Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeżyć za 20 dolarów miesięcznie. Jak się żyje na Kubie?

Bogna Skarul, [email protected]
Czy pamiętacie jeszcze jak żyliśmy w Polsce za równowartość 20 dolarów miesięcznie? Kubańczycy żyją tak nadal. Jak im się udaje?

O Kubie mówi się, że to wyspa tajemna. Tajemnice chowane są głęboko w domach, w których mieszkają po trzy, cztery pokolenia.

Carlos
Carlos jest przewodnikiem. Oprowadza wycieczki zagraniczne. Jeszcze dwa lata temu wykładał angielski na Hawańskim Uniwersytecie. - Ale urodził mi się syn i byłem w rozpaczy, bo nie stać mnie było na mleko dla niego - twierdzi.

Obliczył, że aby kupić synowi litr mleka musi pracować na uczelni przez trzy dni. A to tylko litr mleka. Gdzie reszta? Za co kupić pieluchy, kawałek mięsa, zabawki, a później za co ubrać, wykształcić. Zrezygnował więc z kariery naukowej i przeszedł do sektora turystyki.

Raul
Raul pracuje jako kelner w jednym z tutejszych resortów. Codziennie podaje kawę gościom hotelowym. Dolewa wina, przynosi z baru piwo. Dba o czyste serwetki i sprząta po posiłkach. Z wykształcenia jest architektem. Ale dawno już nie pracuje w swoim zawodzie.

- Na szczęście rodzice dali mi podstawy do tego co teraz robię - śmieje się. - Gdyby nie znajomość angielskiego i francuskiego nadal zarabiałbym te 22 CUC peso (1 CUC jest mniej więcej równowartością 1 dolara USA) miesięcznie. A tak może liczyć na tipy (napiwki). Bo goście są mu wdzięczni, że ich kieliszki przez cały czas są napełnione, a kawa w filiżance zawsze gorąca.

Berula
Berula jest sprzątaczką w hotelu. Ale do pracy przychodzi co drugi dzień. - Mamy zmiany - tłumaczy. - Pracuję na przemian z Miludą. U nas nie ma bezrobocia - mówi z dumą. Jak Berula dostała pracę w hotelu matka z tej okazji wyprawiła przyjęcie dla sąsiadów. Był rum i fasola z ryżem. Na deser banany i grejfruty. Oczywiście kubek kawy, ale czarnej, bez mleka.
- Matka się ucieszyła, bo ta moja praca oznaczała, że będzie się nam żyć lepiej, łatwiej - opowiada

Berula jest z wykształcenia inżynierem budownictwa. Zna dobrze angielski, więc może sprzątać pokoje po gościach.

Czarna kawa musi wystarczyć

Carlos, Raul i Berula zarabiają miesięcznie około 500 peso (kubańskie - peso nacional, czyli CUP) to około 20 CUC (tzw. zagranicznych peso - trochę podobne do naszych bonów peweksowych). To i tak więcej niż zarabia przeciętny Kubańczyk, który na rękę co miesiąc otrzymuje około 250-300 CUP-ów. Ale to zarobek oficjalny. Ta comiesięczna pensja nie jest wcale podstawą dochodów, tych wszystkich którzy pracują przy turystach. Oni raczej żyją z tipów, czyli CUC-ów. Tylko za te wymienialne CUC, można kupić coś lepszego w sklepie i to tylko tym lepszym sklepie (odpowiednik naszych peweksów). Ale to "lepiej", to nie puszka kawioru, a para butów, które w kubańskim sklepie dla obcokrajowców kosztuje około 50 CUC (czyli 1200 CUP).

W normalnym sklepie, czyli takim dla samych Kubańczyków niewiele można kupić. Nawet jajka są na kartki. Każdemu obywatelowi przysługuje miesięcznie 3 kilogramy ryżu, 25 dekagramów fasoli, 25 dekagramów tłuszczu, odrobinę kawy, cukru... niemal wszystkiego. Kartki na żywność wprowadzono na Kubie w 1962 roku. Ale to nie był najgorszy rok dla mieszkańców wyspy.

- Najgorzej mieliśmy w 1991 roku - przyznaje Helena, przewodniczka. - To wtedy przestał istnieć Związek Radziecki, a my przestaliśmy otrzymywać pomoc. Nie było benzyny, brakowało jedzenia, a przerwy w dostawach prądu były nawet 12-godzinne.

Teraz już jest lepiej. Na ulicach można kupić kawałek pizzy, czy ciastka wypiekane w domowej kuchni. Ale do restauracji chodzą tylko bardzo zamożni Kubańczycy. Za posiłek w restauracji - 10 CUC (tyle trzeba zapłacić za kanapkę), obiad w kubańskiej restauracji to wydatek około 20- 25 CUC, woda mineralna kosztuje - 1 CUC -1,5 CUC, a piwo 2,5 CUC.

- Kubańczycy raczej nie jedzą śniadań - przyznaje Carlos. - Musi nam wystarczyć kubek czarnej kawy. To sposób oszczędzania żywności. Bo ta jest bardzo droga. Za to każdy z nas dostaje w pracy darmowy obiad, a dzieci dwa szkolne posiłki. Przeważnie podają nam nasze narodowe potrawy, czyli ryż z fasolą, albo fasolę z ryżem.

Nic dziwnego, bo kilogram wołowiny kosztuje tu około 66 CUC (198 zł czyli 1584 CUP), ale Carlos nawet nie pamięta jak wołowina wygląda. Od czasu do czasu można kupić (ale tylko za CUC) zamrożone mięso wieprzowe, ale tak zamrożone, że właściwie nie wiadomo jaką część się kupuje.

- To eksport z Kanady - przyznaje Helena i dodaje, że jej sześcioletnia córka mięso na obiad jada tylko raz w tygodniu, bo Helena nie może sobie pozwolić na kupowanie nawet tej wieprzowiny częściej niż raz na jakiś czas.

Poza mięsem to co można kupić w CUP-ach czyli walucie jaką obracają Kubańczycy nie jest drogie. Chleb kosztuje 3,50 CUP, czyli około 0,125 zł, jajko jest po 0,003 zł. Tylko co z tego, jak w sklepach nic nie ma. - W kolejce po łój na kartki w sklepie mięsnym w Hawanie trzeba czekać trzy godziny - opowiada Helena. - Ten łój musi nam zastąpić i masło, i oliwę.

Za to telefony komórkowe są do kupienia od ręki. Cóż z tego jeśli karta na telefon komórkowy to wydatek około 5 CUC, czyli mniej więcej jedną czwartą tego co miesięcznie zarabia Kubańczyk. Mieszkańcy wyspy nie mają więc powszechnie telefonów komórkowych. Taniej jest dla nich zatrzymać się przy budce z telefonem i zadzwonić do rodziny czy znajomych. Do tego Kubańczyk nie może dzwonić poza granicę kraju, nawet ze swojego telefonu komórkowego.

Za godzinę dostępu do internetu trzeba zapłacić 6 CUC. Nie ma więc komputerów ani internetu w kubańskich domach. Tylko studenci mogą korzystać z sieci i tylko w określonych godzinach.
Carlos najchętniej z biura turystycznego bierze wycieczki parodniowe. To dla niego jedna z nielicznych możliwości, aby dowiedzieć się czegoś więcej o świecie. Na Kubie jest pięć stacji nadających codziennie programy, ale bardzo często bardzo często emitowane są tam parogodzinne przemówienia, a wiadomości ze świata kubańczycy mają praktycznie tylko z Wenezueli.

- Nie możemy mieć w swoich domach telewizji satelitarnej - tłumaczy Carlos. - Dostępna jest tylko w hotelach dla gości zagranicznych.

Te wyjazdy na parę dni z turystami to dla Carlosa także możliwość zjedzenia normalnego posiłku - z mięsem, warzywami, a na deser owocami i lodami. - W ten sposób też oszczędzam swoje kartki - dodaje Carlos.

Znacznie lepiej ma Raul, który codziennie wynosi z bufetów, gdzie karmieni są zagraniczni goście, wołowe i wieprzowe kotlety. Na talerz zsuwa też sobie sporą porcję wędliny, która tu do hotelu w Varadero na Kubie (Varadero - enklawa dla zagranicznych turystów) przyjechała prosto z Italii. Z Holandii przywożone są sery, a ze Szwajcarii dostarczane dżemy i masło.

Wyspa pełna tajemnic

Dlaczego tajemna? Bo jak wytłumaczyć fakt, że nie ma tu żywności, a nikt nie jest głodny i nie ma żebraków na ulicach? Jak zrozumieć, że Kubańczycy nie mają pieniędzy, ale wszyscy są zamożni. Jak pojąć, że mieszkańcy wyspy nie mają dostępu do światowej telewizji, internetu, nie mogą wyjeżdżać za granicę, nawet nie mogą dzwonić poza Kubę, a i tak niemal wszyscy znają angielski, niemiecki i francuski. Wreszcie jak wytłumaczyć to, że kubańskie kobiety ładnie się noszą, dzieci chodzą do szkoły czyste w białych koszulach i czerwonej chustce na szyi, ale każdy obcokrajowiec pojawiający się na ulicy zaczepiany jest pytaniem czy ma może mydło na sprzedaż.

Towarzysze mojej podróży, Holendrzy Emma i Lars, nie pojęli tej tajemnicy. Więc opowiedziałam im trochę o Polsce, tej sprzed ponad 30 lat.

Varadero to kurort na półwyspie o tej samej nazwie, oddalony o 140 km od Hawany. Znany jest z pięknej błękitnej plaży, gdzie sezon trwa cały rok. Jest tam 57 hoteli z ok. 15 tys. pokoi. Przyjeżdżają tu głównie Kanadyjczycy i Europejczycy. Półwysep odgrodzony jest od reszty wyspy szlabanem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!