Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomysł na nowy koszaliński "Kazel"

Irena Boguszewska irena.boguszewska @mediaregionalne.pl
Załoga Kazelu na wykopkach w niedzielę jesienią 1964 roku. Andrzej Piechna na zdjęciu w berecie.
Załoga Kazelu na wykopkach w niedzielę jesienią 1964 roku. Andrzej Piechna na zdjęciu w berecie. ze zbiorów Andrzeja Piechny
Po opublikowaniu dwóch artykułów na temat historii koszalińskiego "Kazelu", otrzymaliśmy wspomnienia jeszcze jednego byłego pracownika Andrzeja Piechny.

Pan Andrzej pochodzi z Białogardu, a obecnie mieszka w Jaworznie w woj. śląskim. Historie dotyczące powstania "Kazelu" opowiedziane przez Czesława Wiktorko oraz Jerzego Mazura, skłoniły go do podzielania się z Czytelnikami swoimi przemyśleniami.

Po przeczytaniu tych artykułów, nasunęła mi się refleksja, że w naszym kraju przed likwidacją "nieopłacalnych molochów" należy najpierw przekształcać je w Zakłady Przemysłu Terenowego, a nie od razu sprzedawać je zagranicznemu inwestorowi, który kupuje je z myślą o likwidacji "konkurencji" dla zakładów w swoim kraju. W ten właśnie bowiem sposób zlikwidowano w Polsce prawie cały przemysł elektroniczny, a przecież w Zakładach "Diora" w Dzierżoniowie produkowaliśmy najlepszy na świecie sprzęt średniej klasy, lepszy nawet niż w Japonii. Z tego też powodu niepotrzebne już okazały się podzespoły do urządzeń elektronicznych i automatycznie niepotrzebna stała się masował produkcja "KAZEL-u" w Koszalinie. Dzisiaj mówi się, że to już inny "KAZEL", ponieważ produkuje coś innego, a pozostała jedynie nazwa ze względu na stare budynki. Uważam, że jest to nieprawda. Owszem, dzisiaj wykonuje się dużo więcej rzeczy niż w 1962 r., ale z tego roku pozostała produkcja złączy szkło - metal do różnych aplikacji (zapewne specjalistycznych urządzeń).

Andrzej Piechna związany był z Zakładami Przemysłu Elektronicznego "KAZEL" od 1962 roku. Tu przyjeżdżał ze szkoły w Białogardzie na praktyki. Znalazł się w pierwszym roczniku klasy, jaka powstała w Białogardzie właśnie dla potrzeb "Kazelu". - Na początku lat 60. ubiegłego wieku nie było tak "słodko" z produkcją - uważa Andrzej Piechna. - Pomimo iż była to część produkcji antyimportowej, to była ona nierentowna. Ekonomia podpowiadała, że bardziej opłaca się importować diody i tranzystory z Wielkiej Brytanii niż produkować na miejscu. Dopiero po złożeniu przez pracowników i wdrożeniu w życie wniosków racjonalizatorskich, zaczęła mieć rację bytu. Szczególnie duże oszczędności przyniósł pomysł inżyniera Puchalskiego, aby zastąpić złoto używane do pokrywania końcówek izolatorów do tranzystorów innym pierwiastkiem. Dużo wniosków racjonalizatorskich złożył ówczesny kierownik działu izolatorów płaskich Jan Ciszewski, który był zarazem instruktorem i wychowawcą praktykantów. Kilka wniosków racjonalizatorskich złożył ówczesny kierownik laboratorium oraz inni pracownicy. Ja złożyłem wniosek o usprawnienie stapiania US-ów. Przyczyniłem się do zwiększenia ilości stapianych przepustów, a co za tym idzie, do zwiększenia ich produkcji, oszczędności energii elektrycznej i grafitu, z którego były toczone kształtki do ich stapiania. W efekcie dało to w roku kilkumilionowe oszczędności. Chciałem jeszcze złożyć inne wnioski usprawniające - o półautomatyczne tłuczenie szkła do produkcji zamiast ręcznego, które było tak szkodliwą pracą, że szklarze pracowali po cztery godziny, a mieli zaliczane po osiem godzin pracy. Okazało się jednak, że był już zamówiony w Torunie młyn do rozdrabniania szkła.

Pan Andrzej twierdzi, że produkcja izolatorów płaskich była bardzo szkodliwa. Najpierw trzeba było tłuc szkło o różnym zabarwieniu z huty szkła na Śląsku na różny granulat, w zależności od typu izolatorów i przepustów. Następnie trzeba było to szkło trawić w kwasach i wyżarzać w piecach hartowniczych w temperaturze do przygotowane trafiało do monterek, które w praskach zasypywały nim szkłem pierścionki i rurki. Następnie pod prasą ręcznie prasowały je na jednolitą masę piasku szklanego. Sprasowane już izolatory i przepusty układało się do grafitowych kształtek, które wcześniej musiał wytoczyć tokarz z działu izolatorów płaskich. A grafit również jest bardzo szkodliwy dla zdrowia. Na tych stanowiskach przysługiwał dodatek "szkodliwy" w wysokości 1zł na godzinę oraz mleko do picia.

- W 1965 roku, ze względu na nieosiąganie wymaganych parametrów oporności niektórych izolatorów, zastąpiono szkło kolorowe białym szkłem, z wycofanych partii do produkcji izolatorów kroplistych. Tłukło się je i barwiło tlenkiem chromu na różowo. Była to bardzo szkodliwa produkcja. Wystarczyło, że przed opadami deszczu lub zaraz po nich powietrze było zawilgocone, a z pierścionków czy rurek uchodziły pęcherzyki i dlatego trzeba było ponownie wyżarzać szkło, rurki czy elektrody - opowiada pan Andrzej. - Po wdrożeniu mojego projektu usprawniającego stapianie U...06 miałem awansować na pomocnika technologa (młodszego technologa) działu izolatorów kroplistych, ale na własną prośbę przeszedłem w lipcu 1966 roku razem z grupą dziesięciu osób, do zakładu "Rawar" w Białogardzie, który uruchamiał produkcję podzespołów do telewizorów. Później, w latach siedemdziesiątych, kiedy gościłem w "Kazelu", widziałem produkcję według nowej technologii na pastylkach - w czystych warunkach, lekką, przy taśmie zmechanizowanego pieca zakupionego w Wielkiej Brytanii. Z niego wyjeżdżały chłodne wyroby złączy szkło - metal.

Andrzej Piechna uważa, że nie ma co rozpaczać i załamywać rąk nad losem "Kazelu" w Koszalinie i całą elektroniką w kraju, tylko zacząć działać. Jego zdaniem można uruchomić "Kazel". W porozumieniu z władzami samorządowymi mógłby on zająć się zupełnie nową produkcją według nowych technologii.

- W ostatnim czasie w współpracy ze szwedzkimi naukowcami zespół polskich naukowców pod kierownictwem prof. Tomasza Storym z Instytutu Fizyki PAN stworzył topologiczne izolatory krystaliczne, czyli nowy kryształ - mówi pan Andrzej. - Dzięki temu odkryciu komputery mają być jeszcze mniejsze i jeszcze szybsze od działających dzisiaj. Należy tylko porozumieć się z tym Instytutem, opatentować wynalazek w kraju, wdrażając technologię do produkcji, a następnie uruchomić produkcję obwodów scalonych, a może nawet nową generację komputerów w "Kazelu" lub np. pod nazwą "Kozak" (Koszalińskie Zakłady Komputerów) w niewykorzystanych halach produkcyjnych, zamiast dopuścić do sprzedaży licencji innym państwom. Na pewno w uruchomieniu produkcji mogłaby pomóc Politechnika Koszalińska, w której zapewne nie brakuje naukowców znających zagadnienia półprzewodników.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!