Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawo: Los Antosia w rękach sądu

Rajmund Wełnic [email protected]
Iwan Łukaszewicz z synem Antosiem w Szczecinku czeka na decyzję sądu, czy ma go zwrócić matce.
Iwan Łukaszewicz z synem Antosiem w Szczecinku czeka na decyzję sądu, czy ma go zwrócić matce. Fot. Rajmund Wełnic
Przed szczecineckim sądem toczy się bezprecedensowa batalia rodziców o małego Antosia, w którą zaangażowany jest wymiar sprawiedliwości Polski, Wielkiej Brytanii i Białorusi własnego syna.

Historia zaczęła się kilka lat temu, gdy Iwan Łukaszewicz, Polak z Białorusi, skończył studia i zamieszkał w Polsce. Później wyjechał do Anglii, na Białorusi poznał przyszłą żonę.

Młodzi zamieszkali w Anglii, tam w maju 2008 urodził się im syn Antoś. Mąż twierdzi, że żonie zależało na brytyjskiej pomocy socjalnej, nie chciała się uczyć języka ani pracować, w domu wciąż dochodziło do zaniedbań, wybuchały awantury.

Po jednej z nich Iwan Łukaszewicz postanowił osiedlić się z synem w Polsce i tam unormować sprawy nieletniego, gdyż uważa, iż brytyjskie sądownictwo nagminnie i rażąco dyskryminuje prawa ojców. Uzyskał postanowienie sądu w Chojnicach, że na czas postępowania o miejscu pobytu Antoś ma przebywać z nim.

W Anglii tymczasem sąd na wniosek matki przyznał prawo do opieki właśnie jej, a ojciec miał się do niej nie zbliżać bardziej niż na 100 metrów. Potem małżonkowie pogodzili się, decyzję sądu angielskiego uchylono, mieli wspólnie sprawować opiekę nad dzieckiem, żona obiecała wycofać oskarżenia. Ale w Anglii pan Iwan został aresztowany na lotnisku. Oskarżono go o uprowadzenie własnego syna. Z aresztu wyszedł szybko.
- Zacisnąłem zęby i myślałem o synu - wspomina. Sprawę karną wycofano. Twierdzi jednak, że żona uniemożliwiała mu opiekę nad synem, odmawiała wyjazdu do Polski.
W kwietniu tego roku pojechał z żoną na Białoruś. Tam po serii awantur Iwan Łukaszewicz postanowił sam przyjechać z Antkiem do Polski i tu kontynuować batalię o syna. Potem na krótko wybrał się do Anglii - bez syna - i tam zabrano mu paszport i postawiono przed sądem.

- Miałem się meldować na policji i dostałem trzy dni do namysłu: albo ktoś przywiezie syna z Polski, albo trafię do więzienia na dwa lata - opowiada. Po takim orzeczeniu uciekł do Polski, bo twierdzi, że w Anglii nie mógł liczyć na sprawiedliwy osąd. W Polsce bez większego skutku prosił o pomoc nasze ministerstwo spraw zagranicznych i sprawiedliwości.

Wsparcia natomiast swojej obywatelce udzieliła Białoruś, która wystąpiła do polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości o wydanie Antosia na mocy Konwencji Haskiej dotyczącej nielegalnie uprowadzonych dzieci. Konsulat Generalny Białorusi w Gdańsku wspiera matkę Antosia. Proces trafił do sądu w Szczecinku (tu mieszka Iwan Łukaszewicz).

- Nie ma o mowy o bezprawnym uprowadzeniu, mam pełnię praw rodzicielskich, decyzją naszego sądu miejsce pobytu syn ma właśnie ze mną, chroniłem go przed zaniedbaniami i nieodpowiedzialnością. Niestety, obecnie czuję jedynie przeciwności losu i brak pomocy ze strony państwa - twierdzi nasz rozmówca i dodaje, że nigdy nie zamierzał zabrać syna matce, chce mieć tylko kontrolę nad jego losem.
- Czekam na dzień, kiedy będę mogła się zobaczyć z synem - tak z kolei mówi pani Larisa. Płacze. - Mąż już dwa razy go zabierał, gdy byliśmy w Anglii.

Kobieta zapewnia, że dba o swoje dziecko, chce je tylko odzyskać i nie domaga się żadnych pieniędzy. - Dziecko powinno być z matką - mówi i dodaje, że nawet gdyby sąd jej przyznał prawo do opieki, to chce, aby ojciec nadal widywał się z Antosiem. Zarzeka się też, że w Anglii pracowała jako fryzjerka i w fabryce. - Teraz pomaga mi konsul białoruski - mówi.

W Szczecinku na wyrok sądu czeka już ponad miesiąc z 9-letnią córką, która nie może przez to chodzić do szkoły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!