Biegły informatyk Wojciech Kamiński, który w środę zeznawał w szczecineckim sądzie, nie miał wątpliwości: nawigacja GPS przez 9 kluczowych minut nie pokazywała pozycji radiowozu Straży Miejskiej, bo był wyłączony radiotelefon, z którą system jest sprzężony. - Położenie samochodu przed i po zostało zarejestrowane - mówił biegły. Nawigacja "widziała" wtedy radiowóz w okolicach Szkoły Podstawowej nr 1, a więc w drodze na i z Świątek.
To ważne ustalenia, bo poszkodowany Arkadiusz J. twierdzi, że po interwencji na ulicy Mariackiej został radiowozem do lasu w okolicach Świątek na peryferiach miasta. Tam miało dojść do szarpaniny z funkcjonariuszami, uszkodzenia telefonu młodego mężczyzny i potraktowania go gazem. A na koniec pozostawienia mężczyzny w lesie. Strażnik i policjant twierdzili natomiast, że chłopaka pozostawiono na Mariackiej, bo pojechali na inne zdarzenie.
O prawdziwości słów funkcjonariuszy miał świadczyć zapis nawigacji satelitarnej, która miała nie zarejestrować, że radiowóz jeździł na Świątki. W zapisie jest jednak 9-minutowa dziura.
Dlatego obrońcy oskarżonych wytaczali argument, że system GPS by bardzo awaryjny, zawieszał się i psuł ustawicznie. Ponoć nawet wysiadał zupełnie, gdy radiotelefon się przegrzewał. Strażnik Krzysztof S. zwracał uwagę, że w czasie eksperymentu procesowego dyżurny w komendzie widział na ekranie pozycję radiowozu na ulicy Szczecińskiej, podczas gdy faktycznie był kilka kilometrów dalej. - Mogła nastąpić utrata zasięgu, ale musiałbym przeanalizować pliki systemu żeby wiedzieć, co było przyczyną - odpowiadał biegły.
Mecenas Władysław Mietlicki, pełnomocnik poszkodowanego, z miejsca zakwestionował ustalenia eksperymentu, bo przeprowadzał go policjant ze Szczecinka. - A oskarżonym jest także miejscowy policjant, nie można być sędzią w swojej sprawie - domagał się, aby eksperyment powtórzyć z udziałem funkcjonariuszy z innej komendy. Ostatecznie stanęło na tym, że biegły sprawdzi zapisy nawigacji w czasie eksperymentu.
Obrona będzie musiała zmierzyć się z jeszcze jednym dowodem - radiowóz SM feralnego poranka w czerwcu 2012 r. w drodze na Świątki i w samych Świątkach widzieli dwaj wędkarze. Jeden z nich natknął się potem na zapłakanego i poturbowanego Arkadiusza J. wychodzącego z lasu, pożyczył mu nawet telefon, aby ten mógł zadzwonić po ojca.
Do tego dojdzie już jednak na następnej rozprawie w lutym. Proces bowiem się przeciąga, bo biegły potrzebuje czasu na sporządzenie trzeciej już opinii w tej sprawie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?