Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Noc cudów w kościele w Jarosławiu. Ludzie wpadają w ekstazę, mdleją

Janusz Motyka / gazeta współczesna
w kościele w Jarosławiu ludzie czują na sobie dotyk Boga.
w kościele w Jarosławiu ludzie czują na sobie dotyk Boga. www.współczesna.pl
Ludzie mówią, że czują na sobie dotyk Boga.

Jest godzina 17.30. W kościele w Jarosławiu wszystkie miejsca w ławkach są już zajęte. Zaraz rozpocznie się nocne spotkanie z ojcem Józefem Witką. Na dziedzińcu przed kościołem oo. Reformatów spory jak na tę porę ruch. Kręcę się między pielgrzymami. Niemal każdy taszczy jakieś składane stołeczki, taborety, plażowe leżaki...

Porządku przy wejściu pilnują młodzi mężczyźni. Tomasz Filip ma 33 lata. W Odnowie w Duchu Świętym "Ruah" udziela się od półtora roku. Tłumaczy, że to jego służba Bogu. Ojca Witkę znał wcześniej, bo był tu kilka lat temu proboszczem.
- Ale nie wiedziałem, że jest on obdarzony taką mocą - mówi z przejęciem. Zaklina się, że doświadczył uzdrowienia na własnej skórze. Miał problem z nerkami. - Modlitwa z ojcem Witką pomogła - przekonuje.

Bo Pan zabiera cały ból

- Jeżdżę na te spotkania od roku. Dzisiaj będę modliła się za złośliwą sąsiadkę, która mi dokucza - tłumaczy Teresa z Łańcuta.

Żartuje czy co? Nie ma czasu na zastanawianie się, bo właśnie "wysypały" się dwa pełne autokary ludzi. Wypatruję ładną, 39-letnią brunetkę o długich kręconych włosach. Godzi się na rozmowę, ale równocześnie szuka męża i siostry, którzy gdzieś się zawieruszyli w tłumie. Przyjechali z Chodla, małej miejscowości w Lubelskiem.
- Podążamy za ojcem Witką od półtora roku. Jesteśmy na jego wszystkich spotkaniach modlitewnych - mówi Violetta Zarzycka.

Działa w kościelnej organizacji Legion Maryi. Opowiada mi niesamowite rzeczy. Siostra Violetty miała raka piersi. Pojawiły się przerzuty. Sytuacja wydawała się beznadziejna.

- Zaczęłyśmy jeździć na spotkania modlitewne z ojcem Witką. Rak się cofnął - przekonuje.

Sama cierpi na stwardnienie rozsiane i choroby stawów.
- Od roku zero objawów. A o bólach stawów zapomniałam. Pan zabiera ból! - mówi z ogniem w oczach.

Chce poczuć dotknięcie Boga

Godz. 18.40. Jakaś zakonnica przywiozła cały autobus wiernych "pozbieranych" z parafii od Janowa po Tarnogród. Z kolejnego autokaru wysypuje się spora grupa. Dużo młodych ludzi.

- Jesteśmy z Przysietnicy koło Brzozowa. O spotkaniach wiemy od znajomych - w biegu "meldują" i pędzą, by zająć dobre miejsce w kościele.
Nie może im dotrzymać kroku Tomasz Krasucki z Lublina. Od 25 lat, czyli od urodzenia, jest inwalidą. Dziedziniec klasztorny przemierza o kulach.
- Dowiedziałem się o tych spotkaniach z internetu. Chcę poczuć dotknięcie Boga. Modlitwa przemienia. Może przemieni mnie fizycznie - pyta sam siebie i wzrok odruchowo zawiesza na bezwładnych nogach. Po mszy parę osób wychodzi na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. My również po trochu na dworze po trochu w kościele. Wszyscy w skupieniu czekają na ojca Witkę.

Ja tylko głoszę Słowo!

Nagle poruszenie, bo paru facetów w brązowych habitach bocznymi drzwiami zmierza do zakrystii. Wpadam za nimi. Wysoki, lekko łysiejący mężczyzna patrzy na mnie ciepło spod okularów. Wysłuchuje mojej prośby.

Nie zgadza się na dłuższą rozmowę, bo ma zakaz kontaktu z dziennikarzami. Nie ma za to nic przeciw obecności dziennikarzy w kościele. Techniczne sprawy mamy uzgodnić z ojcem Teodorem.

- Cuda? Jakie znowu cuda! Ja tylko głoszę Słowo. Pomagam ludziom dotrzeć do Boga. To co się dzieje, to wyłącznie Jego dzieło - zbywa mnie ojciec Józef Witko, gdy chcę, by skomentował niektóre opinie wiernych.

Śpieszy się, bo o 20.30 początek modlitewnego spotkania. I ja przeciskam się przed ołtarz. Wśród mocno poruszonych ludzi widzę młodą kobietę o niepospolitej urodzie. Proste, długie czarne włosy. Mężatka, bo ma na palcu obrączkę. Na oko trzydzieści lat. Wzrok przyciąga nie tyle uroda, co wyraz twarzy. Widać, że ma ważną sprawę do Boga.

Takie jest prawo miłości

Siadam na stopniach ołtarza, bo tylko tu jest wolne miejsce. Jakaś blondynka podaje mi małą poduszeczkę.

- Nich pan na tym usiądzie, bo od betonu zimno - mówi życzliwie.
Ojciec Józef zaczyna mówić do tłumu. Łatwo nawiązuje kontakt. Każdą grupę pielgrzymkową witają gromkie oklaski. Zakonnik co raz sypie jakąś anegdotą, co raz wybuchają salwy śmiechu.

- Trzeba wierzyć, że dostaniemy od Boga to, o co prosimy. To wiara czyni dobro - rzuca słowa w ciżbę. Poważne, mądre życiowo sprawy "sprzedaje" bez problemu.
- Takie jest prawo miłości! - śpiewa falujący tłum z rękoma uniesionymi w górę.
Na przemian z ojcem Teodorem mówią o Bogu, miłości Bożej. Jakaś 8-letnia dziewczynka wtula się w ramiona matki i zasypia. Dorośli słuchają w skupieniu.
Znowu muzyka. Trochę wydaje mi się śmieszne, jak starsze panie śpiewają oazowe piosenki na chwałę Boga. Z pełną "choreografią" do danego utworu. Ale to nie zabawa. To modlitwa. Trudno wyobrazić sobie staruszkę na "normalnej" mszy, jak macha rękami i robi skłony. A tu nikogo to nie dziwi. Starsi z młodymi modlą się, śpiewając. "Moja" brunetka próbuje, ale śpiewanie jej nie idzie. Przeraźliwie smutnymi oczami wpatruje się w zakonnika.

Intencje pójdą z dymem

Modlitwa różańcowa. Prowadzi ją ojciec Józef, po czym oddaje głos potężnemu franciszkaninowi. Ojciec Teodor tubalnym głosem zapowiada, że skończy konferencję nieco wcześniej, żeby przed północą wierni zaczerpnęli świeżego powietrza. Ludzie słuchają w skupieniu. Z krótkiej przerwy mało kto korzysta. Co raz ktoś przeciska się przez tłum i wrzuca jakieś karteczki do kartonowego pudła na ołtarzu.

- To intencje do Boga. Nikt ich nie czyta. Po spotkaniu będą spalone - wyjaśnia mi sąsiadka z przedsionka.

O północy ojciec Józef czyta te intencje, które dostał wcześniej od wiernych. Ludzie proszą o dar potomstwa, ktoś dziękuje za uzdrowienie kręgosłupa, inny prosi o uwolnienie od nałogu. Ktoś dziękuje za uzdrowienie od nowotworu, jakaś matka prosi o zdrowie psychiczne dla córki. Gdy z ambony padają słowa o potrzebie modlitwy za małżeństwo w kryzysie, brunetka jest mocno poruszona. Łzy spływają po jej policzkach.

Dajemy żywe świadectwo

Godzina 1.20. Kończy się msza, ludzie przystępują do komunii. Modlą się w ciszy i skupieniu. Jakaś 16-latka osuwa się na ramię matki. Wydaje się, że śpi.

Ojciec Józef zaprasza chętnych, żeby opowiedzieli, co już wymodlili u Boga. Kolejno wychodzą przed ołtarz i dzielą się swoimi świadectwami. 49-letnią Izabelę wykluczyła z zawodu nauczyciela choroba. Teraz odzyskała zdrowie i sens życia we wspólnocie. Kobieta z Tomaszowa mówi, że modlitwą uwalnia męża z alkoholowego nałogu. Anka z Marcinem są z Janowa Lubelskiego. Dziękują publicznie za uzdrowienie. Marcin poczuł dotknięcie Jezusa.

Czekają na przemianę

W kościele robi się gorąco. Sporo osób zrzuciło wierzchnie okrycia. Pewnie po części "sprawcą" jest ojciec Witko. Ludzie słuchają wypowiadanych jak mantry słów franciszkanina.

Godz. 4.15. Od ołtarza płynie jakaś dziwna melodia. Kościół wypełniają modulowane dźwięki. Nie ma słów. To tak zwana modlitwa językami...
Ktoś słabnie. Inni w modlitewnym uniesieniu czekają na najważniejszy dla nich moment. Wyraźnie na to samo czeka brunetka, która klęczy na stopniach ołtarza.

Znaleźli, czego szukali

Nie zawsze nocne czuwania kończą się specjalnym błogosławieństwem. Dzisiaj tak.
- Ojciec Józef będzie nakładał ręce - uprzedza starsza pani. Tłum czeka w skupieniu. Zakonnik wchodzi między ludzi. Nakłada ręce na głowy wiernych i każdego błogosławi z osobna. Napięcie sięga zenitu. Jakaś kobieta osuwa się nieprzytomna na posadzkę. Nikt jej nie pomaga.

- Nie wolno! - ostrzega jedna z animatorek spotkania.
Nikt już nie panuje nad tłumem. Co raz ktoś pada w dziwnym letargu na ziemię.
- Są w spoczynku. Nic im nie będzie - odsuwa mnie kobieta, gdy chcę podnieść staruszkę, która padła u moich stóp. Kątem oka widzę, jak franciszkanin nakłada ręce na "moją" brunetkę. Wyraźnie kobieta czuje się uwolniona od problemów. Nie płacze. Jest zupełnie spokojna. Modli się jeszcze, ale jest zupełnie kimś innym. Po jakimś czasie z tłumem ludzi "wypływa" boczną nawą z kościoła.

Dopiero teraz zauważam, że i mnie przygląda się sarzynianka, od której chciałem dowiedzieć się, po co tu przyjechała.
- Zrozumiał pan - bardziej stwierdza niż pyta z nieukrywaną satysfakcją...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!