Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieszczęście goni nieszczęście

KRZYSZTOF BEDNAREK [email protected]
Po uderzeniu pioruna stodoła spaliła się w całości. Z obory pozostały tylko ściany zewnętrzne. Stanisław Jedynak i jego ojciec Henryk Jedynak jak najszybciej, jeszcze przed zakończeniem żniw, chcieliby odbudować spalone budynki.
Po uderzeniu pioruna stodoła spaliła się w całości. Z obory pozostały tylko ściany zewnętrzne. Stanisław Jedynak i jego ojciec Henryk Jedynak jak najszybciej, jeszcze przed zakończeniem żniw, chcieliby odbudować spalone budynki. Krzysztof Bednarek
Pół roku temu zmarła żona Stanisława Jedynaka. Jego matka od miesięcy choruje. W minioną sobotę z ojcem Henrykiem pojechali do szpitala w Drawsku Pomorskim odwiedzić chorą. Podczas ich nieobecności w stodołę uderzył piorun.

nasz komentarz

nasz komentarz

Chodzi o bezpieczeństwo

Jest tajemnicą poliszynela, że hydranty wykorzystywane są nie tylko w czasie pożarów. Niektórzy mieszkańcy traktują je wręcz jak źródło wody, za którą nie trzeba płacić. Są różne sposoby, by zapobiec kradzieżom. Na pewno najgorszym rozwiązaniem jest likwidowanie hydrantów. Nikt nie wycina przecież lasu z tego powodu, że złodzieje kradną drewno. Warto o tym pamiętać, bo chodzi o nasze bezpieczeństwo.
Krzysztof Bednarek

W Lasocinie (gm. Drawsko Pomorskie) jest tylko kilkanaście gospodarstw. Jedynakowie mieszkają pod nr 13. Mają 22-hektarowe gospodarstwo. Hodują świnie. We wsi wszyscy dobrze się znają. Gdy w sobotę po południu ludzie usłyszeli huk i zobaczyli łunę nad gospodarstwem Jedynaków, wszyscy pobiegli gasić pożar. Okazało się to jednak trudne.

Świnie spłonęły żywcem
- Strażacy, którzy przyjechali na miejsce pożaru już po kilku minutach, nie mogli uporać się z odkręceniem stojącego w pobliżu zabudowań hydrantu. Na szczęście w pobliżu jest niewielki staw, w którym Jedynakowie hodują ryby. Stamtąd czerpali wodę - mówi Antoni Żurawek, który w czasie pożaru wyciągnął z płonącej obory sąsiadów kilka świń. Pomagał mu w tym Henryk Grzelak, naczelnik OSP w Rydzewie.

- Wyciągnąłem z obory siedem świń. Więcej się nie dało, bo wewnątrz było gorąco jak w piekle - mówi. - W tym czasie moi ludzie wodą schładzali dach, by nie dopuścić do przeniesienia się ognia na stojący w pobliżu obory budynek mieszkalny. My czerpaliśmy wodę ze stawu. Inne jednostki jeździły po wodę dalej. Wezwany na pomoc wóz strażacki z Łobza ugrzązł w błocie.

Jedynakowie ponieśli co najmniej 160 tys. zł strat. Uratowano wprawdzie 30 świń, ale 20 spaliło się. W ogniu zginął w męczarniach również pies, ich wierny przyjaciel, który schował się w oborze przed burzą. Żywioł zniszczył trzy silniki, sieczkarnię, dwa śrutowniki. Jakby tego było mało, na krótko przed pożarem gospodarstwo dwukrotnie okradli złodzieje poszukujący metali kolorowych. - Nie wiem, czy to wszystko wytrzymam - mówi Henryk Jedynak. - Dobrze chociaż, że możemy liczyć na sąsiadów. Podczas naszej nieobecności ratowali, co się dało. Po pożarze każdy coś przyniósł od siebie. Ziarno, paszę dla zwierząt. Jesteśmy z synem bardzo im za to wdzięczni.

Dom Jedynaków odwiedził również burmistrz Drawska Zbigniew Ptak. Obiecał pomoc w odbudowie zniszczonych budynków. Po nim zjawili się pracownicy opieki społecznej. Ale sąsiedzi Jedynaków nie ufają władzy. Dzisiaj o godz. 19 z inicjatywy Rady Sołeckiej ma się odbyć wiejskie zebranie, na które zaproszono burmistrza Ptaka. Ludzie domagają się, by oprócz burmistrza spotkał się z nimi szef drawskich wodociągów. Chcą z nim wyjaśnić sprawę likwidowanych we wsi hydrantów.

Znikające hydranty

Przed 15 laty w Lasocinie wybudowano wodociąg. - Powstał za społeczne pieniądze. Pomagał nam nieżyjący już ksiądz proboszcz - mówi Bogusław Podolski, członek Rady Sołeckiej. - Z dziewięciu hydrantów, jakie były we wsi, część została zabrana przez pracowników wodociągów, a część po prostu nie działa. W czasie pożaru jesteśmy bezbronni. Gdyby hydrant koło domu Jedynaków został w porę uruchomiony i gdyby było w nim odpowiednie ciśnienie wody, nie dopuścilibyśmy do spalenia się obory. Trzeba wszystko wyjaśnić i znaleźć winnych.

Dwa tygodnie temu przed domem Antoniego Żurawka, innego gospodarza z Lasocina, stał hydrant. Teraz już go nie ma. Co się stało? - Z Drawska przyjechali jacyś ludzie i nic nikomu nie mówiąc wykopali hydrant. Później dowiedziałem się, że podobno sąsiad na mnie doniósł, że kradnę wodę i zostałem w ten sposób ukarany. Ja się z tym nie zgadzam. Mam drewnianą stodołą, a obok stoi dom. W razie pożaru bez wody wszyscy zginiemy - mówi gospodarz. I dodaje: - Wcześniej sąsiadowi też zdemontowali hydrant.

Piotr Matusiak, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Drawsku Pomorskim, zdecydowanie zaprzecza zarzutom o likwidacji hydrantów. Potwierdza jednak fakt zdemontowania urządzenia przed domem Żurawków.

- Otrzymywaliśmy sygnały o kradzieży wody z tego hydrantu. Dlatego zdemontowaliśmy go, z myślą o zamianie na hydrant podziemny, do którego zdecydowanie trudniej nielegalnie się podłączyć. Teraz jeszcze go tam nie ma, ale zostanie zamontowany w najbliższym czasie. Natomiast hydrant stojący obok gospodarstwa Jedynaków jest sprawny. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego strażacy nie mogli go uruchomić - mówi Piotr Matusiak (z naszych ustaleń wynika, że nie mieli przy sobie odpowiedniego klucza - dop. aut.).

Kradzieże wody nie dotyczą tylko Lasocina. Podobne sytuacje zdarzały się i zdarzają w innych miejscowościach, a nawet w mieście.

Prezes dogadał się z rolnikami

- Stan hydrantów w powiecie drawskim jest fatalny - przyznaje st. kpt. Marek Załuskowski, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Drawsku Pomorskim. - Za małe ciśnienie wody, niesprawne urządzenia, trudności z otwarciem zasuwy, złe oznakowanie uniemożliwiające odnalezienie podziemnego hydrantu, to najczęściej spotykane problemy. Postanowiliśmy sprawdzić, jak z tym problemem radzą sobie inni. - W Białogardzie z hydrantami też nie jest najlepiej - ocenia mł. bryg. Tadeusz Reszko, komendant powiatowy PSP. Zygmunt Maksiak, prezes Zakładu Usług Komunalnych w Świdwinie, nie jest nawet pewien, czy... hydranty są własnością jego firmy, czy miasta.

- Na szczęście w mieście nikt z hydrantów wody nie kradnie. Zaraz sąsiedzi na niego by donieśli - mówi.

Z problemem kradzieży wody z hydrantów uporał się natomiast Ryszard Miedzik, prezes Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej, który ma pod opieką sieć wodociągową w gminie Świdwin. - Od trzech lat zawieramy z gospodarzami umowy, na podstawie których legalnie mogą czerpać wodę z hydrantów na cele rolne. Opłaty są ryczałtowe, w zależności od wielkości areału.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!