- Z synem źle zaczęło się dziać w grudniu 2009 roku, ale wtedy nikomu przez myśl nie przeszło, ze to nowotwór - mówi zrozpaczona Edyta Nowacka, matka Kamila. - W marcu 2010 roku syn został skierowany na badania do szpitala. Diagnoza była straszna. Lekarze powiedzieli, że to ziarnica, nowotwór węzłów chłonnych i to mocno zaawansowany. Nogi się pode mną ugięły.
A Kamil miał plany. Już wtedy wiedział, że zostanie ojcem. Jego narzeczona była w ciąży i dosłownie za kilka tygodni miała rodzić. Kamil zaczynał dorośleć. Żałował, że się nie skończył szkoły. Chciał to naprawić, zdobyć konkretny zawód, by móc w przyszłości utrzymać rodzinę. Pomoc zaoferowali też rodzice. Jego życie wychodziło na prostą i tak miało zostać. Tego chciał i on, i rodzice. Te plany przerwała choroba.
Pani Edyta w poniedziałek rusza z synem do kliniki w Gliwicach, która zgodziła się na konsultacje i prawdopodobną radioterapię. - Jedziemy tam pierwszy raz - mówi pani Edyta. - Nie wiem, jak długo tam będziemy musieli zostać. Sama podróż to koszt 600 złotych, bo muszę wynająć samochód. Zabieram z domu ostatnie pieniądze, a mam na utrzymaniu oprócz Kamila jeszcze dwoje dzieci. Pracuję na poczcie, ale większość pensji idzie na spłatę pożyczki, którą już wzięłam na opiekę nad synem. Mąż pojechał do Holandii i łapie się każdej roboty, ale i tak z nią coraz gorzej. Jesteśmy bez grosza, dlatego proszę ludzi o pomoc.
Osoby, które chcą wspomóc rodzinę, powinny kontaktować się z Edytą Nowacką pod nr tel.: 697-466-299.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?