Długo oczekiwany przez rodziców Maciuś Miłkowski urodził się 8 maja w szczecineckim szpitalu. Informacja dla rodziców - pana Mateusza i pani Moniki - że chłopczyk ma bardzo poważną wadę serca była szokiem, który z czasem zamienił się w rozpacz. Tym większą, że przez całą ciążę mama była pod opieką lekarzy i żadne badanie niczego nie wykryło.
- Synek ma zespół hipoplazji lewego serca, jego lewa komora ma zaledwie dwa milimetry, a u zdrowego noworodka powinna mieć około centymetra. To wrodzona wada serca, bez szybkiej interwencji chirurgicznej śmiertelna dla dziecka. A i późniejsze rokowania nie są najlepsze.
Maciuś trafił najpierw do szpitala w Koszalinie. W tym czasie rodzice rozpaczliwie szukali placówki, która mogłaby się podjąć uratowania synka.
Z uwagi na to, iż na głowę młodych rodziców spadło ostatnio wiele trosk nie mieli jeszcze czasu poprosić o uruchomienie subkonta żadnej oficjalnej fundacji. Czytelnicy, firmy i instytucje, które mogłyby pomóc w transporcie Maciusia do domu proszone są kontakt telefoniczny z Moniką Kubacką pod numerem 724 419 729
- Nikt nie chciał podjąć się operacji, dopiero profesor Janusz Skalski z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie zlitował się nad nami - mówi pani Monika. Siedmiogodzinny, bardzo trudny i skomplikowany zabieg odbył się w miniony piątek (16 maja). Chłopczyk przetrwał, ale jego stan jest wciąż bardzo ciężki i lekarze walczą o jego życie. Ważna jest każda doba. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to Maciek przejdzie kolejną operację w wieku 4-8 miesięcy, i jeszcze jedną już jako kilkulatek (leczenie jest trzyetapowe). W przyszłości zaś może czeka go nawet transplantacja serca. O tym jednak będą myśleć za jakiś czas. Na razie wszyscy modlą się o zdrowie dla maleństwa.
- Synek może pozostać w szpitalu nawet kilka miesięcy, ale kiedy tylko będzie to możliwe chcielibyśmy, aby wrócił do domu - mówi mama.
I tu pojawia się wielki problem. Wielogodzinny transport malca karetką lub pociągiem nie wchodzi w grę. Do Krakowa na operację Maciusia z lotniska w Goleniowie zabrał specjalistyczny samolot. Po niewiele ponad godzinie był na miejscu. Tak samo powinien wrócić do bliskich. Przelot kosztuje jednak aż 8 tysięcy złotych, rodziców nie stać na taki wydatek - pani Monika nie ma pracy, pan Mateusz jest na zasiłku. Stąd apel i gorąca prośba do naszych Czytelników o wsparcie w opłaceniu kosztów przywiezienia chłopczyka do domu. - Wszystko na niego czeka, łóżeczko, my i starsza siostra - pani Monika nie jest w stanie opanować łez. - Zwracamy się z gorącą prośbą o pomoc w umożliwieniu powrotu naszego synka do domu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?