Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjant wyskoczył z radiowozu. Zaczął okładać chłopca pałką. 26 lat temu zginął Przemek Czaja. Miał tylko 13 lat

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Policjant wyskoczył z radiowozu. Zaczął okładać chłopca pałką. 26 lat temu zginął Przemek Czaja. Miał tylko 13 lat
Policjant wyskoczył z radiowozu. Zaczął okładać chłopca pałką. 26 lat temu zginął Przemek Czaja. Miał tylko 13 lat Koleśnik/Piotrkowski
Przy grobie Przemka Czai na Starym Cmentarzu w Słupsku jest dziś pusto, ale w wazonie stoją świeże białe chryzantemy, na płycie leży wiązanka świeżych kwiatów i czerwona róża. Płoną znicze. Na jednym z nich widnieje napis „Dla kochanego brata”.

Z fotografii spogląda uśmiechnięta, łagodna buzia 13-latka - blondyna o niebieskich oczach. „Zginął tragicznie” - mówią złote litery na płycie pomnika.

14 stycznia 1998 roku Przemka żegnała w tym miejscu nie tylko rodzina, ale i około trzech tysięcy kibiców z całej Polski. Policja proponowała wieniec, honorową wartę i obstawę, aby nie wybuchły zamieszki. Rodzina odmówiła. To nie kibice byli zagrożeniem. Szalik klubowy nie miał tu znaczenia. W tym dniu wszyscy byli solidarni.

Trumnę niósł m.in. Nob, kibic drużyny ze Słupska. Miał wtedy 18 lat. Dziś jest wychowawcą młodzieży. Nie chce być podpisany nazwiskiem, woli swoją dawną ksywę.

- Trumnę nieśli kibice Czarnych Słupsk jako przedstawiciele ekip, które wówczas były w mieście - Norwida Brygadiera, Chłopców z Ferajny i Bad Boys. Bracia Przemka byli i są naszymi kolegami, dobrze się znamy i to było oczywiste, że trumnę z Przemkiem musieli nieść kibice Czarnych. W myśl zasady: „Śmierć kibica jest jak śmierć brata”.

10 stycznia 1998

Sobota. Słupsk żyje koszykówką. W hali Gryfia rozgrywa się ważny mecz drugoligowej drużyny Alkpol Czarni Słupsk z AZS Zagaz Koszalin. Prestiżowe derby Pomorza. Na meczu nie pojawili się kibice z Koszalina, więc nie było awantur. Słupska drużyna zwyciężyła. Kibice świętowali.

Marcin miał wówczas 14 lat.

- Na meczu byli kibice Jantara Ustka (drużyna piłkarska - red.). Grupa kibiców Czarnych - może setka - odprowadzała ich na dworzec PKP, aby nie doszło do konfliktów z kibicami Gryfa Słupsk. Ja szedłem z nimi - relacjonuje pan Marcin. - Przechodziliśmy przez przejście dla pieszych na ulicy Szczecińskiej. Część przeszła na zielonym świetle, ale wszyscy nie zdążyliśmy, więc szliśmy dalej, już na czerwonym. Wtedy radiowóz, który jechał z boku, wjechał w tę grupę. Sam znalazłem się na jego masce. Przeszliśmy jednak na drugą stronę. Kibice zaczęli skandować. Policjant wyskoczył, zaczął machać pałą, śmignął mi po nodze. Złapał Przemka i zaczął go okładać. Widziałem to i pamiętam jak dziś. Przemek się przewrócił, zaczął krzyczeć, żeby go nie bił, wtedy policjant jeszcze raz przywalił mu w twarz i zaczął biec za resztą. My obiegliśmyblok i poszliśmy zobaczyć, co się stało. Przemek leżał zakrwawiony, jeden z kibiców zaczął mu udzielać pierwszej pomocy. Wtedy podjechał drugi radiowóz. Prosiliśmy policjanta, aby pomógł Przemkowi albo zawiózł go do szpitala, bo karetka cały czas nie przyjeżdżała. A minęło już ze 20 minut. Ściągnęliśmy kurtki i dawaliśmy temu policjantowi, aby rozłożył je w radiowozie, jeśli boi się, że go zabrudzi. Żeby go tylko wzięli. Nie zabrali. Po chwili znowu przyjechał tamten policjant, który tłukł Przemka. Zaczął wymachiwać pałą, aby wszystkich rozgonić - łącznie z tymi, którzy udzielali Przemkowi pomocy.

Pan Marcin nigdy nie zeznawał w sądzie.

- Byłem wtedy za mały. Rodzice się nie zgodzili. Przez kolejne dni nie wypuszczali mnie z domu - tłumaczy.

Z Przemkiem mieszkali po sąsiedzku, bawili się razem na podwórku, chodzili do „czwórki”- wówczas przy ul. Sobieskiego.

- Podczas tego powrotu z meczu Przemek nie zdążył uciec. Po prostu. Taka była jego wina. To mógł być każdy z nas. Przemek był mały i wątły. Taki delikatny, on nawet jak się na schodach przewrócił, to mu krew z nosa leciała - dodaje pan Marcin.

Szczegóły tamtych wydarzeń pamięta też Nob:

- Po meczu z AZS Koszalin nasze dwie ekipy, Chłopcy z Ferajny i moja - Norwida Brygadier, udały się na swoje osiedla, natomist grupa Bad Boys z kibicami Jantara Ustka szła ulicą Szczecińską w stronę dworca kolejowego. Kibice Jantara szli na pociąg, natomiast Przemek szedł do domu. Przechodząc na czerwonym świetle, został dogoniony przez Dariusza Woźniaka, który zadał mu śmiertelny cios.

Przemek zmarł o godz. 20.20. Rodzice chłopca dowiedzieli się, że ich syn został pobity, od kolegi starszego syna. Wsiedli w taksówkę i pojechali do szpitala. Tam zobaczyli ciało Przemka.

- Widać było odbicie pałki - na policzku, szyi, karku. Przerwana została tętnica szyjna, nastąpił wylew, krwiak. Krew poszła z uszu, nosa, ust - mówiła potem pani Marzenna, matka Przemka, mediom. Miała żal, że w dniu pogrzebu trumna w kościele była zamknięta. Chodziło o to, aby ludzie nie widzieli śladów uderzenia.

11 stycznia 1998

Na drugi dzień po tragedii patomorfolog Waldemar Golian przeprowadził sekcję. Gdy były znane jej wyniki, przed Prokuraturą Rejonową w Słupsku zwołano konferencję prasową. Szef prokuratury, Stanisław Szlachetka, wydał oświadczenie, że śmierć mogła być wynikiem uderzenia w słup trakcyjny, gdy chłopiec uciekał przed policją.

Dlaczego tak powiedziano? Możemy się domyślać, jednak odpowiedzi nie udzieli nam już ani patomorfolog, ponieważ nie żyje, ani prokurator, który po latach nie chce już wracać do tego tematu.

Kibice byli rozwścieczeni. Przecież widzieli, jak policjant Dariusz Woźniak bił Przemka. Pod siedzibą prokuratury zaczęły się zamieszki. Poleciały szyby w oknach, a kibice zażądali prawdy i ukarania policjanta.

Ostatecznie jeszcze tego samego dnia Dariusz Woźniak został tymczasowo aresztowany, a słupska prokuratura postawiła mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów w Słupsku wpłacił za niego kaucję w wysokości pięciu tysięcy złotych. Sprawę jednak od razu odebrano Prokuraturze Rejonowej w Słupsku. Przekazano ją do Elbląga. Zakładowi Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Gdańsku zlecono przeprowadzenie drugiej sekcji zwłok.

Dzień po pogrzebie, 15 stycznia, ujawniono jej wyniki. Potwierdzały to, co widzieli kibice. Przyczyną zgonu Przemka był krwiak przymózgowy, który mógł powstać w wyniku uderzenia tępym i obłym narzędziem, takim jak policyjna pałka.

- Dziś uważam, że gdyby słupscy kibice nie walczyli o prawdę, to do dzisiejszego dnia krążyłaby śpiewka policji, że Przemek Czaja zginął od uderzenia się w słup trakcji trolejbusowej - mówi Nob.

Zamieszki w Słupsku trwały do 14 stycznia. Skończyły się tuż przed pogrzebem.

Maj 1999 - maj 2001

Pół roku od zajścia - w maju 1999 roku - Dariusz Woźniak został skazany przez Sąd Okręgowy w Koszalinie na sześć lat więzienia za śmiertelne pobicie chłopca. Oskarżyciele posiłkowi, rodzice Przemka, i prokuratura odwołali się od tego wyroku.

W grudniu 1999 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku podwyższył karę do ośmiu lat. Obrońca Dariusza Woźniaka wniósł jednak o kasację wyroku. Skutecznie. Sąd Najwyższy skasował gdański wyrok, stwierdzając, że sąd apelacyjny popełnił błędy proceduralne.

Dlatego w maju 2001 Woźniak znów stanął przed gdańską Temidą z sześcioletnim wyrokiem wydanym przez sąd w Koszalinie. Jego obrońca, mecenas Wojciech Kaczmarek, argumentował, że wyrok trzeba obniżyć, bo interwencja policji była słuszna, a ciosy przypadkowe. Nie zgodził się z tym pełnomocnik rodziców, Paweł Skowroński, który chciał surowszej kary. Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Gdańsku ponownie skazał Woźniaka na osiem lat więzienia.

- Walczyliśmy do końca, aby Dariusz Woźniak został skazany za zabójstwo. Nie udało się, ale cieszymy się, że zostało chociaż te osiem lat - mówiła Marzenna Czaja po ogłoszeniu prawomocnego wyroku 17 maja 2001 roku, czyli trzy lata po śmierci chłopca.

Styczeń 2003

W piątą rocznicę śmierci Przemka Czai i słupskich zamieszek TVP wyemitowała film dokumentalny „Zabić go”. To rozmowa Dariusza Woźniaka z dwoma współwięźniami w Zakładzie Karnym.

Więzień: A ty za co siedzisz?

Dariusz Woźniak: Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.

W: A co to był za jeden? Małolat jakiś?

DW: 13 lat.

W: Na zadymie byłeś?

D.W: Po meczu szli, zaczęli się bić. Musiałem interweniować, bo byłem policjantem. Oni się bili między sobą. Ja musiałem ich rozgonić. Ponoć z mojej ręki, od odurzenia pałką zginął.

W: Musiałeś go zabijać od razu?

D.W: A kto chce zabijać? A bić to każdego trzeba, jeżeli się biją.

W: Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że ty zabiłeś tego małego kibica? Nic ci się po nocach nie śni? Nie masz żadnych strachów?

D.W: Nie. Nie mam.

W: To ty sumienia wcale nie masz.

D.W: Sumienie mam, ale nie jestem pewien i nikt nie jest pewien do końca, czy to ja zabiłem. Dlatego mnie sumienie nie gryzie.

W: To ty jesteś bez sumienia. Jak diabeł. Nic cię nie rusza?

D.W: Nic a nic. To była banda chuliganów, która się biła.

W.: Przecież to byli kibice.

D.W.: Kibice to szli spokojnie, a ci, co się biją, to nie są kibicami. Tylko to są chuligani. Wręcz bandyci to są. To jest gorzej niż bandytyzm, co się szerzy na stadionach.

W: Media pisały, że pałą go napier….

D.W: Pałki używałem i co z tego. Lampa stoi 10 metrów dalej od miejsca, gdzie on zginął. Jak się bili między sobą, to już wtedy mógł dostać, a ja nawet tego nie zauważyłem.

W: Ty używałeś pałki, jak szłeś (wymowa oryginalna) ich rozganiać?

D.W: No oczywiście, to do mnie należało.

W.: Czyli lałeś tam po prostu. Na nikogo nie patrzałeś.

D.W: A na kogo miałem patrzeć. Ja tylko patrzę, żeby mi ktoś z tyłu, z boku nie przywalił. To jest ułamek sekundy, jeśli już się używa pałki, to jest ułamek sekundy i ręki nie można już zatrzymać. Zawsze poleci już do przodu. Mogło być, ale… Nie wykluczam tego, no nie wykluczam.

W: A wy chociaż przeprosiliście tę rodzinę w sądzie? Za to, że ich syna zabiliście?

D.W: Nie. Ja nie przeproszę.

W: A jak byś teraz wyszedł na wolność i pojechał na ten grób, to byś go przeprosił, że wypadło tak, a nie inaczej, że on zginął.

D.W: Nie, nie pójdę na cmentarz. Nie będę się poniżał, że będę przepraszał chuliganów.

W: Ale to był 13-letni chłopak. Powinieneś iść na ten cmentarz.

D.W: A co, ja go zbawię? Nie będę przepraszał. Nie jestem przekonany, że ja go zabiłem. Nie będę przepraszał za coś, czego być może nie zrobiłem.

Woźniak został przedterminowo warunkowo zwolniony po odbyciu połowy kary. Rodziców Przemka nigdy nie przeprosił. W mieście nie miał życia. Przeprowadził się, prawdopodobnie zmienił nazwisko.

W miejscu, w którym zginął Przemek, władze miasta postawiły tablicę pamiątkową. Kibice rokrocznie zbierają się przy niej w rocznicę śmierci chłopca. Palą znicze, przynoszą kwiaty, sami położyli nowy polbruk. W tym roku przyszli też rodzice chłopca.

Matka do dziś nie może sobie wybaczyć, że puściła Przemka na ten mecz. Ale on tak prosił…

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Policjant wyskoczył z radiowozu. Zaczął okładać chłopca pałką. 26 lat temu zginął Przemek Czaja. Miał tylko 13 lat - Głos Pomorza