Tak Bożena mówi o swoim "powitaniu" na oddziale: - Wykręcili mi ręce i siłą zawlekli do sali. Pielęgniarka dała zastrzyk, a potem zostałam pasami przypięta do łóżka. Nie pozwolili nawet skorzystać z toalety, tylko jak dziecku założyli pampersa. Takiego upodlenia nigdy nie przeżyłam.
Bożena jest kierowniczką w markecie. Elokwentna, zadbana, elegancka. Sprawia wrażenie cierpliwej, spokojnej i zrównoważonej. - Ale nie zawsze taka jestem - przyznaje. Półtora roku temu psychiatrzy rozpoznali u niej chorobę afektywną dwubiegunową, epizod hipomanii. Bożena mówi o tym bez wstydu. Bo wstydzić się nie ma czego. - W końcu każdego może ta choroba dopaść - tłumaczy. - Zwłaszcza jak się dużo pracuje.
A Bożena pracuje ponad siły. Po 16, 18 godzin dziennie. Tryska energią, jest szczęśliwa i wszystko wydaje się takie proste. Ale potem przychodzi zmęczenie, znużenie i niechęć do życia. Wpada się w dołek, wszystko zaczyna denerwować. Najmniejsza rzecz urasta do rangi problemu. - Nawet ze sobą wytrzymać się nie da - mówi.
To przez ten horror
Choroba wzięła się ze znęcania. Tak przypuszcza Bożena. Mąż zamykał ją w domu na klucz, kopał, rzucał o ściany, wyzywał od najgorszych. - Kiedyś na ulicy przystawił mi do głowy pistolet - wspomina. - Skąd go miał? Nie wiem... Był ochroniarzem na dyskotece.
Ten horror trwał 15 lat. W końcu zawinęła córkę w kocyk i uciekła z domu. Od trzech lat jest szczęśliwą żoną Pawła. Ale uraz z przeszłości pozostał. - Ten horror przypłaciłam zdrowiem - mówi. - I dziś ponoszę tego konsekwencje.
Półtora roku temu trafiła do szpitala psychiatrycznego w Ciborzu. To wtedy lekarze stwierdzili u niej chorobę afektywną. - Od tamtej pory chodzę na konsultacje do lekarzy - przyznaje. - I żyję jak na huśtawce. Nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Raz jestem szczęśliwa, innym razem zdołowana. Bywa, że wpadam w złość. A nawet w histerię.
Wyjęta z rzeczywistości
Histeria dopadła ją ostatnio. Kłóciła się z mężem. - Jeśli wyjdziesz, skoczę z okna - zagroziła. Paweł wystraszył się, wezwał policję, a policja pogotowie. - Kiedy przyjechali, Bożenka już była spokojna - opowiada. - Ale lekarz uznał, że powinna porozmawiać z psychiatrą. A że była to sobota, zaproponowali, że zawiozą ją do Ciborza.
- Wzięłam całą dokumentację z mojego poprzedniego pobytu i spokojnie wsiadłam do karetki - dodaje Bożena. - Nie miałam zamiaru zostawać w szpitalu. Chciałam tylko porozmawiać z lekarzem. Sądziłam, że za godzinę, dwie wrócę do domu. Byłam naprawdę spokojna.
Paweł pojechał za żoną swoim samochodem.
W izbie przyjęć dyżur miała psychiatra Anna Pisarczyk. - Nie rozmawiała ze mną, tylko od razu zaczęła wypisywać skierowanie na oddział - opowiada Bożena. - Powiedziałam, że nie wyrażam zgody na zostanie w szpitalu. Ale ta pani o niczym nie chciała słyszeć.
- Ja też przekonywałem i prosiłem, żeby żonę wypuścili - dodaje Paweł. - Ale nic z tego.
Bożena trafiła na oddział żeński XVI. Tu drzwi zamykane są na klucz, a w oknach - kraty.
- Zażądałam widzenia z psychiatrą. Przyszedł doktor Gwizda i powiedział, że jestem najbardziej uciążliwą pacjentką. I dodał, że lekarz zbada mnie dopiero w poniedziałek. Czułam się jak wyjęta z rzeczywistości. Prosiłam męża, by mnie ratował.
Paweł pojechał po teściową. Wieczorem wrócili do Ciborza. Ale pertraktacje z lekarzem niczego nie dały. - Uparł się, że Bożenka zostanie na oddziale. A potem wezwał policję, żeby mnie i teściową wyrzucili ze szpitala. Byliśmy w szoku.
Jakby zgwałcono mózg
Wtedy zaczął się kolejny horror. Tak mówi Bożena. - Siłą oderwali mnie od męża i zawlekli do sali. Paweł ratuj, krzyczałam. I płakałam. Dostałam silny zastrzyk, przywiązano mnie pasami do łóżka. Nie pozwolono nawet pójść do toalety. Pielęgniarka założyła mi pampersa. Takiego upokorzenia jeszcze nigdy nie przeżyłam. Podeptano moją godność.
W niedzielę rano w odwiedziny przyjechał mąż, matka, dwaj bracia i narzeczona jednego z nich. Lekarzowi powiedzieli, że szpital w Ciborzu jest duplikatem szpitala z filmu "Lot nad kukułczym gniazdem". I postanowili uprowadzić Bożenę. - Gdy pielęgniarka otwierała drzwi, szwagier przytrzymał ją za ręce, a ja wypchnąłem żonę na zewnątrz. Uciekliśmy do samochodu i bocznymi alejkami wróciliśmy do domu.
Bożena mówi, że od tamtej pory szpital śni jej się po nocach. Że jest w nim więziona, że próbuje wyłamać kraty w oknie. - Czuję się, jakby zgwałcono mój mózg, jakby ktoś na mnie narzygał - dodaje.
Napisała skargę do rzecznika praw pacjenta przy szpitalu. Odpowiedzi jeszcze nie dostała. Napisze skargę do prokuratury. Bo uważa, że: została zatrzymana w szpitalu wbrew woli, że psychiatrzy źle ją potraktowali, że sfałszowali dokumenty...
Lekarze nie chcieli rozmawiać z gazetą.
Bez zastrzeżeń
W zeszłym roku do NFZ trafiły dwie skargi na szpital w Ciborzu. Jedna z nich dotyczyła warunków przebywania pacjentów na oddziale terapii uzależnień. NFZ przeprowadził kontrolę, ale w tym czasie oddział był w remoncie. - Kontrolowaliśmy także zasadność leczenia pacjentów i warunki wykonywania świadczeń - mówi Stanisław Łobacz, zastępca dyrektora d.s. medycznych w Lubuskim NFZ. - Nie stwierdziliśmy żadnych rażących uchybień. Dokumentacja medyczna była prowadzona prawidłowo.
W tym roku jest tylko jedna skarga. Właśnie Bożeny W. - Poinformowaliśmy tę panią o przysługujących jej prawach - dodaje dyrektor.
PS Imiona i inicjał bohaterów zostały na ich prośbę zmienione.
(fot. fot. Bartłomiej Kudowicz)
DECYZJA BYŁA SŁUSZNA
Rozmowa z Wioletą Giemza-Urbanowicz, dyrektorem do spraw medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Ciborzu.
- Czy człowieka można zatrzymać w szpitalu psychiatrycznym wbrew jego woli? - Tak. Od 13 lat funkcjonuje ustawa o ochronie zdrowia psychicznego i ubolewam, że świadomość tej ustawy jest niska, nawet wśród lekarzy rodzinnych i pogotowia.
- Dlaczego lekarka, która przyjmowała Barbarę W. do szpitala, nawet jej nie zbadała? Nie zrobił tego również lekarz na oddziale. - Na temat pacjentki nie będę się wypowiadała, nawet gdyby upoważniła mnie na piśmie. Informowanie mediów o stanie zdrowia pacjenta nie leży w jego interesie. Decyzję o zatrzymaniu tej osoby na oddziale podjął lekarz na podstawie obserwacji, zbadania stanu psychicznego oraz analizy dokumentacji medycznej. I była to decyzja słuszna.
- Kobieta oskarża lekarzy o sfałszowanie dokumentacji. - Nie ma czegoś takiego, żeby dokumenty były sfałszowane. A jeśli pacjent ma takie podejrzenia, może sprawę skierować do prokuratury. Pacjent wobec którego stosuje się przymus, nie będzie wyrażał się pozytywnie o lekarzu.
- Ta pani była ponoć spokojna, nie podano jej żadnych leków, lekarze nie interesowali się jej stanem psychicznym. Po co wobec tego została zatrzymana? - Diagnostyka w psychiatrii polega na obserwacji pacjenta. I nie tylko lekarze tym się zajmują, ale personel średni także. Mogło i tak się zdarzyć, że pacjentka nie wymagała podawania leków.
- Rodzina chciała zabrać ją do domu na własną odpowiedzialność. Gotowi byli nawet podpisać stosowne oświadczenie. Mąż tej pani uznał, że jej pobyt w szpitalu w takiej sytuacji tylko pogorszy stan zdrowia. - A czy ktoś w rodzinie jest psychiatrą? Decyzję w sprawie przymusowej obserwacji podejmuje lekarz, a nie rodzina. I skoro lekarz taką decyzję podjął, to widocznie miał ku temu powody.
- Dlaczego lekarz wezwał do szpitala policję? - Widocznie osoby te zakłócały porządek na oddziale.
- Dlaczego kobiecie podano haloperidol, bez pytania czy nie jest w ciąży, czy ma zdrowe serce, czy nie jest uczulona na lek, czy cierpi na jaskrę, czy choruje na chorobę Parkinsona...? - To najbardziej bezpieczny lek w psychiatrii, również dla kobiet w ciąży.
- Barbara W. twierdzi, że jeszcze na drugi dzień nie wiedziała, co się z nią dzieje. Tak była otumaniona. - Gdyby coś z pacjentką się działo, to odesłano by ją tam gdzie trzeba.
- Ta kobieta zasłużyła na takie traktowanie? - Niech pani nie mówi "zasłużyła", bo to niestosowne określenie. Zaszły przesłanki ku temu, by przymusowo zatrzymać ją w szpitalu. Wolę taką osobę zatrzymać, niż mieć potem sprawę karną w prokuraturze za zaniedbanie. Zapewniam panią: w żaden sposób nie zostało naruszone prawo tej osoby. Zrobiłabym to samo, co lekarz na dyżurze.
- Skoro ta pani stwarzała, ponoć, zagrożenie dla siebie, to dlaczego lekarz nie nakazał przymusowego dowiezienia jej do Ciborza, gdy uciekła ze szpitala? - A co, mamy tę panią szukać?! Lekarz zgłosił na policję jej porwanie i konieczność dalszego leczenia. Dodam również, iż skierowaliśmy doniesienie do prokuratury na agresywne zachowanie rodziny podczas ucieczki tej kobiety ze szpitala. Sprawa jest w toku.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?