Podopieczni trenera Arkadiusza Konieckiego, ustanowili w tym meczu kilka niezbyt chlubnych rekordów.
Do Wrocławia akademicy pojechali z Joshem Gomesem, o którego… zwolnieniu informował w czwartek trener Koniecki (10 lat temu sięgał po mistrzostwo Polski ze Śląskiem). Do zespołu dołączył również Brandon Spann. Amerykanin z nigeryjskim paszportem nie był w tym meczu liderem 43 proc. z gry, 1 asysta i 4 straty), na jakiego od początku sezonu czekają kibice z Koszalina. We Wrocławiu zabrakło Joe Adkinsa, którego zamierzał zostawić - kosztem Gomesa - koszaliński szkoleniowiec oraz testowanego pod koniec ubiegłego tygodnia centra reprezentacji Anglii, Chrisa Haslama. Z tego ostatniego zrezygnowano po wewnętrznym sparingu.
Kolejne zmiany składu nie zdołały ukryć jednak słabości koszalińskiej drużyny. Konceptu na grę wystarczyło na pierwszy kwadrans. O drugiej połowie - ze szczególnym uwzględnieniem 3. kwarty (19:3) - akademicy zapewne będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. To najgorszy wynik punktowy koszalińskiej drużyny i zapewne również najgorszy w ekstraklasie. W całej drugiej połowie AZS powiększył swoje konto zaledwie o 17 pkt, podczas gdy Śląsk tylko w najgorszej pod względem punktowym 4. kwarcie uzyskał 16. Obrazu słabości AZS dopełnia 28 strat z czego aż 8 popełnił zmuszony - wobec problemów Spanna z faulami - do gry na "jedynce" Gomes i katastrofalna, zaledwie 35-procentowa skuteczność zespołu z gry. Koszalinianie narzekali po meczu na pracę sędziów, co w meczach ze Śląskiem stało się już pewną tradycją. - Śląsk bronił bardzo agresywnie, na prograniczu faulu, ale był traktowany zupełnie inaczej - powiedział A. Koniecki.
Początek meczu w wykonaniu AZS, jak kilka poprzednich, był obiecujący. W pierwszej kwarcie podopieczni Konieckiego grali z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym i niemal przez cały czas prowadzili. Wygraną 21:20 w kwarcie zapewnił Śląskowi rzut za 3 pkt Olivera. Jeszcze w 13. min na tablicy wyników widniał remis po 27, gdy akcją 2+1 popisał się Spann. Od tej chwili akademicy "zamilkli" na niemal 4 minuty, w trakcie których wrocławianie zdobyli 9 pkt. Dwie trzypunktowe akcje wyróżniającego się (ale tylko w pierwszej połowie) Haynesa, zmniejszyły straty do 5 pkt (33:38) i to było wszystko, co AZS miał do zaprezentowania w niedzielę. Zaczęły mnożyć się proste straty i nieporozumienia między zawodnikami. Spann popełniał faul za faulem, podobnie jak środkowy Hunter. Na dużą przerwę AZS schodził przy stanie 35:43, co jeszcze źle nie rokowało. Po zmianie stron było już bardzo źle. Już na początku 4 przewinienie popełnił Spann i usiadł na ławce ("spadł" w 32. min, krótko po powrocie na parkiet). Młody Gomes nie był w stanie ustawić rozegrania. Śląsk zaś konsekwentnie punktował, a przodował w tym Hyży (zdobył 9 ze swoich 17 pkt). Po 30. minutach było już praktycznie po meczu (62:38). W ostatniej kwarcie Andrej Urlep posłał na plac młodych Diduszkę i Mroczka, co nie przeszkodziło Śląskowi w powiększeniu rozmiarów zwycięstwa. Rekordową była różnica 26 pkt na koniec meczu, po trafieniu Mroczka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?