Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemuś mu mówiła...

Jakub Roszkowski
To właśnie w tych zaroślach, kilkadziesiąt metrów od domu, synowie znaleźli zwłoki swojej matki
To właśnie w tych zaroślach, kilkadziesiąt metrów od domu, synowie znaleźli zwłoki swojej matki
Nikt z tych, którzy znali zabójcę, nie chce uwierzyć, że zabił. - Przemek? Przecież on się właśnie zaręczył - siostra Przemka, Magda, wątpi w ustalenia policji i prokuratorów, którzy od początku zajmowali się sprawą. Podobnie sąsiedzi i znajomi chłopaka. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że to jednak on skatował na śmierć swoją 68-letnią sąsiadkę.

Ze wstępnych ustaleń śledztwa: Lał pięściami po twarzy, do krwi. Kiedy kobieta padła na ziemię, kopał po całym ciele, nie patrzył gdzie trafia. Zatłukł starszą panią, którą znał się od dziecka. Jej nieruchome ciało zawlókł kilkadziesiąt metrów dalej, w krzaki. Prawdopodobnie tam ściągnął z niej jeszcze pończochy i zabrał schowane w nich pieniądze. To właśnie w ten sposób Ludwika S. ukrywała przed kieszonkowcami - jak mówiła - swoje oszczędności. Ile?
- Nie wiemy i pewnie dokładnie tego nigdy nie ustalimy. Podejrzewamy, że mogło to być kilkaset złotych - mówi Ryszard Gąsiorowski, prokurator z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Po wszystkim morderca chciał prawdopodobnie wrzucić ciało zamordowanej do studzienki kanalizacyjnej. Dlatego przeniósł je tak daleko. Tak przypuszczają synowie ofiary. To oni przecież znaleźli ciało mamy w krzakach. Ponieważ zabójcy nie udało się wepchnąć zwłok do studzienki, zostawił je tam, gdzie je zaciągnął...
Co wie policja?
Komendant policji w Darłowie odsyła w tej sprawie do rzeczników i prokuratorów. Fakty są takie. Dzień przed Wigilią świąt Bożego Narodzenia funkcjonariusze z Dar-
łowa zatrzymują 18-letniego Przemysława S., ucznia specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego w Bobolicach, gdzie trafił z powodu problemów w nauce. Zarzut - pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Chłopak jest pijany, ma dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Przyznaje się do zarzucanego czynu, ale nie potrafi wytłumaczyć dlaczego to zrobił.
Jest kat, jest i ofiara - 68-letnia Ludwika S., sąsiadka mordercy. Nie ma jeszcze tylko motywu. Wiadomo, że do tragedii doszło przed blokiem, w którym oboje mieszkali. To zaniedbany budynek przy ul. Chopina w Darłowie, z dala od centrum miasta. Szarobura elewacja, błoto, klatka schodowa w kiepskim stanie, porozwieszane wokół pranie. - Niemal na pewno chodziło o pieniądze. Jednak wyjaśnienia aresztowanego są w tej sprawie niespójne - zauważa prokurator Gąsiorowski. - Wstępnie się przyznawał, później mówił, że miał kontakt z pokrzywdzoną, ale ostatecznie jasnej deklaracji nie złożył. Przyjęliśmy więc na razie założenie, że jednak się nie przyznał.
Co to wszystko oznacza? Prawdopodobnie po prostu długie i żmudne postępowanie. Prokuratorzy zmienili już jednak kwalifikację czynu, którego dopuścił się Przemysław S. Będzie odpowiadał za zabójstwo połączone z rozbojem. A za to grozi nawet dożywocie. Można więc przypuszczać, że wiedzą więcej, niż mogą zdradzić...
Sąsiedzi wykluczają
Co mówią sąsiedzi? Że 68-letnia Ludwika S. żyła tutaj od wielu lat. Że tak naprawdę to koty były sensem jej życia. - O, tu mieszkała - pokazuje na drzwi znajoma ofiary. Woli się nie przedstawiać, ale porozmawiać może. - Wierzyć się nie chce, że ją zabili. Ja to takie święta miałam przez to okropne, że do dziś jestem na lekach uspokajających. Tamtego dnia to u niej impreza była. O, na pewno sporo ludzi się tam bawiło. Bo ona z synkiem swoim mieszkała. A on, wiecie.. No, jak się bawili, to porządnie - dużo alkoholu, krzyki. Siedziałam cicho w domu. Czy ten Przemek zabił? Wątpię, żeby to zrobił sam. Bo w nocy to tu kilku facetów biegało po mieszkaniach i coś kombinowali. Nie wiem co. Ale jak później weszli do mieszkania Ludwiki, to zrobiło się tam cicho jak makiem zasiał.
Elżbieta Urbańczyk zna Przemysława S. bardzo dobrze. Jej mieszkanie jest obok jego. Wierzyć się jej nie chce, że taki spokojny chłopiec mógł zrobić coś tak potwornego. - On nigdy nie był agresywny. Pożartował z panią Ludwiką... Oni się bardzo lubili. Naprawdę. Ktoś go wrabia. Bo to jest po prostu niemożliwe, co mówią o tej sprawie na policji.
E. Urbańczyk przyznaje, że feralnego dnia chłopak musiał sporo wypić. Widziała go wieczorem. Był już nietrzeźwy. - O narkotykach też słyszałam. Ale czy akurat Przemek wziął, to nie wiem - dodaje i ciągle podkreśla, że chłopak jest niezdolny do zabicia sąsiadki.
Podobne opinie wyrażają inni mieszkańcy bloku. Na przykład Andżelika Pakmur. - Przemek miałby zabić? Ja to po prostu wykluczam, bo znam go za dobrze. Kolejna sąsiadka twierdzi, że "coś musi być z tą sprawą nie tak": - Ponoć policja ustaliła, że w nocy pani Ludwika wyszła z kotem na spacer i że tam zaatakował ją Przemek. To bujda. Ona kotów tak późno nie wyprowadzała. Coś tu więc nie gra...
Rodzina wątpi
Magda, siostra Przemysława S., feralnego dnia nie widziała się z bratem. Rozmawiali 24 godziny wcześniej. - Mówił o zaręczynach. Cieszył się. I co, miałby nagle zabić dla kilku złotych? Z sąsiadką się lubili. Po papierosy go wysyłała do kiosku, "Przemuś" mu mówiła. On nie zabił! On nie mógł tego zrobić! - kręci głową Magda. - Bił ją przed drzwiami wejściowymi? Potem wlókł w krzaki? A gdzie jest krew? Gdzie są jakieś ślady? - pyta. Krew niestety jednak była. Na kurtce Przemka. W takiej właśnie, brudnej, zakrwawionej kurtce, wszedł do domu ojczyma. I tam przyznał się, że zabił. Ojczym początkowo nie uwierzył. Później jednak, gdy usłyszał, że rzeczywiście Ludwika S. zniknęła, zawiadomił policję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!