Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz komentarz: Trzeszczy w Zjednoczonej Prawicy. Stare demony wróciły

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Piotr Polechoński Radek Koleśnik
Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości w ostatnim czasie zachodzą w głowę nie mogąc ani zrozumieć, ani się nadziwić temu, co w obozie Zjednoczonej Prawicy się dzieje. Ostatnie parlamentarne wybory wygrane w cuglach, stabilna większość, prezydent z tego samego obozu, w perspektywie długi czas samodzielnych rządów – jednym słowem polityczny raj dla wszystkich, którzy marzą o rządzeniu jakimkolwiek krajem. Nic to tylko rządzić, co jakiś czas z nudów odszczekując się opozycji.

Tymczasem tak się w tym rządowym obozie zakotłowało, że nagle mamy kryzys rządowy jak się patrzy, koalicja z politycznymi przystawkami zatrzeszczała w szwach, co jakiś czas słychać było dramatyczne wołania, że koalicja już nie istnieje, a mniejszościowy rząd i w konsekwencji przyśpieszone wybory to już tylko kwestia czasu. Co się stało? Trudno tu nie odnieść wrażenia, że projekty ustaw o ochronie zwierząt i bezkarności urzędników w czasie pandemii miały też i taki cel, aby w obozie Zjednoczonej Prawicy doszło do walki na noże o władzę. Jarosław Kaczyński wiecznie rządzić nie będzie i to już ostatni dzwonek, aby przygotować na tę chwilę swoje zaplecze, swoich następców (czytaj: Mateusz Morawiecki). Osłabić, a przede wszystkim ujawnić tych, którzy mogą jego planom i jego decyzjom zagrozić. Tych, dla których lojalność wobec Kaczyńskiego jako lidera całego obozu nie jest absolutnym, bezdyskusyjnym priorytetem.

Wszystko więc wskazuje na to, że cała ta historia z tymi dwoma projektami ustaw – na którymś jej etapie - mogła stać się w jakimś stopniu celowym zagraniem w określonym celu. Zbigniew Ziobro poczuł „polityczną krew”, dał się sprowokować i rzucił się do boju o polityczną schedę po raz drugi zapominając, że jego realna pozycja w rządzącym obozie dramatycznie różni się od tego, jak on myśli, że ta pozycja wygląda. Raz boleśnie przekonał się o tym, gdy odszedł z PiS-u myśląc, że jego Solidarna Polska szybko PiS zastąpi. Teraz przekonał się o tym drugi raz, gdy najpierw rzucił rękawicę, aby chwilę później na konferencji prasowej (po tym, gdy zerknął na samodzielne sondaże Solidarnej Polski) złożyć samokrytykę, grzecznie prosić o najniższy wymiar kary i skurczyć się jako polityk o kilka rozmiarów. Nieco mniej upokarzająco skończyła się sprawa dla Jarosława Gowina, który (po zerknięciu na te same sondaże) w porę wszedł na ścieżkę „kompromisu”, ale i on wyszedł z tej całej historii mocno osłabiony („cios w plecy” od Jadwigi Emilewicz musiał mocno zaboleć i dać do myślenia). I po takim spacyfikowaniu jego politycznych ambicji, podobnie jak Zbigniew Ziobro, nie ma już co marzyć o przyszłym liderowaniu Zjednoczonej Prawicy. Jarosław Kaczyński dowiedział się też – z imienia i nazwiska - kto w jego własnych szeregach potrafi zdecydować inaczej niż on zdecydował i zagłosować „przeciw”. Te kilkanaście nazwisk musiały prezesa zdziwić i zirytować najbardziej, bo czego jak czego, ale tego, że one się pojawią pewnie nie spodziewał się zupełnie.

I może nawet ta wewnętrzna nielojalność była główną przyczyną tego, co ma się wkrótce stać, a czego tak bardzo Jarosław Kaczyński chciał uniknąć - jego bezpośredniego wejścia do rządu. Najwyraźniej rys i pęknięć w rządzącym dziś Polską obozie jest tak dużo, że nie da się tego obozu kontrolować z zacisza ulicy Nowogrodzkiej. Stąd pomysł wejścia na główną scenę i tutaj pilnowania tego, aby kruchy rozejm zawarty pomiędzy PiS-em i resztą nie runął już na następnym zakręcie oraz tego, aby wewnątrzpisowski wirus „podjęcia innej decyzji niż prezes” nie rozlał się zbyt szeroko po partyjnych strukturach. Zachwianie stabilnością Zjednoczonej Prawicy musiało być naprawdę poważne, skoro Jarosław Kaczyński ma zamiar zdecydować się na taki krok pomimo oczywistych zagrożeń, które się z tym wiążą i groteskowych skojarzeń z Józefem Piłsudskim, który jako Główny Inspektor Sił Zbrojnych po 1926 roku faktycznie rządził krajem. Bo z jednej strony – na krótką metę – obecność prezesa w rządzie wzmocni Mateusza Morawieckiego poprzez poddanie większej kontroli poczynań Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobro (zwłaszcza tego ostatniego). Z drugiej jednak strony – w dłuższej i szerszej perspektywie – wizerunkowo urzędujący premier bardzo straci, bo mając obok Jarosława Kaczyńskiego zacznie on być postrzegany jako premier malowany, a nie rzeczywisty. A taka polityczna „gęba” przy budowaniu pozycji samodzielnego następny obecnego lidera PiS na pewno mu nie pomoże. Pomimo to Jarosław Kaczyński planuje do rządu wejść. Wniosek: zagrożenie rozpadem obecnego obozu rządowego – pomimo zawartego porozumienia – jest tak wielkie, że problem schedy po Kaczyńskim zszedł na plan dalszy. Na razie trzeba ratować to, co jest.

Jednak, dlaczego jest tak źle, skoro było tak dobrze? Ten kryzys jest irracjonalny, jeśli się na niego spojrzy nieco z oddali. Z reguły takie napięcia występują po przegranych wyborach, najczęściej kolejnych z rzędu lub z powodu wielkich afer. Tu jednak Zjednoczona Prawica zatrzęsła się w apogeum politycznego sukcesu, który to sukces powinien scalać całą tę polityczną strukturę, a nie zachwiać ją w posadach. Tymczasem stało się inaczej i trudno uciec od refleksji, że najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy jest natura politycznego środowiska, któremu od kilku dekad w większym lub mniejszym stopniu przewodzi Jarosław Kaczyński. Wielokrotnie w przeszłości, jeśli temu środowisku udało się coś politycznie osiągnąć to równie skutecznie po jakimś czasie ten sukces udało się zaprzepaścić. I to nie wskutek mistrzowskich działań politycznych przeciwników, ale w wyniku własnych krótkowzrocznych rozgrywek i personalnych ambicji poszczególnych polityków, które zazwyczaj okazywały się silniejsze niż racjonalny rachunek strat i zysków. Podobnie dzieje się teraz, choć z większym opóźnieniem niż to wcześniej bywało, ale w końcu ten dobrze znany gen autodestrukcji objawił się i prawie wywrócił do góry nogami obecny obóz rządzący krajem. Kryzys został zażegnany, ale tylko na pewien czas. Bo to, co zostało podpisane żadnym porozumieniem nie jest, ale tylko wewnętrznym paktem o nieagresji. Z bardzo krótką datą ważności.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera