Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niczego nie żałuję

Rozmawiała Inga Domurat
Izabella Skrybant-Dziewiątkowska na estradzie występuje już prawie 45 lat.
Izabella Skrybant-Dziewiątkowska na estradzie występuje już prawie 45 lat. Fot. Piotr. Czapliński
Rozmowa z Izabellą Skrybant-Dziewiątkowską, gwiazdą Tercetu Egzotycznego

- Kiedy tak naprawdę powstał Tercet Egzotyczny, bo co artykuł prasowy, to inna data?
- Zbyszka spotkałam w 1963 roku, ale nasze pierwsze koncerty były w 1964 roku. Wcześniej Zbyszek tworzył Duet Meksykański z Antkowiakiem. Kochał latynoskie rytmy od lat 50., gdy zobaczył w kinie meksykański film "Paloma" i zachwycił się graną w nim muzyką.

- Jak pani dołączyła do tego duetu?
- Propozycja wyszła od Zbyszka. Ja pracowałam we wrocławskiej operetce, to był mój pierwszy rok pracy, jeszcze byłam nastolatką. Grałam na altówce i to dużą rolę. I wtedy właśnie Szymon Szurmiej, teraz dyrektor Teatru Żydowskiego w Warszawie, wtedy reżyser w Teatrze Rozmaitości we Wrocławiu, powiedział, że Zbyszkowi przydałaby się do zespołu dziewczyna. A on ma dla niego taką jedną śliczną. No i Zbyszek przyszedł na premierę i się mną zachwycił. Ja podchodziłam do tego z rezerwą, bo nie wiedziałam, na ile ta propozycja jest prawdziwa. Ale w decyzji pomogła mi dyrektorka operetki, która oznajmiła, że mnie nie zwalnia i, że jak mi się poszczęści, to dobrze, a jak nie, to przyjmie mnie z powrotem. I zaryzykowałam. Gdybym miała to zrobić drugi raz, postąpiłabym tak samo.

- Zbigniew Dziewiątkowski napisał dla pani piosenkę "O, Izabello". To był początek wielkiej miłości?
- Napisał i to nie jedną. "O, Izabello", "Kocham ciebie Izabello", potem "Witaj Izabello", "Iza", Moja Izabello". To chyba dużo. I u Zbyszka rzeczywiście zaiskrzyło od razu. Dla mnie musiało minąć jakieś pół roku.

- Ale małżeństwo było znacznie później. Czy nie tak?
- Tak. W 1983 roku. Najpierw to nie mnie zapytał o zdanie. Przyszedł do mojej mamy, a ja tak się zastanawiałam, co on ma do niej za interes. A on przyniósł kwiaty i poprosił o moją rękę. A rodzice moi go uwielbiali, więc zgodzili się od razu. Dostałam od niego pierścionek zaręczynowy z brylantem.

- W jednym z wywiadów pani mąż mówił, że bilety na wasze koncerty rozchodziły się na pniu dzięki pani...
- Nieraz dawał mi to do zrozumienia. Przynosił zagraniczne recenzje, na przykład tę z "New York Timesa", gdzie za ekspresję na scenie porównano mnie z Tiną Turner. Przypominał, że byliśmy w największych salach koncertowych w Stanach i Europie. I to mi dodawało otuchy, bo w Polsce nie mogliśmy liczyć na przychylność prasy. Tu oficjalnie byliśmy kiczem, pisało się o nas źle albo wcale.

- Dlaczego?
- Wtedy była komuna, a nas z naszymi egzotycznymi piosenkami, pięknymi strojami, zapraszano do Ameryki. I pewnego dnia na trzy dni przed wyjazdem już po raz drugi do Stanów z Paradą Polskich Gwiazd, przyszła do mnie dawna koleżanka z liceum. Okazało się, że pracowała w ówczesnej milicji. Zaproponowała współpracę, chciała, bym udostępniła swoje mieszkanie i zapewniła, że wtedy będę miała w Polsce wszystko, co możliwe. Ale ja się nie zgodziłam. Zabrano nam paszporty. Ale wstawił się za nami Jasiu Wojewódzki, organizator Parady. Powiedział, że jeżeli my nie pojedziemy do Stanów, to żadna inna gwiazda też nie pojedzie i paszporty oddali. Wtedy też zostaliśmy w Ameryce dłużej niż planowaliśmy. Nagraliśmy program w Radio City, bo wiedzieliśmy, że może nie będziemy już mieć takiej szansy. Po powrocie do Polski na naszą muzykę był szlaban w radiu. Zostały nam tylko nagrania, ale i tak nasze płyty dobrze się sprzedawały. Publiczność i tak nas kochała i kocha nadal. Po latach mieliśmy okazję rozmawiać z Wróblewskim, dziennikarzem, który najczęściej o nas pisał i to tylko źle. I przyznał, że taki miał nakaz. Komuna chciała nas zniszczyć.

- A teraz jesteście na topie...
- Tak jakoś od 1992 roku zbieramy same pochwały. TVN Style kilka tygodni temu wyemitowało o mnie i o Zbyszku program - "Taka miłość się nie zdarza". A kilka lat temu, tuż po śmierci Zbyszka, otrzymałam propozycję od bardzo znanego reżysera, by zrobić telenowelę - "Pueblo i Pamela". Ale chodziło o to, by powyciągać trochę brudów i na to się nie zgodziłam.

- Musi pani być silną kobietą. Ciężka choroba córki, śmierć męża, wiele wypadków, których była pani ofiarą. I nadal jest pani pełna życia i optymizmu. Jak to się pani udaje?
- Siłę dają mi ludzie. Jak bym miała wymienić przyjaciół, to lista byłaby bardzo długa, a wroga, nie wiem, czy bym znalazła. Jak tylko coś mi się przytrafiło, to otrzymywałam mnóstwo telegramów z życzeniami powrotu do zdrowia. A tych wypadków miałam sporo. Miałam wielokrotnie pękniętą czaszkę, przesunięty nos, bo na mnie napadli, złamaną rękę, nogę, te palce u ręki, które mam tylko do połowy i uszkodzony główny węzeł zatokowy serca. Wszystko przetrwałam, ale tylko dlatego, że jestem otoczona przyjaciółmi i rodziną. Po chorobie Ani zaczęłam finansowo pomagać klinice onkologicznej we Wrocławiu. Na aukcje wystawiłam ze 200 moich scenicznych kreacji, a ostatnio przedszkolu w Leśnej przekazałam 20 tys. złotych. Za to dostałam moc serduszek z podziękowaniami, które są dla mnie bezcenne.

- Pani recepta na tak wspaniały wygląd?
- Dużo ćwiczę, mało jem, choć uwielbiam słodycze. Ale nie wstydzę się też, że wycięłam sobie trochę skóry pod pachami i zrobiłam sobie powieki. Wychodzę z założenia, że artysta musi dobrze wyglądać.

- Najbliższe plany?
- Szykujemy jubileuszową trasę po Stanach. Zamierzamy też zrobić program na Kubie i spełnić moje marzenie i zaśpiewać w duecie z Julio Iglesiasem. Pięć lat za nim chodziłam i mam jego zgodę. Zaśpiewamy "Pamelo, żegnaj" po hiszpańsku. Tylko teraz czekam, by podał termin naszego spotkania we Wrocławiu. No i pracujemy z zespołem nad nowym albumem, bo Zbyszek zostawił nam ponad 100 kompozycji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!