Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od 13 lat szukają dziecka. Kto wie, gdzie jest Ewa z Karlina? [wideo]

Piotr Polechoński
Grażyna i Józef Wołyńscy na powrót zaginionej Ewy czekają już 13 lat.
Grażyna i Józef Wołyńscy na powrót zaginionej Ewy czekają już 13 lat.
Przypadek Mai spod Szczecina wlał nadzieję w ich serca. Może Ewa, córka państwa Wołyńskich z Karlina żyje?
W 2012 roku, dzięki pracy policjantów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, można było zobaczyć komputerową wizualizację
W 2012 roku, dzięki pracy policjantów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, można było zobaczyć komputerową wizualizację twarzy dorosłej Ewy Wołyńskiej

W 2012 roku, dzięki pracy policjantów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, można było zobaczyć komputerową wizualizację twarzy dorosłej Ewy Wołyńskiej

Karlino, 5 kwietnia 2002 roku. 10-letnia Ewa Wołyńska wraca ze szkoły kilka minut przed 14. Potem odrabia lekcje i wychodzi na podwórko pobawić się z dziećmi sąsiadów. Około godz. 18 po raz ostatni widzi ją mama. Ewa z nieznaną dziewczynką idą w stronę lasu. Przez kilka następnych tygodni całe Karlino szuka dziewczynki. Bez skutku. Nikt niczego nie znalazł, policja nie trafiła na żaden ślad. Ewa zaginęła.

- To już 13 lat, a ból jest ten sam. Siedzi gdzieś w tyle głowy i nigdy nie puszcza. Jak obręcz jakaś - mówi Józef Wołyński.

Zabolało szczególnie mocno w ostatnich dniach, gdy razem z żoną śledzili wiadomości o porwaniu 10-latniej Mai spod Szczecina. 31-letni Adrian M. wywiózł ją do Niemiec, ale tam, na jednej z autostrad, wpadł w ręce policji. Dziecko jest już w domu, porywacz wkrótce zostanie przekazany przez niemiecką policję polskiej stronie.

- To było, jakby w nas grom uderzył. Wszystko wróciło, aż tchu zabrakło - przyznają rodzice Ewy. - Wstrząsnęło nami to, jak w tych obu przypadkach okoliczności zniknięcia dzieci są do siebie podobne. Ten sam miesiąc, ten sam wiek dziewczynek. Tu i tam po osiedlowych drogach krąży auto, którego nikt tutaj wcześniej nie widział - wyliczają.

Czy z ich Ewą było podobnie? Może to ten sam człowiek porwał ich dziecko? Czy zrobił to na zamówienie jakiejś grupy przestępczej z zagranicy? A, jeżeli sam tego nie zrobił, to może wie cokolwiek o zaginięciu ich dziecka? - Te pytania kotłują mi się głowie cały czas. Rozmawialiśmy już z policjantami ze Szczecina, jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Wiemy, że podczas śledztwa i przesłuchań porywacza wątek naszej Ewy będzie brany pod uwagę. Na efekty czekamy z niecierpliwością. Znowu, już chyba setny raz, pojawiła się nadzieja. Może tym razem dowiemy się, co się z naszą córką stało? - zastanawia się pan Józef.

Oboje bardzo się cieszą, że Maja spod Szczecina uniknęła losu Ewy. Wiedzą, co jej rodzina przeżywała przez ten straszny czas do odnalezienia dziecka. Wiedzą też, jaki czekałby ją koszmar, gdyby Maja się nie odnalazła. - I gdzieś tam, w głębi serca, zazdrościmy im. Nasza Ewa nie miała tyle szczęścia, nie szukano jej też tak dobrze, jak to zrobiono teraz. Popełniono zbyt dużo błędów, polskie państwo zawiodło nas i nasze dziecko - mówi przez łzy Grażyna Wołyńska.

Wiem, że Ewa została uprowadzona

Ta historia wstrząsnęła mieszkańcami regionu. 10-letnia dziewczynka, które bawiła się po południu przed swoim domem w Karlinie, nieoczekiwanie przepadła bez wieści. Na temat jej zaginięcia powstało wiele publikacji w gazetach lokalnych, ale też ogólnopolskich. Rodzice dziewczynki szukali jej wszędzie, także poza granicami Polski. Bezskutecznie.

Pierwszy sen był taki: wystraszona Ewunia siedzi w pustym pokoju na materacu. Nie rozumie tego, co się stało i bardzo chce jej się pić. We śnie Grażyna Wołyńska czuła, że córka jest gdzieś niedaleko. To było kilka dni po zaginięciu. Wtedy policjanci wmawiali im, że Ewa utopiła się w pobliskiej rzece. Ale ona wiedziała: żadna rzeka, córka żyje. Ktoś im ją zabrał. - Wiem, że Ewa została uprowadzona, była przetrzymywana blisko naszego domu, a po kilku dniach wywieziono ją za granicę - mówi dziś, po 13 latach.

Nie ma na to żadnych dowodów, ale matka ich nie potrzebuje. Matka przecież takie rzeczy czuje.

W innym śnie Ewa do niej przyszła, rzuciła się na szyję, oplotła w pasie nóżkami i tak sobie chodziły po domu. "Widzisz córeczko, nic tu się nie zmieniło, odkąd odeszłaś. Tu są twoje zabawki, a tu jest twój pokój. Tylko ciebie tu brakuje" - szeptała jej do ucha.

Po tylu latach bez Ewy została pustka, a ona sama wyciszyła się, uspokoiła. Dba o dom, je kolację z mężem, rozmawia z sąsiadami. Czasem jednak tchu zabraknie, serce zacznie bić jak oszalałe i trzeba na chwilę usiąść, bo nogi miękną. Wraca to ciągłe, uporczywe cierpienie. - Czuję to gdzieś tutaj, w tyle głowy...

Zrozumiałem, że jesteśmy zdani tylko na siebie

Józef Wołyński nabawił się ostrej nerwicy. Musiał zrezygnować z pracy w koszalińskim Zakładzie Karnym, gdzie był funkcjonariuszem. Wierzy, że Ewa ciągle gdzieś na niego czeka. Na pewno się nie utopiła. Gdyby wpadła do wody, to by ją odnalazł. Pobliską rzekę przeszukał przecież setki razy.

Dodaje, że dziś sami policjanci przyznają, że za zaginięciem Ewy najprawdopodobniej stoi międzynarodowy gang pedofili. Ale on do policji ma wielki żal. W dniu zaginięcia błagał, aby natychmiast przekazać informację o córce na posterunki graniczne, ale te dotarły tam dopiero po czterech dniach. A półtora roku później ustalił, że w bazie Interpolu o Ewie... nie ma żadnej wzmianki. - Poczułem się wtedy, jakby mi ktoś dał w twarz. Człowiek szuka, gdzie tylko może, a polska policja nawet tak prostej sprawy nie była w stanie przypilnować. Wtedy zrozumiałem, że jesteśmy zdani tylko na siebie.

Ostatnie 13 lat to koszmar, z którego nie może się obudzić. W dzień szukał córki, w nocy śniło mu się, że Ewa jest gdzieś blisko, za drzwiami, na podwórku. Słyszał jej śmiech, czasem zawołała do niego "tatusiu". Ale co się odwrócił, to ona uciekała. Budził się i myślał, dokąd by tu jeszcze pojechać, co by tu jeszcze zrobić? Zjechał Polskę i Niemcy wzdłuż i wszerz. Sprawdził każdy sygnał od jasnowidza, każdy sen żony. Nic, jak kamień w wodę.

Jasnowidze nie pozostawiają im złudzeń: ich dziecko zostało porwane przez siatkę pedofili i jest wykorzystywane seksualnie, w którymś z zachodnich krajów. To tak bardzo boli, że człowiek chciałby walić głową w ścianę, ale i na to sił już brakuje.

Drugiej takiej straty byśmy nie przeżyli

Tego nieszczęścia nie przetrwaliby, gdyby nie dzieci. 24-letni Adam pracuje jako ratownik medyczny. 14-letnia Weronika siostry nie pamięta. Ciągnęła mamę za spódnicę, gdy ta po raz ostatni widziała Ewę. Wołyńska stała przy jednym z okien i patrzyła, jak córka idzie w towarzystwie nieznajomej dziewczynki. Jakiś wtedy niepokój załomotał w jej sercu, a w duszy coś krzyknęło "Idź po dziecko!". Chciała wybiec, zawołać, ale jak tu się ruszyć, gdy druga córeczka kręci się koło kolan i prosi na ręce? Nie wybiegła, zajęła się małą.

Na co dzień pozwalają, aby codzienne sprawy zajęły im dzień. Gdy nie muszą, nie rozmawiają o tym, co ich spotkało. Przez całe lata, jak oka w głowie, pilnowali najmłodszej Weroniki. Odwozili i przywozili ją ze szkoły. Wołyńscy nie chcieli jednak, aby ze swojego dzieciństwa zapamiętała tylko strach. - Pozwalaliśmy, aby wychodziła na dwór i bawiła się z koleżankami. Ale zawsze któreś z nas to dyskretnie nadzorowało. Drugiej takiej straty byśmy już nie przeżyli...

Nadzieja

Od dawna nie mieli żadnego sygnału w sprawie córki. Aż do minionej środy i szczęśliwego finału sprawy porwanej Mai, dziewczynki spod Szczecina. - Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, jakby tych 13 lat nie było. Jest bardzo ciężko - przyznają. Ciężko jest im także dlatego, iż mają świadomość, że to m.in. na doświadczeniu wynikającym z ich nieszczęścia zbudowano system, który teraz sprawdził się przy poszukiwaniu małej Mai. - Gdyby wtedy ten Child Alert funkcjonował, to może nasza Ewa miałaby jakąś szansę. Niestety, było inaczej, podejście samej policji było inne, zostaliśmy sami - mówią Wołyńscy.

Ale oprócz cierpienia jest też nadzieja: może to jest ta chwila, ten moment? Wiedzą, że przez 13 lat ich dziecko musiało się zmienić. Ewa to dziś dorosła kobieta. Wierzą jednak, że ją rozpoznają, a ona, że pamięta dom i rodzinę. Tak samo jak w to, że każdą psychiczną ranę będą potrafili uleczyć, a te z czasem się zagoją. - Niech tylko nasza Ewa już wróci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!