Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa kampania w Syrii? Turcja chce skorzystać na wojnie Rosji z Ukrainą

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Ankara twierdzi, że jest już gotowa do rozpoczęcia ofensywy w Syrii.
Ankara twierdzi, że jest już gotowa do rozpoczęcia ofensywy w Syrii. Twitter/Türkiye devlet kurumu
Prezydent Recep Tayyip Erdogan zapowiada turecką operację wojskową na północy Syrii. Chodzi o uderzenie w zamieszkujących ten teren syryjskich Kurdów. Ankara chce skorzystać z tego, że Rosja wycofała dużą część swych sił z Syrii i jest zajęta wojną z Ukrainą. Operacji sprzeciwiają się USA, ale Turcy mają w ręku ważną kartę przetargową.

Kolejny atak rakietowy Izraela na cele koło Damaszku w poniedziałek wieczorem, przygotowania Turcji do kolejnej lądowej ofensywy przeciwko Kurdom – regionalni gracze wykorzystują fakt, że Rosja ma głowę zaprzątniętą czymś innym, niż wspieraniem sojuszniczej Syrii. Co więcej, Rosja wycofała część sił z Syrii, także z kurdyjskich enklaw na północy, czyli tam, gdzie chce zaatakować Turcja.

Erdogan i jego generałowie uznali, że to najlepszy moment na zadanie ciosu kurdyjskiej faktycznej autonomii. Z jednej strony Turcy wychodzą z założenia, że zajęta wojną z Ukrainą Moskwa nie będzie szczególnie protestować, a tym bardziej reagować militarnie na najazd. Z drugiej strony, Ankara oczekuje podobnej postawy ze strony USA, dotychczas sojusznika Kurdów syryjskich, które miałyby nie chcieć antagonizować się mocniej z Turcją z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, postawa Turcji jest bardzo ważna w kontekście wojny Rosji z Ukrainą. Po drugie, bez zgody Turcji nie będzie przyjęcia Szwecji i Finlandii do NATO. Erdogan wychodzi więc z założenia, że to on rozdaje karty.

Po co Turcji nowa wojna? Cóż, sytuacja w kraju nie wygląda najlepiej. Kryzys gospodarczy, galopująca inflacja. A wybory zbliżają się wielkimi krokami. Trzeba odwrócić uwagę wyborców od tych problemów, zmobilizować ich wobec zewnętrznego „zagrożenia”. Stąd weto ws. Szwecji i Finlandii, stąd plan ofensywy przeciwko syryjskim Kurdom.

To może przesądzić, że Erdogan nie powstrzyma się jednak od wysłania wojsk do Tel Rifaat i Manbidż, nawet jeśli nie dostanie zielonego światła od Stanów Zjednoczonych (sojusznika Kurdów) lub Rosji (głównego sojusznika syryjskiego rządu). Waszyngton wyraził sprzeciw wobec planów Turcji, podczas gdy komunikaty Moskwy były jednak bardziej niejednoznaczne od czasu, gdy Erdogan po raz pierwszy poruszył kwestię nowej operacji.

Dwa główne cele

Turcję do podjęcia przygotowań w celu rozpoczęcia operacji wojskowej w północnej Syrii ośmieliło przeniesienie przez Rosję znacznej części jej sił w tym kraju na front ukraiński. Uderzenie w Syrii ma być też związane z wcześniej rozpoczętą ofensywą Ankary przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu w północnym Iraku. 1 czerwca w parlamencie Erdogan mówił: „Wkraczamy w nową fazę naszej decyzji o utworzeniu strefy bezpieczeństwa o głębokości 30 kilometrów wzdłuż naszej południowej granicy.

Oczyścimy z terrorystów Tel Rifaat i Manbidż”. Wspomniani „terroryści” to Ludowe Jednostki Ochrony (YPG), zbrojna formacja syryjskich Kurdów. Ankara od dawna twierdzi, że to odnoga Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), która jest uznawana za organizację terrorystyczną nie tylko przez Turcję, ale też Zachód. Inaczej jest w przypadku YPG. Tutaj Amerykanie i inne kraje zachodnie odrzucają żądania Ankary, by traktować syryjskich Kurdów jak terrorystów. Przeciwnie, dla USA to kluczowy sojusznik w Syrii od początku wojny domowej. Przede wszystkim przeciwko dżihadystom z ISIS, ale też niezależny od Asada.

Turcja chce zaatakować dwa kluczowe dla niej obszary na zachód od rzeki Eufrat, wciąż kontrolowane przez Kurdów: Manbidż i położony bardziej na zachód, leżący na północ od Aleppo, rejon miasta Tel Rifaat. Te dwa cele ofensywy rozdziela turecka strefa okupacyjna (miasto al-Bab). Zajęcie Manbidż pozwoli wypchnąć Kurdów na wschodni brzeg Eufratu. Turcy przypominają zresztą, że pomagający YPG Amerykanie już dawno zobowiązali się do usunięcia kurdyjskich milicji z tego rejonu, a nadal nie spełnili obietnicy. Manbidż, gdzie Kurdowie nie stanowią większości, znajduje się w ważnym punkcie, jeśli chodzi o kontrolę nad autostradą M4, która łączy oba brzegi Eufratu.

Z kolei Tel Rifaat ma duże znaczenie ze względu na swoje strategiczne położenie, pomiędzy tureckimi i syryjskimi siłami rządowymi. Należy też pamiętać o leżącej w tej kurdyjskiej enklawie bazie lotniczej Minakh. W Tel Rifaat znajduje się też 60 procent czystej wody w regionie i już samo to sprawia, że jest to cel strategiczny. Od kilku lat w Tel Rifaat stacjonowały pewne siły rosyjskie, gwarantujące bezpieczeństwo Kurdom. Ale ostatnio większość została wycofana.

Część pozycji w rejonie Aleppo Rosjanie mieli przekazać Irańczykom. Ci zaś są bardziej niż Moskwa zainteresowani powstrzymaniem Turków i ich antyasadowskich sojuszników. Turecka kontrola nad Tel Rifaat sprawiłaby, że Aleppo znalazłoby się z powrotem w zasięgu armii tureckiej i sprzymierzonych z nią antyrządowych rebeliantów syryjskich. Północne dzielnice Aleppo, Sheikh Maqsood i Ashrafieh, są w większości zamieszkane przez Kurdów, dlatego dostęp do szlaku łączącego Aleppo z Tel Rifaat i Afrin jest dla nich kluczowy.

Manbidż i Tel Rifaat mogłyby się też stać obszarami, gdzie Turcja odesłałaby część z 3,7 mln syryjskich uchodźców przebywających na jej terenie. Nie jest przypadkiem, że Ankara twierdzi akurat teraz, że odkąd YPG zdobyły Tel Rifaat w starciach z syryjskimi rebeliantami w 2016 roku, 250 tys. syryjskich Arabów uciekło stamtąd do kontrolowanego przez Turcję syryjskiego miasta Azaz.

Co na to Rosja?

Po raz pierwszy Ankara otwarcie zagroziła ofensywą w północnej Syrii 23 maja. Na reakcje nie trzeba było czekać długo. Wysłanie przez Rosję samolotów bojowych i śmigłowców na lotnisko w Qamishli, czyli mieście niemal w samym północno-wschodnim rogu Syrii, kontrolowanym przez Kurdów, ale gdzie już pewien czas temu pojawiły się rosyjskie instalacje wojskowe, można odczytać jako komunikat mający na celu odstraszenie Turcji.

Zwłaszcza, że śmigłowce rosyjskie prowadzą patrole powietrzne nad obszarami będącymi na celowniku Erdogana. 3 czerwca Rosjanie podobno rozmieścili też na lotnisku w Qamishli system obrony powietrznej Pancyr-S1. Ponadto, wysłali dodatkowe oddziały do Ayn Issa, Tel Tamir, Manbidż, Kobani i Qamishli, podczas gdy armia syryjska zwiększyła swoją obecność zarówno w Rakce, jak i na północ od Aleppo.

To gra nerwów na linii Moskwa-Ankara, a kluczowa może być zaplanowana na 8 czerwca wizyta Siergieja Ławrowa w Turcji. Znaczące, że towarzyszyć mają mu w podróży przedstawiciele ministerstwa obrony Rosji. W październiku 2021 r. Moskwa skutecznie naciskała na odłożenie na później drugiej tureckiej interwencji na wschód od Eufratu, ale dziś, gdy ma na głowie wojnę na Ukrainie, wydaje się niechętna wchodzeniu w spór z Ankarą. To ośmiela Erdogana do podejmowania ryzyka.

Rosja wydaje się postępować podobnie jak w 2019 roku, wykorzystując presję, jaką turecka operacja "Źródło Pokoju" wywarła na Kurdów, do zmiany układu sił na wschód od Eufratu. Rosjanie zwiększyli swoją obecność w regionie, podobnie jak armia syryjska, w sposób, który zarówno zawężał strefę wpływów USA, jak i wyglądał na przeciwdziałanie perspektywie naporu wojsk tureckich. W przeszłości rosyjskie „zielone światło” dla działań Erdogana w Syrii było podyktowane chęcią zapewnienia Damaszkowi korzyści, w tym powrotu armii syryjskiej na tereny północne kraju, oraz podsycania rozdźwięków między Turcją a USA.

Rodzaj handlu wymiennego. Gdy w 2016 roku Moskwa zgodziła się na turecką operację Tarcza Eufratu, przy okazji zagwarantowała sobie usunięcie antyreżimowych rebeliantów zajmujących wschodnie Aleppo. Teraz też – jeśli pozwoli Ankarze na ofensywę – będzie chciała czegoś w zamian. Być może ustępstw w Idlib, kontrolowanym wciąż przez rebeliantów w znacznej części lojalnych wobec Turcji? Być może porozumienia, na mocy którego, na gruzach kurdyjskiej autonomii, powstanie swego rodzaju kondominium turecko-rosyjskie, gdzie Turcy będą kontrolować wspomnianą strefę bezpieczeństwa, a na inne tereny wejdzie armia rządowa?

Obecnie plan turecki, gdyby został zrealizowany, jednak osłabiłby wpływy reżimu Asada w tej części Syrii. Kością niezgody pozostają przede wszystkim formacje rebelianckie sprzymierzone z Ankarą, a wrogie Damaszkowi. Zwiększenia ich obecności na północ i północny wschód od strategicznie ważnego Aleppo nie życzy sobie nie tylko Asad, ale i jego irański sojusznik. Teraz Moskwa chce zapobiec gwałtownym zmianom – obecnie korzystnego dla niej – skomplikowanego układu sił w północnej Syrii. Karty w ręku ma jednak słabsze, niż jeszcze pół roku temu. Wątpliwe więc, by zdołała przekonać Erdogana, że jego ambicje zaspokoić może, zamiast podboju Manbidż i El Rifaat, zajęcie Kobane, czyli rejonu na wschód od Eufratu. Tam gdzie Kurdowie są osłaniani przez Amerykanów, a nie Rosjan.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nowa kampania w Syrii? Turcja chce skorzystać na wojnie Rosji z Ukrainą - Portal i.pl