- Diametralnie zmienił Pan swój wizerunek. Niektórzy pamiętają zupełnie innego Piotra Rubika. Czy tą zmianę wymusiły reguły rządzące showbiznesem? Czy aby być gwiazdą trzeba wyglądać jak gwiazda?
- Nigdy się nie zastanawiałem jak wygląda lub powinna wyglądać gwiazda i nawet nie lubię tego słowa. Zwyczajnie doszedłem w życiu do momentu, w którym postanowiłem zmienić swoje podejście do życia.
Odważyłem się na większą otwartość, wyjście do ludzi. To dość automatycznie pociągnęło za sobą wiele przemian nie tylko wewnętrznych, ale również zewnętrznych.
- Jak wpływa na życie osobiste ciągłe "bywanie" na pierwszych stronach gazet, nie zawsze przyjaznych? Czy to cena, którą warto zapłacić?
- Cenę za bycie sobą płaci się w każdym zawodzie. Ja się nie skarżę. Uważam, że każda życiowa sytuacja ma swoje plusy i minusy.
W moim przypadku tych plusów jest zdecydowanie więcej: robię to co kocham, spotykam się z dowodami powszechnej sympatii i akceptacji, a moja praca nie trafia w próżnię.
Jeśli ceną za to wszystko jest również publiczna krytyka, to płacę i nie narzekam.
- Najpierw czytaliśmy i słyszeliśmy o konflikcie w pańskim zespole. Dziś występuje pan z nowymi artystami. Jak to jest całkowicie zmienić zespół? Jak na te zmiany reaguje publiczność? Nie jest rozczarowana, że na scenie widzi innych ludzi niż na plakacie?
- Zacznijmy od początku. Nigdy nie było mowy o tym, że dani soliści są na stałe przypisani do określonego oratorium. Wielu z nich zresztą się podczas tych dwóch lat zmieniło.
Tyle tylko, że nikt tej informacji nie rozpowszechniał. Do krakowskiej kantaty na przykład już od dawna byli planowani zupełnie nowi ludzie. A zespół który zgromadził się przy mnie teraz, jest fantastycznie zdolnym i naładowanym energią monolitem.
Sam nie mogę uwierzyć w to, że spotkałem ich na swojej drodze i namówiłem do współpracy w ciągu jednego tygodnia. W końcu takich głosów i talentów nie spotyka się ot tak na ulicy. Głęboko wierzę, że tak miało być!
- Jest pan prekursorem nowego nurtu w muzyce, któremu już nadano nazwę: "sakropolo". Jak się panu podoba to określenie?
- Mimo ukończonej akademii nie znam szczerze mówiąc takiego nurtu w muzyce. Rozumiem, że jest to raczej hasło utworzone przez ludzi nie akceptujących mojej twórczości dziennikarzy.
A czy mi się podoba - szczerze mówiąc nie bardzo. Nigdy nie byłem zwolennikiem ludzkiej złośliwości. Mając wybór zawsze wybieram miłość.
- Co dalej? Szykuje pan coś nowego, coś co zaskoczy publiczność?
- Za kilkanaście dni będzie można usłyszeć nasz najnowszy singiel i nagrane do niego video, a pierwszego czerwca na krakowskim rynku odbędzie się premiera jubileuszowej kantaty "Zakochani w Krakowie".
Na koniec roku zapowiadamy premierę pierwszej odsłony najnowszego i najodważniejszego z moich planów "Oratorium dla świata". Pierwsza odsłona zostanie zaprezentowana z okazji jubileuszu Gorzowa Wielkopolskiego.
- Na koniec pytanie prywatne. W kolumnach towarzyskich widzimy pana zdjęcia z uroczą narzeczoną. Kiedy narzeczona stanie się żoną?
- A to jest właśnie jeden z tych nielicznych planów, które chciałbym przynajmniej na razie zachować w tajemnicy...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?