Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poseł Gawłowski o żonie, która zasiadała w radzie nadzorczej PL Energia

Marzena Sutryk
Po ujawnieniu informacji, że żona ministra Stanisława Gawłowskiego zasiadała w radzie nadzorczej firma PL Energa pojawiło się wiele wątpliwości. Rozmowa ze Stanisławem Gawłowskim, posłem PO, wiceministrem środowiska.

- Żona nie wiedziała o zakresie działalności spółki PL Energia?
- Nie wiedziała. Ona miała się tam zajmować sprawami związanymi z budową elektrowni wiatrowych, bo jest specjalistą z zakresu pozyskiwania energii odnawialnej.

W spółce miała być doradcą właśnie w tym zakresie. Jak tylko dostała materiały i dowiedziała się z nich, że spółka stara się o koncesję w Ministerstwie Środowiska, to rozmawialiśmy o tym, że może powstać podejrzenie o interesowność. Dlatego żona złożyła rezygnację z zasiadania w radzie.

- Kiedy spółka złożyła wniosek?
- W połowie ubiegłego roku.

- Współpracował pan kiedykolwiek z tą spółką?
- Nie, i nie znam tam nikogo.

- A jak pana żona trafiła do PL Energia?
- Gdy mieliśmy swoją firmę budującą elektrownie wiatrowe, to korzystaliśmy z pomocy radcy prawnego, który obecnie tam pracuje. I to dzięki niemu żona tam trafiła. Ten prawnik zaproponował jej doradztwo w firmie.

- Ta spółka już raz dostała koncesję. Jaka jest pana w tym zasługa?
- Żadna. Tak się składa, że tę koncesję wydało ministerstwo jeszcze za rządów PiS. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Gdy PO objęła rządy, to spółka nic nie skorzystała - oba jej wnioski zostały przez nas odrzucone.

- W takim razie może obecność pana żony w radzie nadzorczej tej spółki nie była przypadkowa? Może to był sposób na pozytywne załatwienie kolejnego wniosku?
- Nikt nigdy nie zwracał się do mnie w tej sprawie ani nie próbował ze mną o tym rozmawiać, żebym pomógł. Wniosek tej spółki i obecność mojej żony w RN to zbieg okoliczności. Powtarzam: jak tylko żona dowiedziała się o wniosku, wypisała się z rady nadzorczej właśnie po to, żeby uniknąć wszelkich posądzeń.

- Ile miała dostawać za pracę w radzie?
- Około 2 tys. złotych.

- A jaki miał pan wpływ na to, że pana żona pracuje w koszalińskiej miejskiej spółce wodociągowej?
- Nie miałem żadnego wpływu. Żona pracuje tam od roku, a ja trzy lata temu przestałem być wiceprezydentem Koszalina.

- I nie ma znaczenia, że to właśnie panu jako wiceprezydentowi podlegała wcześniej ta spółka miejska?
- Żadnego. To nie ma nic do rzeczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!