- Ludzie nie chcą pracować za najniższą krajową. Są również coraz bardziej świadomi swoich praw. Jeśli pracodawca ma złą opinię to unikają zatrudnienia u niego - twierdzi Małgorzata Furtak z Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku. Teraz "pośredniak" ma 1300 ofert zatrudnienia dla bezrobotnych, najczęściej dla osób o niskich kwalifikacjach, ale chętnych do podjęcia pracy jest niewielu. Mimo że bezrobotnych jest ponad 15 tys. osób.
- Na przykład Morpol poszukuje teraz 300 osób do etykietowania paczek z rybami. Twierdzą, że można u nich zarobić nawet 2,5 tysiąca złotych. Jednak mało kto chce podjąć pracę. My wysyłamy do bezrobotnych zawiadomienia o wolnych miejscach, a oni przynoszą nam zwolnienia lekarskie - opowiada M. Furtak. Słupski "pośredniak" coraz częściej organizuje np. giełdy pracy dla marketów i dużych sklepów. Te bowiem ciągle szukają pracowników. Teraz ludzi potrzebuje m.in. Leclerc i Real. Jednak za pracę np. przy kasie w Realu można dostać zaledwie 4,30 złotego do ręki za godzinę i umowę-zlecenie. Pracować trzeba m.in. w soboty i w niedziele.
- Mam małe dzieci i musiałabym szukać dla nich opieki, gdy jestem w pracy. Na przedszkole wydałabym wszystko, co zarobię. Może gdyby ktoś chciał zapłacić mi więcej to bym się zgodziła - mówi 34-letnia Katarzyna, która nie chce ujawnić nazwiska. Jest zarejestrowana w PUP, ale... pracy nie szuka. W "pośredniaku" jest zapisana tylko po to, by mieć ubezpieczenie zdrowotne. Za każdym razem kiedy urząd wysyła jej ofertę, prosi pracodawcę aby... wpisał w karcie, że nie spełnia ona jego oczekiwań. - Pracodawcy się wściekają, że podsyłamy im takich ludzi, bo szukają pracowników, którzy chcą pracować, a nie tylko zawracają im głowę - przyznaje M. Furtak.
Dlatego szukają pracowników w inny sposób. W ostatnim czasie np. do skrzynek pocztowych słupszczan trafiły oferty sklepu Lidl. Oferuje "pewne miejsce zatrudnienia pracę w miłej atmosferze". A zarobki? Tego firma nie zdradza, nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kasjerka zarabia około 1000 złotych miesięcznie. - Oferty pracy są atrakcyjne jeśli płaca jest powyżej tysiąca złotych. Za najniższą krajową pracodawca nie namówi nikogo do pracy - uważa M. Furtak.
Od dłuższego czasu pracowników szuka też słupski PKS. - Zgłaszamy zapotrzebowanie na kierowców do urzędu pracy. Bywa, że przez kilka tygodni nikt na ofertę nie odpowiada - przyznaje Ilona Słaby, rzecznik PKS-u. Okazuje się, że ci, którzy mają odpowiednie kwalifikacje, wolą zarabiać większe pieniądze za granicą. Podobny kłopot jak z kierowcami jest też z nauczycielami języków obcych. - Za rok kończę studia, ale na pewno nie będą szukać pracy w polskiej szkole za tysiąc złotych. Wolę bawić dzieci w Paryżu. Więcej zarobię i zobaczę jak tam się żyje - nie ukrywa Joanna Cichacz , studentka romanistyki ze Słupska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?