Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od księdza do esesmana

Rozmawiał: Kuba Zajkowski
ROZMOWA z Cezarym Żakiem, którego możemy oglądać w serialu "Ranczo"

Cały czas trwają zdjęcia do "Rancza". Co się wydarzy w nowych odcinkach serialu?

- To dopiero druga seria odcinków, więc tak naprawdę niewiele się zmieni. No bo trudno, żebyśmy na tym etapie kończyli jakieś wątki albo wprowadzali drastyczne zmiany. W Wilkowyjach pojawi się kilka nowych postaci, między innymi biskup i nowy sekretarz gminy, bo poprzedni wyjedzie do Brukseli. Nie chcę zdradzać szczegółów, by nie zepsuć zabawy widzom.

Pierwsza seria odcinków "Ranczo" cieszyła się dużą popularnością. Co pana zdaniem przyciągnęło do oglądania serialu tak wielu widzów?

- Sukces "Ranczo" w dużej mierze opiera się na tym, że my, aktorzy, gramy w nim swoje postacie jak najbardziej poważnie. Zabawny jest scenariusz i okoliczności. Dzięki temu serial z przymrużeniem oka, lekkim zabarwieniem komediowym, pokazuje naszą, polską rzeczywistość. Bardzo wiernie, jak się okazało z wielu listów i e-maili, które dostaję. Niestety, w Polsce najczęściej jest tak, że kiedy powstaje serial komediowy, to za wszelką cenę ma być śmiesznie. Na planie wszyscy są uczuleni, żeby, niezależnie od okoliczności, było zabawnie. To największy błąd, jaki popełniają twórcy polskich sitcomów.

Wciela się pan w "Ranczo" w wójta i księdza. Sprawia panu trudność granie jednego dnia, scena po scenie, dwóch różnych postaci?

- To kolejne ciekawe aktorskie zadanie, bo cały czas kombinuję, jak rozróżnić te dwie postacie. Bywa tak - i to jest najfajniejsze - że gram księdza i wójta w jednej scenie. Na samym początku, kiedy pierwszy raz brałem udział w takim ujęciu, złapałem się na tym, że nie wiem, którego z nich mam grać. Teraz nie mam już z tym problemu - muszę się tylko skupić. Dzięki trickom telewizyjnym postacie, które gram, mogą podać sobie ręce w jednym kadrze. Po pierwszej serii odcinków "Rancza" ludzie często nie wierzyli, że zagrałem tę scenę sam. Nawet producent serialu, oglądając zmontowany materiał z drugiej serii odcinków, zapomniał, że te dwie postacie gra jeden facet. To mój duży sukces - taki chciałem osiągnąć efekt.
Gra pan w "Tajemnicy twierdzy szyfrów" oficera SS Harry" ego Sauera. Jak się pan czuje w hitlerowskim mundurze?

- Świetnie! Dużo osób mówi, że mi w nim do twarzy. Nieważne, że jest to hitlerowski mundur, istotne, że różni się od kostiumów, do których przyzwyczaiłem widzów. Jestem bardzo zadowolony, że dostałem szansę zagrania roli tak zdecydowanie odbiegającej od mojego dotychczasowego image" u. To dla mnie nieprawdopodobne wyzwanie.

Trzeba mieć dużą wyobraźnię, żeby wcielić się w tak jednoznacznie negatywną, mroczną postać?

- To zadanie aktorskie. Uczono nas na studiach tego, by korzystać z wyobraźni. Żeby dobrze zagrać jakąś postać, trzeba zastanowić się i pomyśleć, jak wygląda, jak się zachowuje, jak reaguje w różnych sytuacjach. Każda rola jest pewnym wyobrażeniem, kreacją - tak rozumiem aktorstwo.

Kiedy obserwuje się pana na planie, można się przestraszyć - tak wyraziście gra pan Sauera. Obdarza go pan własnymi emocjami, by dodać mu autentyczności?

- Oczywiście, że tak! Po nagraniu jednej ze scen, w której biję pejczem więźnia obozu pracy, członkowie ekipy filmowej powiedzieli, że się bali. Podobno robiłem to bardzo sugestywnie. Więc czasem się zastanawiam, czy może gdzieś we mnie, głęboko, siedzi taki Sauer...

Ma pan ogoloną głowę. Czy to w związku z tą rolą?

- Postanowiłem się trochę zmienić. Staram się robić tak w przypadku każdej nowej roli. Uważam, że kreowanie jest wpisane w mój zawód. Aktorzy powinni kombinować, żeby czasami się przeobrażać, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie.

Czytał pan powieść "Twierdza szyfrów" Bogusława Wołoszańskiego, na podstawie której powstał scenariusz do serialu?

- Czytałem, ale jest tam niewiele informacji o Sauerze. Bogusław Wołoszański rozwinął jego wątek dopiero w scenariuszu. Przed rolą w "Tajemnicy twierdzy szyfrów" przeczytałem również parę książek o oficerach SS. Chciałem dowiedzieć się, jak oni się zachowywali, funkcjonowali, w co się ubierali. Interesowały mnie też ich słabsze strony.

Interesuje się pan historią II wojny światowej?

- Na tyle, na ile może się interesować aktor, który ma dużo pracy. Od czasu do czasu, przygotowując się do jakichś ról, czytuję książki historyczne. Na przykład, gdy grałem w Sensacjach XX wieku Hermanna Goeringa, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej, przeczytałem jego obszerną biografię autorstwa Davida Irwinga.

Do każdej roli podchodzi pan tak poważnie?

- Tylko takie podejście gwarantuje dobry efekt, zwłaszcza, jeśli chodzi o role komediowe. Oczywiście grając w filmie wojennym trochę się bawimy "w wojnę" - jak mali chłopcy. Wszyscy traktujemy jednak tę zabawę niezwykle serio. Szkoda, że budżet polskiej kinematografii nie pozwala na takie szaleństwo, jak przykładowo w "Helikopterze w ogniu". Mam nadzieję, że uda mi się zagrać w życiu i w takim "wypasionym" filmie.

A dobrze się pan bawi na planie "Tajemnicy twierdzy szyfrów"?

- Znakomicie! Już sama możliwość pokazania się w mundurze hitlerowskim to świetna zabawa. Przypominam sobie, jak jako młody, mały grubasek Czaruś, biegałem z pistoletem z drewna i strzelałem się z kolegami. Bohaterowie "Czterech pancernych i psa" byli wtedy moimi idolami.

Ma pan już jakieś nowe plany zawodowe?

- Zapowiada się, że cały 2007 rok będę zajęty. Na wiosnę zaczniemy nagrywać trzecią serię odcinków "Ranczo" i film fabularny, który ma powstać na podstawie serialu. Prowadzę również wstępne rozmowy na temat roli w kryminalnym filmie kinowym. Nie będę nic mówił o tym projekcie, bo - jak wszystko w naszym kraju - to nic pewnego.

Proszę mi tylko powiedzieć, czy to będzie kolejna mroczna rola w pana aktorskim dorobku?

- Zdecydowanie mroczna - co mnie bardzo cieszy. Ja już się nagrałem w życiu komediowych ról, choćby sześć lat w "Miodowych latach". Zdaję sobie jednak sprawę, że nie opędzę się od takich propozycji, bo mam takie, a nie inne warunki. Ale to już moje zmartwienie, jak sprawić, by - niezależnie od tego czy przyjdzie mi wcielać się w role komediowe, czy dramatyczne - zagrać je wiarygodne.

Jest pan na co dzień wesołkiem?

- Ludzie tak mnie odbierają. Czasami jestem zapraszany na imprezy, bo niektórym osobom wydaje się, że będzie śmieszniej. Srodze się jednak zawodzą, ponieważ nie jestem typem wesołka. Muszę mieć dobry dzień, żeby tryskać humorem. A to się zdarza bardzo rzadko...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!