Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podbijają świat śpiewem

IRENA BOGUSZEWSKA [email protected]
Marcel i Nikodem (z prawej), mimo tak młodego wieku, zrobili wielką karierę. A przed nimi jeszcze całe życie. Życzymy im wielu sukcesów i żeby byli bardzo szczęśliwi.
Marcel i Nikodem (z prawej), mimo tak młodego wieku, zrobili wielką karierę. A przed nimi jeszcze całe życie. Życzymy im wielu sukcesów i żeby byli bardzo szczęśliwi. Fot. Piotr Czapliński
Mają dopiero po 14 lat, a ponad 30 razy śpiewali w Operze Wiedeńskiej i koncertowali w wielu krajach całego świata.

Za występ osobiście dziękował im prezydent Bush. Ci, którzy słuchali ich w ostatni piątek w koszalińskiej katedrze wiedzą, dlaczego zrobili tak fantastyczną karierę. Marcel i Nikodem Legunowie z Karlina są obdarzeni wspaniałymi głosami.

Marcel i Nikodem to sympatyczni chłopcy. Wysocy, szczupli, wysportowani. Mają ciemne włosy, ciemną oprawę oczu, śniadą cerę. Są do siebie bardzo podobni, jak na bliźniaków przystało. Jednak każdy z nich ma inną fryzurę, każdy ubiera się inaczej, chodzi w tym, co mu się podoba i w czym dobrze się czuje. Na co dzień noszą dresy, bawełniane koszulki, adidasy. Kiedy się z nimi rozmawia, ich głosy brzmią normalnie. Kiedy jednak zaczynają śpiewać, człowiekowi dech zapiera z wrażenia.

Wybili się chóru
Marcel jest o chwilę starszy od brata. Imię odziedziczył po swoim dziadku, a dla Nikodema wybrała je mama. Nigdy wcześniej nikt w ich rodzinie nie robił kariery muzycznej - nie śpiewał ani nie grał na instrumencie.

- Kiedy chłopcy mieli dwa lata, dostaliśmy pianino - mówi Piotr Legun, tata bliźniaków. - A Nikodem przy nim usiadł i zaczął wygrywać melodie. Zorientowaliśmy się z żoną, że musi mieć bardzo dobry słuch.

Chłopcy muzyki uczyli się w przedszkolu w Białogardzie. Potem chodzili do szkoły katolickiej w Koszalinie, a w szkole muzycznej w Białogardzie uczyli się gry na pianinie. Bez problemów dostali się do katedralnego chóru Cantate Deo. Długo w nim nie pośpiewali. Maria Wleklińska, pedagog i wokalistka, która współpracowała z chórem, utworzyła z nich duet. Występowali w kościołach w Polsce i za granicą.

Wyjechali do Wiednia
Rodzice już wiedzieli, że ich synowie są wyjątkowo utalentowani. Mama bliźniaków nawiązała kontakt z matką chłopca śpiewającego w wiedeńskim chórze Wiener Sängerknaben. Pojechali na przesłuchanie i zostali przyjęci do tego słynnego w świecie zespołu.

- Był to dla nas ważny, ale też bardzo trudny moment - wspomina ojciec. - Chłopcy mieli po 10 lat. Kiedy znaleźli się w Wiedniu, nie znali języka niemieckiego, tylko angielski, a musieli zamieszkać w internacie. Z żoną postanowiliśmy, że ja pojadę z nimi do Wiednia. Maluję obrazy, pracuję w domu, więc mogłem sobie na to pozwolić. Żona jest logopedą w Kołobrzegu, mamy jeszcze młodszego syna Pawła, więc została z nim w Karlinie. A my przyjeżdżaliśmy do nich na weekendy. Za każdym razem, jak wracaliśmy do domu, to się cieszyli, ale jak wyjeżdżaliśmy, czasem to na siłę trzeba było ich do samochodu wsadzać, szczególnie jednego. Tak było przez trzy lata.

Od Japonii po Panamę
We Wiedniu Marcel i Nikodem szybko zostali solistami słynnego chóru. Chodzili do szkoły, w której zajęcia trwają od 7.30 przez cały dzień. Uczyli się muzyki, śpiewu, języków i przedmiotów ogólnych, a wieczorem brali udział w koncertach. Z chłopięcym chórem wiedeńskim występowali w operach wystawianych w Salzburgu, w Filharmonii Wiedeńskiej. Śpiewali partię chłopców w "Czarodziejskim flecie" Mozarta w Operze Wiedeńskiej. Uczestniczyli w licznych tournee po całym świecie. Śpiewali m.in. w Korei Południowej, Meksyku, Gwatemali, USA, Panamie, Japonii, Szwajcarii, Francji, Niemczech, Irlandii, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Austrii. Nagrali płyty. Uczestniczyli w tak wielkim wydarzeniu, jak koncert w Wiedniu z okazji 250. rocznicy urodzin Mozarta transmitowany przez telewizję na cały świat.

- W operze na początku miałem bardzo dużą tremę, ale śpiewaliśmy tyle razy, że znikła - opowiada Nikodem. - Największym dla mnie przeżyciem był występ przed prezydentem Bushem. Wrażenie robi to, dla kogo się śpiewa.

Boisko mam przy domu
Mogli zostać w Wiedniu jeszcze przez rok. Marcel chciał, ale Nikodem za nic. Dyrektor tamtejszej szkoły namawiał go: - Zobacz, tutaj masz wspaniały internat, boisko, basen. A Nikodem na to: - Boisko to ja mam przy domu.

To boisko jest dla nich bardzo ważne, bo obaj bracia oprócz śpiewu lubią sport, a szczególnie siatkówkę.
Chodzą do społecznej szkoły w Koszalinie, a od września chcą być razem z młodszym bratem w szkole katolickiej. Mają bardzo dużo pracy, bo muszą nadrabiać zaległości w nauce. W wiedeńskiej szkole nie mieli takich przedmiotów, jak język polski, chemia czy fizyka. Jednocześnie uczą się gry na fortepianie u Doroty Kuryło w średniej szkole muzycznej w Koszalinie. Raz w miesiącu lecą do Wiednia.

Tam śpiewają w chórze założonym przez Japonkę, która tam udzielała im lekcji gry na fortepianie.

Wyjątkowe talenty
- To wyjątkowe talenty, mają wyjątkową wrażliwość, słuch i głosy, rzadko się takie spotyka na całym świecie - mówi Maria Wkleklińska, ich pedagog. - Przeszli już mutację, a nadal śpiewają sopranami. To się niezwykle rzadko zdarza, choć głosy pewnie im się zmienią. Są niesamowicie muzykalni i niesamowicie pracowici. Śpiewają repertuar bardzo trudny nawet dla dorosłych śpiewaków. A oni sobie doskonale radzą. Żeby takie talenty się nie zmarnowały, muszą bardzo ciężko pracować oni sami, ich nauczyciele, no i rodzice. Ojciec codziennie wozi ich z Karlina do Koszalina do szkoły, na próby, na lekcje.

Tłumy w katedrze
W poprzedni piątek chłopcy wystąpili w koszalińskiej katedrze razem w orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej.

Koncert rozpoczął się z opóźnieniem. Przesunięto go, gdyż przed kasą wciąż stało mnóstwo ludzi, którzy chcieli posłuchać bliźniaków. Katedra wypełniona była po brzegi, mnóstwo ludzi stało. Marcel i Nikodem śpiewali cudownie: i solo, i razem. Po koncercie długo nie milkły oklaski, a także słowa zachwytu.

- Jesteśmy na wczasach w Kołobrzegu, ale przyjechaliśmy posłuchać chłopców, bo więcej taka okazja może się nam nie zdarzyć. I nie żałujemy. Oni są fantastyczni. Jak śpiewali, to ciarki po plecach mi chodziły, a żona miała łzy w oczach. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyliśmy - emocjonował się Tadeusz Nowiński z Warszawy. - Na pewno jeszcze usłyszymy tych dwóch wspaniałych bliźniaków, tylko w telewizji, jak będą transmitować koncert gdzieś ze świata. Tu słuchaliśmy ich na żywo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!