Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces były strażników miejskich ze Szczecinka. Zeznawał ich przełożony

Rajmund Wełnic
W sądzie stawił się tylko jeden oskarżony, za to obrońcy byli w komplecie
W sądzie stawił się tylko jeden oskarżony, za to obrońcy byli w komplecie Rajmund Wełnic
Komendant Straży Miejskiej w Szczecinku zeznawał w głośnym procesie byłych podwładnych oskarżonych na podstawie nagrania ich bulwersującej interwencji.

Grzegorz Grondys, szef szczecineckiej SM, w piątek zeznał, że jego wiedza o interwencji opiera się na notatce służbowej strażników i przekazach medialnych. Przypomniał też, że już wcześniej wobec poszkodowanego Grzegorza Milczarka podejmowano 54 interwencje, dotyczące głównie zakłócania porządku, zaśmiecania i picia alkoholu. Podobnie, jak wobec kolegów, którzy z nim feralnego wieczoru byli na placu Wolności – jeden z nich ma na koncie 101 interwencji, drugi 40. – To dlaczego ta interwencja nie miała ciągu dalszego, czy wie pan, że stawia tym samym swoich podwładnych w trudnej sytuacji – mówiła pani mecenas broniąca jednego z oskarżonych strażników. Komendant mówił, że po nagłośnieniu sprawy „było to bez sensu”.
Przypomnijmy, że Grzegorz F. usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień, bezpodstawnego pozbawienia wolności i stosowania przemocy w celu otrzymania oświadczenia oraz spowodowanie obrażeń ciała. Jego koledzy Tymoteusz B. i Łukasz P. odpowiadają za bezpodstawne pozbawienie wolności i za to, że nie zareagowali na agresywne poczynania kolegi. Pierwszy strażnik został zwolniony dyscyplinarnie zaraz po zdarzeniu, a pozostali zawieszeni (jeden ze strażników sam się zwolnił).

Sprawa stała się głośna, gdy przed rokiem do internetu wypłynęło nagranie z finału interwencji. Jego autorem był zatrzymany 21-letni Grzegorz Milczarek. Patrol na placu Wolności wylegitymował młodych ludzi, poszkodowany nie miał dokumentów, ale twierdzi, że podał swoje dane. Strażnicy zażądali, aby wsiadł do radiowozu i podpisał jakiś dokument. To co działo się w środku pojazdu 21-latek nagrał na dyktafon. Słychać jak funkcjonariusz kilka razy domaga się, aby chłopak podpisał jakieś zeznania.

Ten początkowo nie chce, dopytuje się za co został zatrzymany. Tłumaczy, że nic nie zrobił. Strażnik pyta „podpisujesz, czy nie” – „nie” pada w odpowiedzi. Następnie słychać odgłosy szamotaniny, psiknięcie gazu, jęki poszkodowanego, przekleństwa i wymioty. - Chcesz więcej gazu?- słychać na nagraniu strażnika. – Co pan robisz, udusisz mnie pan – krzyczy zatrzymany. – Ch.. mnie to obchodzi – pada odpowiedź. W końcu chłopak godzi się coś podpisać, ale źle się czuje, więc strażnik pyta się, czy zawieźć go do szpitala. W raporcie z swoich działań SM podaje, że podjęto interwencję wobec grupy zakłócającej porządek, a jeden z mężczyzn był agresywny i ubliżał strażnikowi, został obezwładniony i umieszczony w radiowozie. W czasie przewożenia miał uderzać głową w ściany pojazdu i został przewieziony do szpitala na badania. Sęk w tym, że Grzegorza Milczarka zostawiono pod izbą przyjęć, radiowóz odjechał, a on – bez badań – wrócił do domu.

Oskarżeni nie przyznają się do winy, odmówili składania wyjaśnień. W pisemnych zeznaniach twierdzą, że poszkodowany był wulgarny i nie wykonywał poleceń strażnika. Grzegorz Milczarek chce 50 tys. zł odszkodowania od Grzegorza F. i po 10 tys. zł od pozostałych. Wyrok może zapaść już na kolejnej rozprawie 4 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!