Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Wszołek: Masz tyle lat, na ile się czujesz. Może będę grał do 42. roku życia?

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Paweł Wszołek: Masz tyle lat, na ile się czujesz. Może będę grał do 42. roku życia?
Paweł Wszołek: Masz tyle lat, na ile się czujesz. Może będę grał do 42. roku życia? Bartek Syta/Polska Press
- Nie zgodzę się, że byłem brakującym ogniwem Legii Warszawa - zaznaczył skrzydłowy lidera PKO Ekstraklasy Paweł Wszołek.

Latem 2013 roku wyjechał pan z Polski do Włoch. Wrócił do niej we wrześniu tego roku. Jak zmienił się pan przez ten czas poza tym, że teraz nosi gustowne okulary?

Prawda jest taka, że okularów dorobiłem się już po powrocie do Polski. Trzy miesiące temu zacząłem je nosić, bo okazało się, że mam lekką wadę wzroku. Bardzo lekką, ale okulary mi służą. Natomiast co do tego okresu, to nauczyłem się biegle dwóch języków - angielskiego i włoskiego. Poznałem ludzi i ich kulturę. Fajnie żyło się zwłaszcza we Włoszech. Piękna pogoda, cieplutko, pyszne jedzenie, takie jak pasta, pesto czy gnocchi... Ale przede wszystkim z piłkarskiego punktu widzenia w Serie A rozwinąłem się taktycznie. Będąc tam, nie może być przecież inaczej. Z kolei w Anglii nauczyłem się agresywniejszej gry i kiedy ją stosować. Tam sędziowie wszystko puszczają, więc żeby nie dać się zdominować, czasem trzeba oddać.

A jako człowiek, jakby porównał pan siebie sprzed transferu do Sampdorii Genua, a obecnie? W Legii Warszawa najczęściej zwracają uwagę na pana profesjonalizm.

Gdy zaczynałem grać w ekstraklasie, nie miałem jeszcze 20 lat. W głowie ma się wtedy różne rzeczy. Miałem momenty, kiedy się buntowałem, ale to normalne w tym wieku, nie byłem wyjątkiem. Przyznaję, w Polonii nie byłem zbyt grzeczny, ale zawsze byłem profesjonalistą. Wyjeżdżając za granicę wiedziałem, że jak chcę coś tam osiągnąć, to muszę być dwa razy lepszy od zawodnika z danego kraju. To się sprawdziło się zarówno we Włoszech, jak i w Anglii. Szczególnie, gdy jeszcze trener jest tej samej narodowości, co wspomniany piłkarz. Ale akurat my Polacy mamy tę cechę, że jesteśmy pracowici i za to nas szanują. Nie potrzebowałem więc dużo czasu, by wejść na odpowiedni poziom.

W święta będzie miał pan odstępstwo od diety?

Coś tam dobrego zjem, jak to w święta, ale bez przesady. Przede wszystkim cieszę się, że ten czas spędzę z rodziną. Przez ostatnie lata było z tym różnie. Szczególnie, gdy grałem w Anglii, mecze były czasem w Wigilię, czasem w pierwszy lub drugi dzień świąt albo w Sylwestra.

W Legii zagrał pan już dziewięć meczów w ekstraklasie i dwa w Pucharze Polski. Poziom ligi zmienił się przez ten czas, gdy pana nie było?

Na pewno nie jest słabsza. Osobiście gra mi się trudniej niż przed wyjazdem do Włoch. Głównie ocenia się ją przez pryzmat tego, co polskie kluby osiągają w europejskich pucharów. Ale uważam, że wszystkie ligi się rozwijają i stad biorą się nieudane przygody. Czasem potrzebne jest też szczęście.

Ale powrót do Polski traktuje pan jako krok wstecz, by za chwilę zrobić dwa do przodu i wyjechać do mocniejszej ligi?

Nie myślę o tym, co będzie za jakiś czas. Skupiam się tylko na tym, co jest tu i teraz.

To jak odnalazł się pan w szatni Legii?

Na początku bardzo się bałem, schowałem się w toalecie na trzy dni… Ha, ha! A mówiąc poważnie, zespół przyjął mnie świetnie. Nie mogło być inaczej, bo są w nim rewelacyjni goście. Każdemu życzę takiej atmosfery w pracy.

Można odnieść wrażenie, że był pan brakujący ogniwem, bo odkąd wszedł pan do gry, Legia zaczęła wygrywać.

Miło mi to słyszeć, ale piłka nożna to gra zespołowa. Mamy w drużynie około 30 zawodników i nie zgodzę się, że jestem tym elementem, który przesądził o naszej dobrej formie. Oczywiście wychodząc na boisko, chcę pomóc drużynie, daję z siebie wszystko. Ale wszyscy zapracowali na to, że dobrze nam idzie. Od tego pierwszego gracza do 30. Każdy z nas ciężko pracuje. Mamy wyrównaną drużynę, co widać na treningach. Na każdą pozycję jest przynajmniej dwóch zawodników. Każdy wie, co ma robić, a to jest najważniejsze. Wyćwiczone na treningach schematy coraz częściej przekładają się na mecze. Wykorzystujemy swój potencjał, choć wciąż trzeba ciężko pracować. Dzięki temu i atmosferze idziemy do przodu. Ale też nie ma co myśleć o tym, co za nami, a skupiać się na najbliższych celach.

Ostatnie dziesięć meczów, to dziewięć zwycięstw i jedna porażka. Obecna forma jest optymalną?

Zwycięstwa budują drużynę i dają jej większą pewność siebie. Inna sprawa, że mnie nasze wyniki nie dziwią, bo ja od pierwszego dnia w klubie widziałem potencjał w drużynie. Było widać, że w tych meczach wcześniejszych, kończących się niekorzystnie, najczęściej brakowało trochę szczęścia. Z czasem wszystko się zazębiło, szczęście wróciło, chociaż nie ma co na nie patrzeć, a na siebie. Z każdym tygodniem robimy progres, to najważniejsze.

Co ciekawe, po zawodnikach nie widać, żeby któremuś przeszkadzało, że akurat nie gra. Co takiego zrobił Aleksandar Vuković?

Pan trener wszystkich szanuje i każdemu poświęca na rozmowę tyle samo czasu. Nie ma równych i równiejszych. Bardzo mi się podoba, że wszystkich traktuje tak samo i przede wszystkim sprawiedliwie. Zresztą nie tylko ja to zauważam, każdy z nas to widzi i docenia.

W jedenastu meczach strzelił pan cztery gole i zaliczył tyle samo asyst. Jakie cele - drużynowo i indywidualnie - ma pan na resztę sezonu?

W Legii interesuje nas tylko mistrzostwo i Puchar Polski. Nie ma co ukrywać, to największy klub w naszym kraju i tego od nas się wymaga. Indywidualnie chciałbym strzelić przynajmniej siedem goli w lidze. Ale przede wszystkim chcę prezentować dobrą i stabilną formę.

A jakie wrażenie wywarł na panu Jerzy Brzęczek?

Widać, że trener Brzęczek ma swój pomysł na grę. Obojętnie jaką miałbyś drużynę, nie jest łatwo awansować na wielką imprezę, a naszej reprezentacji to się udało jeszcze przed ostatnią kolejką eliminacji.

Jeśli dalej będzie pan grał przynajmniej tak, jak do tej pory, to liczy pan, że załapie się do szerokiej kadry na mistrzostwa Europy?

Nie myślę o tym. Naprawdę. Po co?

Ma pan 27 lat, nie zastanawia się…

Ale czuję się jeszcze młodo, może będę grał do 42? Masz tyle lat, na ile się czujesz. Ja się czuję obecnie na 20. Na poważnie, to nie myślę w ten sposób, że skoro mam 27 lat, to powinienem to czy tamto, a jak będę miał 33, to że już niczego nie osiągnę. Nie, wierzę w siebie i robię swoje. Co mi da rozmyślanie, co będzie za trzy czy cztery miesiące albo lata? Dużo rzeczy może się zdarzyć, szczególnie w obecnych czasach. Piłka pędzi. Nauczyła mnie tego dotychczasowa kariera. A jeśli już coś takie rozmyślanie można sprawić, to osłabić.

Ale nie planuje pan jeszcze jednego wyjazdu za granicę?

Planuję, ale wyjazd na święta do rodziny! Naprawdę jestem szczęśliwy, że jestem w Legii i to jest dla mnie najważniejsze.

To inaczej - jest pan gotowy grać w Legii do końca kariery?

To jeszcze bardziej wybiegł pan do przodu, bo ja myślę o jutrze! Nie podpuści mnie pan, ha, ha!

Paweł Wszołek po meczu Legia - Górnik: Po każdej zdobytej bramce chcemy atakować jak najwyżej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Paweł Wszołek: Masz tyle lat, na ile się czujesz. Może będę grał do 42. roku życia? - Sportowy24