Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrom w drugiej połowie

(jak)
Denis Korszuk (z lewej) i Chris Hunter (nr 15) oraz ich koledzy będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o meczu we Wrocławiu.
Denis Korszuk (z lewej) i Chris Hunter (nr 15) oraz ich koledzy będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o meczu we Wrocławiu.
Koszykarze AZS Koszalin kontynuują serię porażek na parkietach Dominet Bank Ekstraligi. Outsider tabeli tym razem został rozbity na parkiecie hali Orbita we Wrocławiu przez miejscowy Bergson Śląsk różnicą 26 punktów.

Podopieczni trenera Arkadiusza Konieckiego, ustanowili w tym meczu kilka niezbyt chlubnych rekordów.
Do Wrocławia akademicy pojechali z Joshem Gomesem, o którego… zwolnieniu informował w czwartek trener Koniecki (10 lat temu sięgał po mistrzostwo Polski ze Śląskiem). Do zespołu dołączył również Brandon Spann. Amerykanin z nigeryjskim paszportem nie był w tym meczu liderem 43 proc. z gry, 1 asysta i 4 straty), na jakiego od początku sezonu czekają kibice z Koszalina. We Wrocławiu zabrakło Joe Adkinsa, którego zamierzał zostawić - kosztem Gomesa - koszaliński szkoleniowiec oraz testowanego pod koniec ubiegłego tygodnia centra reprezentacji Anglii, Chrisa Haslama. Z tego ostatniego zrezygnowano po wewnętrznym sparingu.
Kolejne zmiany składu nie zdołały ukryć jednak słabości koszalińskiej drużyny. Konceptu na grę wystarczyło na pierwszy kwadrans. O drugiej połowie - ze szczególnym uwzględnieniem 3. kwarty (19:3) - akademicy zapewne będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. To najgorszy wynik punktowy koszalińskiej drużyny i zapewne również najgorszy w ekstraklasie. W całej drugiej połowie AZS powiększył swoje konto zaledwie o 17 pkt, podczas gdy Śląsk tylko w najgorszej pod względem punktowym 4. kwarcie uzyskał 16. Obrazu słabości AZS dopełnia 28 strat z czego aż 8 popełnił zmuszony - wobec problemów Spanna z faulami - do gry na "jedynce" Gomes i katastrofalna, zaledwie 35-procentowa skuteczność zespołu z gry. Koszalinianie narzekali po meczu na pracę sędziów, co w meczach ze Śląskiem stało się już pewną tradycją. - Śląsk bronił bardzo agresywnie, na prograniczu faulu, ale był traktowany zupełnie inaczej - powiedział A. Koniecki.
Początek meczu w wykonaniu AZS, jak kilka poprzednich, był obiecujący. W pierwszej kwarcie podopieczni Konieckiego grali z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym i niemal przez cały czas prowadzili. Wygraną 21:20 w kwarcie zapewnił Śląskowi rzut za 3 pkt Olivera. Jeszcze w 13. min na tablicy wyników widniał remis po 27, gdy akcją 2+1 popisał się Spann. Od tej chwili akademicy "zamilkli" na niemal 4 minuty, w trakcie których wrocławianie zdobyli 9 pkt. Dwie trzypunktowe akcje wyróżniającego się (ale tylko w pierwszej połowie) Haynesa, zmniejszyły straty do 5 pkt (33:38) i to było wszystko, co AZS miał do zaprezentowania w niedzielę. Zaczęły mnożyć się proste straty i nieporozumienia między zawodnikami. Spann popełniał faul za faulem, podobnie jak środkowy Hunter. Na dużą przerwę AZS schodził przy stanie 35:43, co jeszcze źle nie rokowało. Po zmianie stron było już bardzo źle. Już na początku 4 przewinienie popełnił Spann i usiadł na ławce ("spadł" w 32. min, krótko po powrocie na parkiet). Młody Gomes nie był w stanie ustawić rozegrania. Śląsk zaś konsekwentnie punktował, a przodował w tym Hyży (zdobył 9 ze swoich 17 pkt). Po 30. minutach było już praktycznie po meczu (62:38). W ostatniej kwarcie Andrej Urlep posłał na plac młodych Diduszkę i Mroczka, co nie przeszkodziło Śląskowi w powiększeniu rozmiarów zwycięstwa. Rekordową była różnica 26 pkt na koniec meczu, po trafieniu Mroczka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!