Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogotowie ze Sławna nie zawiozło chorej dziewczynki do szpitala

Ilona Stec [email protected]
Lekarz sławieńskiego pogotowia nie chciał zawieźć karetką dwuletniej dziewczynki z 40-stopniową gorączką do szpitala. Bliscy chorej dziewczynki zrobili to więc na własną rękę.

Dwuletnia Oliwia z Wielunia, która przyjechała na lato do babci w Krupach (gmina Darłowo), rozchorowała się. Z wysoką, 39-stopniową gorączką trafiła do lekarza. Dostała antybiotyki. Leczenie nie pomogło. Mama Oliwii znów poszła z nią do lekarza. Dziecko dostało inne leki, w zastrzykach. Po nich jednak także nie było poprawy. Gorączka sięgnęła prawie 40 stopni, dziecko - jak relacjonuje rodzina - dostało drgawek gorączkowych. Przerażona mama Oliwii wezwała pogotowie.

- Siostra była bardzo zdenerwowana. Pani dyspozytorka ją uspokoiła, wypytała o wszystko, wysłuchała i powiedziała, że wysyła karetkę - opowiada siostra mamy Oliwii, czyli ciocia dziewczynki, Dorota Ossowska.

- Pan doktor z pogotowia, który przyjechał do dziecka, nawet go nie zbadał. Stwierdził tylko, że nie potrzebuje ono pomocy pogotowia i że może zawieźć je do przychodni w Darłowie. Siostra zdecydowała się jechać, ale gdy w karetce usłyszała, że od decyzji lekarza w Darłowie będzie zależało, czy dziecko zostanie skierowane do szpitala i czy otrzyma zlecenie na transport, bo karetka to nie taksówka, zrezygnowała. Nastraszono jeszcze siostrę, że może zostać obciążona kosztami transportu.

By nie tracić już czasu na dojazdy do Darłowa, jeszcze na rogatkach Krup postanowiła przesiąść się z dzieckiem do prywatnego auta i pojechała prosto do szpitala w Koszalinie. To było bardzo ryzykowne, bo mała miała bardzo wysoką gorączkę, źle się czuła, gdyby po drodze coś złego zaczęło się dziać, nie miałby nawet kto udzielić jej pomocy. Mamy ogromny żal do lekarza pogotowia. Siostra przyjechała z Polski, dziecko nagle zachorowało, leczenie nie pomagało, była wystraszona, nie wiedziała co mu jest, szukała ratunku. Co takiego musi się stać, żeby pogotowie zabrało chore dziecko do szpitala? Tym bardziej, że okazało się, że mała ma jakąś poważną infekcję - dodaje Dorota Ossowska.

Andrzej Dąbrowski, dyrektor szpitala w Sławnie, któremu podlega sławieńskie pogotowie ratunkowe, przesłuchał nagranie rozmowy mamy dziecka z dyspozytorką, przeprowadził rozmowę z członkami załogi karetki i nie dopatrzył się błędu w postępowaniu lekarza pogotowia.

- Doktor zachował się prawidłowo, proponując dowiezienie dziecka do pediatry w przychodni. Jeżeli pediatra stwierdziłby, że dziecko powinno być hospitalizowane, skierowałby je do szpitala i - w razie potrzeby - wystawiłby zlecenie na transport.

Gdyby lekarz pogotowia od razu uznał, że życie dziecka jest zagrożone, wówczas zawiózłby je bezpośrednio do szpitala. W tym przypadku jednak nie widział takiego zagrożenia. To w jego ocenie był przypadek, którym powinien zająć się lekarz podstawowej opieki zdrowotnej, on powinien podjąć decyzję o dalszym postępowaniu. Gdyby pogotowie w ogóle nie przyjechało, byłoby źle. Ale przyjechało, lekarz dziecko obejrzał, podjął taką decyzję i ja nie mam prawa jej kwestionować.

Nie pozostawiono dziecka bez pomocy. Jego mama, jak mnie poinformowano, jeszcze w karetce konsultowała się z lekarzem, u którego była z dzieckiem wcześniej i to on poradził, by zawieźć je do Koszalina do szpitala. Można było pojechać tam prywatnym transportem, na co rodzina w końcu się zdecydowała, albo transportem sanitarnym na zlecenie lekarza POZ - dodaje dyrektor Andrzej Dąbrowski.

Jak wyjaśnia, w sytuacji, gdy nie ma zagrożenia życia, nie angażuje się karetki pogotowia do takich przewozów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!