencję. Nieraz mam tylko zastrzeżenia do niechlujnego dźwięku w polskim filmie. Zdarza się, że nie słyszę i nie rozumiem, co mówią aktorzy. To mnie trochę męczy, bo przecież lepiej wiedzieć, o czy rozmawiają, prawda? Może to jest kwestia niestarannej wymowy.

- Pani doskonale odnajduje się w świecie seriali. Gra pani między innymi w sitcomie "Mamuśki", i to bardzo ciekawą rolę.

- Ta rola daje mi dużo satysfakcji, bo jest inna niż te, do których przyzwyczaiłam telewidzów. Mam już dosyć ciepłych, kochanych mam. Dlatego z przyjemnością gram wciśniętą w gorset, charakterną mamuśkę.

- Grając tę postać czerpie pani inspiracje z własnego życia?

- Może troszkę, oczywiście w krzywym zwierciadle. Też jestem, choć staram się nie być, taką nadopiekuńczą mamuśką. Pamiętam zdarzenie, które to zabawnie obrazuje. Pochyliłam się kiedyś, żeby zawiązać sznurowadło mojemu synowi, a kiedy spojrzałam w górę, długo nie mogłam dostrzec jego głowy. Mikołaj był już wtedy dużym chłopcem. To mi dało do myślenia. Podejrzewam, że w dużej mierze taka nadopiekuńczość wynika z tego, że moje dzieci przyszły na świat, kiedy byłam już dojrzałą, 28-letnią kobietą i aktorką. To w sumie dosyć późne macierzyństwo. W tamtym czasie doświadczyłam także bolesnej straty - umarła moja ukochana babcia. Wszystko to wpłynęło na moje zachowanie. Trzęsłam się nad moimi dzieciakami, że hej.

- A teraz ma pani z nimi dobry kontakt?

- Bardzo dobry. Udało nam się zaprzyjaźnić - dzieci zawsze mogły mi o wszystkim powiedzieć, nie było tematów tabu. To jest chyba najważniejsze. Czasami próbuję trochę złagodzić więź, która nas łączy, ale szybko się z tego wycofuję.
Myślę, że dopóki matka jest na świcie, to będzie potrzebna.

- A jak wyglądają pani relacje z synową i zięciem?

- Zawsze, kiedy dzieci przedstawiały mi kogoś i mówiły: to jest mój przyjaciel, od razu ta osoba stawała się także moim przyjacielem. No, chyba że była ewidentnie potworem w ich życiu. Wtedy mogłam interweniować i powiedzieć, co o niej sadzę. W przypadku zięcia i synowej nie było takiej konieczności. Nie mam prawa narzekać, bez problemu się dogadujemy. Staram się być wobec nich sprawiedliwa i dostrzegać, że w konfliktach wina często leży także po stronie moich dzieci.

- Nie jest łatwo zachować obiektywizm, gdy ocenia się własne dzieci. Jak to się
pani udaje?

- Czasami jest trudno, bo to jednak pewien rodzaj atawizmu. Ale staram się być obiektywna i w ogóle mądrze żyć - stosując ideę złotego środka. To dla mnie o tyle trudne, że jestem osobą krańcową w uczuciach i emocjach - albo kocham, albo nienawidzę. Na szczęście czasami dopuszczam do głosu także rozum, który podpowiada mi, że nie warto się niecierpliwić i złościć.

- Zagrała pani także w filmie "Post mortem. Opowieść katyńska" Andrzeja Wajdy. Kim jest pani bohaterka?

- Zagrałam Stasię - sympatyczną służącą, która opiekuje się rodziną bohaterki Danuty Stenki. To bardzo ciekawa, przechodząca w pewnym momencie metamorfozę, postać.

- Ma pani jakieś plany zawodowe na najbliższe miesiące?

- Z ekipą Teatru Rozmaitości w Warszawie wyjeżdżam w maju do Francji. Pokażemy tamtejszej publiczności przedstawienie "Krum". Zostałam także zaproszona do jury 42. Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie. Gram również w Teatrze Współczesnym w sztuce "Udając ofiarę", która niedawno miała premierę. Oprócz tego śpiewam w muzycznych przedstawieniach w Teatrze Na Woli i gram tam swój jubileuszowy spektakl "Grace i Gloria", z którym byliśmy w Sztokholmie. Jeżdżę też po całym kraju z moim recitalem "Domofon, czyli śpiewniczek domowy Stanisławy C."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!