Prokuratura Rejonowa w Koszalinie, Państwowa Inspekcja Pracy, Inspektorat Weterynarii - to adresaci pism, pod którymi podpisali się niemal wszyscy pracownicy Schroniska dla bezdomnych zwierząt Leśny Zakątek w Koszalinie. Wnoszą o wszczęcie postępowań w sprawie „złośliwego i uporczywego naruszania praw pracowników”, które polegać mają na „zmuszaniu do jeżdżenia do dzikich rannych i martwych zwierząt, pomimo iż wykracza to poza zakres obowiązków określonych w umowie o pracę i jest sprzeczne z przepisami”.
- Nie chcemy odmawiać pomocy zwierzętom. Zwracamy jednak uwagę, że nie jesteśmy ubezpieczeni. To my personalnie będziemy odpowiadać za przewożenie na przykład chorych ptaków autem do transportu psów - mówi Dorota Zoruk-Hok, była już brygadzistka. - Chcieliśmy zostać przeszkoleni, mieć sprzęt i działać zgodnie z prawem. A prawo nie pozwala, by pracownik schroniska wyjeżdżał na interwencję do dzikich zwierząt, bo grozi to przenoszeniem chorób. W moim przypadku było tak, że pojechałam po mewę, która miała salmonellę! - relacjonuje.
Kiedy o sprawie zaczęło się robić głośno, posypały się wypowiedzenia. - Powodem jest utrata zaufania - Julian Rzepka pokazuje dokument. - Po czterech latach nienagannej pracy zostałem zwolniony.
- Nam się zarzuca, że nie chodzi nam o zwierzęta, a o przejęcie schroniska. A właśnie nam o dobro zwierząt chodzi. Chcemy się wreszcie zajmować bezdomnymi zwierzętami, a nie tysiącem innych zadań - powiedziała Agnieszka Sobczyk, która również wczoraj dostała wypowiedzenie. Byli już pracownicy podkreślają, że chcą wrócić do pracy, ale w zakresie wyznaczonym przez ich umowy.
Cel? Władza w schronisku
Bogumiła Tiece z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które administruje schroniskiem, zaprzecza, by prawa któregokolwiek z pracowników były naruszane. - Dla TOnZ liczy się każdy grosz. Praktycznie wszystkie pieniądze z jednego procentu podatku przeznaczamy na schronisko. To dlatego, na mocy umowy z miastem, zajęliśmy się transportem dzikich zwierząt, ale tylko do lekarza weterynarii lub wzywaniem go do rannych zwierząt kopytnych - tłumaczy. - Od początku roku transportem dzikich zwierząt zajmuję się osobiście. To ja kontaktuję się z ośrodkami rehabilitacji, z weterynarzem. Cel skarżących się państwa jest taki, żeby przejąć schronisko - zaznaczyła i dodała, że decyzja o zwolnieniach wynikała z utraty zaufania i braku dalszej możliwości współpracy z byłymi już pracownikami.
Prowadzenie schroniska to zadanie miasta. Jak sprawę widzą urzędnicy? - W schronisku kończy się kontrola, która wstępnie nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Prezydent pochyli się nad zarzutami i poprosi zarząd TOnZ o wyjaśnienia, jednak już z pobieżnej analizy pisma wynika, że rozstrzygnięcia powinna podjąć się Inspekcja Pracy - zaakcentował Robert Grabowski, rzecznik koszalińskiego magistratu.
Na prowadzenie schroniska miasto przeznacza rocznie 700 tys. złotych. Dodatkowo TOnZ dokłada do prowadzenia zwierzęcego azylu około 100 tys. złotych.
Popularne na gk24:
- Wypadek w Manowie. Dwie osoby nie żyją [zdjęcia, wideo]
- Wśród mieszkańców podkoszalińskich lasów są muflony
- Zaginięcie mieszkańca Sławna. Policja prosi o pomoc
- 18-latek posiadał i handlował narkotykami. Grozi mu 10 lat więzienia
- Droga S6. U nas będzie, a pomorskie trzeba wesprzeć [zdjęcia]
Zobacz także: Zwierzęta w lesie pod Koszalinem w oku kamery
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?