Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent wrócił do domu z pękniętą śledzioną. Szpital nie przyznaje się do błędu

Rajmund Wełnic [email protected]
Tomasz Owczarek pokazuje rozbity samochód, którym jechał jego brat. – Rodzina jest zszokowana, że brata można było wypisać do domu nie rozpoznając, że miał pękniętą śledzionę – mówi.
Tomasz Owczarek pokazuje rozbity samochód, którym jechał jego brat. – Rodzina jest zszokowana, że brata można było wypisać do domu nie rozpoznając, że miał pękniętą śledzionę – mówi. Rajmund Wełnic
Kierowca po wypadku trafił do szpitala w Szczecinku. Tu po kilku godzinach go wypisano - jak się później okazało z pękniętą śledzioną, którą trzeba było wyciąć. Szef szpitala twierdzi, że nie ma mowy o zaniedbaniu.

Do wypadku doszło w poniedziałek, 1 października. 32-letni Waldemar O. z Koszalina jechał swoim renault clio krajową "jedenastką". Wczesnym rankiem nieopodal Bobolic wyprzedzał tira. Było ciemno i dopiero ostatniej chwili dostrzegł leżącego na szosie dzika, którego potrącił wcześniej inny pojazd.
Kierowca nie miał szans na żadną reakcję. Auto lewym kołem najechało na zwierzaka. Uderzenie podbiło je i rzuciło na pobocze. Renault odbiło się od przydrożnej skarpy, przeleciało na drugą stronę, odbiło się od przeciwległej skarpy i zatrzymało na środku jezdni. Samochód był mocno rozbity, ale początkowo wydawało się, że kierowcy nic poważnego się nie stało.

- Brat był mocno poobijany, ale wysiadł z auta o własnych siłach - opowiada nam Tomasz Owczarek. - Na miejsce przyjechała karetka z Bobolic, ale ponieważ brat czuł się nieźle, to wróciła bez niego. Po rozbite renault przyjechała nieco później wezwana ze Szczecinka laweta. Samochód wciągnęli na przyczepę, a brat wsiadł do kabiny lawety. W czasie jazdy poczuł się jednak źle, zaczął słabnąć i kierowca wezwał na pomoc karetkę. Naprzeciw nim wyjechała karetka ze szczecineckiego pogotowia, która po drodze przejęła pacjenta.

Pan Waldemar trafił na szpitalny oddział ratunkowy (SOR) szczecineckiego szpitala.

- W międzyczasie dojechaliśmy do niego z Koszalina - mówi Tomasz Owczarek. - Bratu zrobiono badania krwi, zdjęcie rentgenowskie klatki piersiowej i po 3 godzinach od przyjęcia wypisano do domu. Już w drodze do domu czuł się coraz gorzej, w Koszalinie brzuch go bolał coraz bardziej i poszedł do swojej lekarki rodzinnej. Pani doktor od razy powiedziała, że brzuch jej się nie podoba, wezwała chirurga, który uznał, że brat musi pojechać na chirurgię. Tu robiono mu USG, stwierdzono w jamie brzusznej plamki krwi. Był już wieczór, brat trafił na stół operacyjny. Okazało się, że miał pękniętą śledzionę i trzeba było ją wyciąć.
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, pan Waldemar powoli dochodzi do zdrowia, został już wypisany do domu.
Bliscy nie kryją oburzenia. - Nasz ojciec pracował w szpitalu i wie, że w takich sytuacjach USG powinno być rutynowo wykonane - mówi Tomasz Owczarek. - Nie rozumiem, jak można było chłopaka puścić ze szpitala tak szybko, przecież w innych okolicznościach mogło się to skończyć tragicznie. Na pewno będziemy się domagać od szpitala w Szczecinku wyjaśnień.

- Każde postępowanie medyczne na poziomie szpitalnego oddziału ratunkowego w ramach tzw. opieki przedszpitalnej ma za zadanie określić, czy pacjenta można wypisać, czy też skierować na dalsze leczenie w szpitalu - odpowiada Adam Bielicki, prezes szczecineckiego szpitala. Według jego obecnych ustaleń, pacjent został przywieziony przez lekarza chirurga, który nie stwierdził na tym etapie niepokojących objawów. Już na oddziale wykonano mu podstawowe badania, w tym morfologię krwi i zdjęcie RTG.

- Nie było spadku morfologii, które wskazywałyby na niepokojące objawy, np. krwawienie do jamy brzusznej - mówi szef szpitala i wyjaśnia, że niekiedy przy urazie śledziony występuje tzw. krwiak podtorebkowy, który czasami pęka, a czasami nie, nie dając przy tym charakterystycznych objawów. Czasami nawet nie jest konieczna interwencja chirurgiczna.

- Na pewno najlepszy obraz terapeutyczny ma ten lekarz, który ostatni widzi pacjenta - mówi Adam Bielicki. - Być może w tym wypadku następowała ewolucja objawów w czasie, na pewno jednak, gdyby pacjent pozostał u nas dłużej lub wrócił później, zostałby prawidłowo zdiagnozowany.
Jednak prezes spółki szpitalnej dodaje, że czas pobytu chorego na SOR jest faktycznie "dyskusyjny", a przypadek zostanie wnikliwie omówiony na zespole terapeutycznym. Chociażby to, dlaczego nie wykonano pacjentowi badania USG, które jest pomocne w diagnozie, a na dodatek większość lekarzy szpitala w Szczecinku potrafi je wykonać.

- Będziemy ten przypadek analizować, wszystkie punkty postępowania - mówi szef lecznicy wyjaśniając, że konieczne będzie m.in. ściągnięcie dokumentacji medycznej z Koszalina. - Nie chcę powiedzieć, że wszystko było w porządku, ale na dziś też na pewno nie można mówić o zaniedbaniu z naszej strony. W medycynie zdarzają się sytuacje trudne do przewidzenia - kończy szef szpitala.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!