Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przerażająca zbrodnia w Pobłociu. W słupskim sądzie relacja oskarżonego

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Oskarżony Artur M. przed Sądem Okręgowym w Słupsku z obrońcą Bartłomiejem Tutakiem. W sprawie oskarża prokurator Marcin Natkaniec. Oskarżycielkami posiłkowymi są Bożena M. i Martyna G., żona i córka zabitego Mariana M.
Oskarżony Artur M. przed Sądem Okręgowym w Słupsku z obrońcą Bartłomiejem Tutakiem. W sprawie oskarża prokurator Marcin Natkaniec. Oskarżycielkami posiłkowymi są Bożena M. i Martyna G., żona i córka zabitego Mariana M. Bogumiła Rzeczkowska
We wtorek przed Sądem Okręgowym w Słupsku rozpoczął się proces Artura M., oskarżonego o uduszenie Mariana M. i wrzucenie ciała do szamba. Oskarżony przedstawił swoją wersję wydarzeń.

Marian M. 52-letni mieszkaniec Pobłocia w gminie Główczyce wyszedł z domu w sobotę 14 sierpnia 2021 roku. Mężczyzna ten lubił sobie wypić, ale – jak zeznała żona – schodził wszystkim z drogi. Z nikim nie zadzierał. Po kielichu nie wchodził do domu, lecz spał pod kocem w altanie w ogródku. Już kiedyś było tak, że żona wyrzuciła go na trzy miesiące, bo „albo się ogarnie, albo nie wróci do domu w ogóle”. Wtedy pozbierał się wrócił, ale nadal miał problem z alkoholem. Ponad rok temu, rozglądając się za kieliszkiem, trafił do Artura M.

- Wtedy był straszny upał – wyjaśniał oskarżony 33-letni Artur M. - Wróciłem do Pobłocia za pięć dwudziesta. Z kolegą napiliśmy się wódeczki. Było około 0,7 litra. W domu zrobiłem sobie drinka. Julia piła piwo. Zapukał pan Marian. Pytał, czy mam coś do wypicia. Mnie w pewnej chwili ścięło. Przysnąłem. Gdy się ocknąłem, Marian stał nad Julią i ściągał z niej legginsy. Była bez koszulki. On sam też był rozebrany. Nie miał na sobie koszulki i spodni. Uderzyłem go. Kazałem przeprosić Julię i wypier… z domu. Zaczął szarpać Julię. Wszyscy ją źle traktowali, jak kur… Julia wcześniej miała partnerów, którzy ją zmuszali do współżycia z ich kolegami - dodał. - Pan Marian był coraz bardziej agresywny i napalony. Nigdy go takiego nie widziałem. Odebrałem to jednoznacznie. Chciał mi kobietę zgwałcić! Ruszył w moją stronę. I poszło!

Sprawdził puls

Z wyjaśnień oskarżonego wynika, że Marian M. nie wyszedł. Najpierw Artur M. go uderzył, a gdy polała się krew, by ją zatamować, dał mu bandaż do owinięcia i ręcznik do wytarcia. Jednak nastąpiło drugie starcie.
- Popchnąłem go do korytarza. Uderzyłem go z osiem razy z zaciśniętej dłoni jakbym wbijał młotkiem. Drugą ręką dusiłem krtań – mówił oskarżony. - Siedziałem nad panem Marianem w potężnej kałuży krwi. Wymiociny tez musiały być… Włożyłem go w poszwę od kołdry, nogami do środka, a bandaż założyłem mu na szyję, żeby przetransportować zwłoki. Najpierw chciałem zadzwonić na policję, na pogotowie, ale byłem karany. Nie wiem, co mnie tknęło, żeby ukryć ciało. Jakiś odruch. I zawlokłem ciało na ogród, jakieś 20-30 metrów. Wrzuciłem do zbiornika. Zbiornik był zakryty włazem. Zamknąłem go z powrotem i przykryłem kamieniem. Poprosiłem Julię, żeby umyła podłogę. Powiedziałem jej, żeby zachowała to w tajemnicy, bo może mnie stracić na całe życie. Była przerażona. Nikt na co dzień nie widzi, jak człowiek zabija drugiego człowieka. Jego odzież spaliłem.

Oskarżony Artur M. powiedział przed sądem, że do zabójstwa Mariana M. przyznaje się częściowo. Zmienił wyjaśnienia dotyczące bandaża – nie posłużył on do uduszenia, lecz do zaciągnięcia Mariana M. do szamba.

- Czy pan sprawdził, czy pokrzywdzony żyje? - pytał adwokat Bartłomiej Tutak, obrońca oskarżonego.
- Sprawdziłem. Było pełno krwi. Jestem pewien, że gdy przenosiłem zwłoki, pan Marian już nie żył. Nie wykazywał żadnych czynności życiowych. Nie oddychał. Nie był wyczuwalny puls – zapewniał sąd Artur M. - Jestem po szkoleniach. Byłem w wojsku sanitariuszem medycznym. W Darłówku w marynarce wojennej.

Poszukiwania

- W niedzielę kocyk, pod którym mąż spał, był nieruszony – zeznała Bożena M., żona ofiary. - Pomyślałam, że „zaciągnął”, nie poszedł do pracy i boi się w domu pokazać. W środę zadzwonił brygadzista i zapytał, dlaczego męża nie ma w pracy.

Rozpoczęły się poszukiwania. Kilka osób mówiło, że widziało Mariana M. A to szedł drogą, a to stał przy Biedronce, czy Kauflandzie w Słupsku. Bożena M. jeździła tam. Pytała bezdomnych, czy znają, czy widzieli... We wsi rozpytywał sołtys. Do piątku niczego nie ustalił. A szwagierka, czyli siostra Mariana M., która pracuje na posterunku, miała urlop.

- Po nim zadzwoniła i powiedziała „Przyjeżdżaj, zgłaszamy zaginięcie” – zeznawała Bożena M. - Dziewczyny z pracy męża zdjęciami oblepiły wszystkie miejscowości wokół, a do Barbary na posterunek wpłynął anonim.

Wtedy Artur M. wyjechał już do pracy w Szwecji, którą wcześniej sobie załatwił. Tymczasem 5 listopada ciało Mariana M. wyłowiono z szamba. Oględziny oraz sekcja zwłok wykazały, że mężczyzna został zamordowany. Miał złamania kości czaszki. Zaczęły się poszukiwania Artura M. W grudniu okazało się, że mężczyzna wrócił do Polski. Został zatrzymany w pociągu w Lęborku. Dzisiaj Artur M. twierdzi, że w Szwecji „uciekł w alkohol i narkotyki”, a jego przyjazd do Polski był świadomym działaniem, by to wszystko wyjaśnić. Jednak podczas pierwszego przesłuchania w ogóle nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.

Żałuje, przeprasza, kocha

Prokuratura Rejonowa w Słupsku oskarżyła go o to, że 15 sierpnia 2021 roku w Pobłociu, w warunkach recydywy, chcąc pozbawić życia Mariana M., wielokrotnie go uderzał nieustalonym twardym narzędziem tępokrawędzistym lub obłym oraz bił pięściami i kopał po głowie. Wywierał także nacisk na szyję pętlą utworzoną z bandaża. Następnie Artur M. wrzucił Mariana M. do zbiornika z płynnymi nieczystościami, powodując jego śmierć w następstwie gwałtownego uduszenia. A także, że wpływał na czynności świadka zbrodni Julii Ś. groźbami pozbawienia życia.

Artur M. - podobnie jak w kwestii bandaża - nie przyznaje się, by używał jakichś narzędzi. Czy w chwili wrzucenia do szamba Marian M. jeszcze żył i mógł dawać oznaki życia? Mechanizm śmierci przedstawi biegła z zakresu medycyny sądowej na kolejnej rozprawie.

Oskarżony Artur M. do żony Mariana M. napisał list z aresztu.
- „Akt skruchy” - tak to określa Bożena M. i przywołuje fragmenty listu: - Napisał, że chciałby mnie przeprosić za wyrządzone krzywdy, ponieważ rana, którą mi zadał na pewno się nie zagoiła. Napisał, że wyrządził krzywdę mnie, jego rodzinie i sobie. Siedzi już dość długo i natłok myśli spowodował, że chce oczyścić swoje sumienie albo żeby było mu lżej.

- Kocham Julię. Żałuję tego, co zrobiłem panu Marianowi – mówił oskarżony w sądzie. - To wymknęło się spod kontroli. Nie mogłem tego opanować. Serdecznie żałuję.

Za zabójstwo grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przerażająca zbrodnia w Pobłociu. W słupskim sądzie relacja oskarżonego - Głos Pomorza