Lista zarzutów jest długa: - Po moim poprzedniku nie zostało nic. Zniknęły leki, wyposażenie z komputerem włącznie - opowiada D. Szczepankiewicz. Zdaniem kobiety, stan zwierząt woła o pomstę do nieba. - Są chore, zarobaczone, zapchlone - wylicza dalej. - Z braku karmy pierwszego listopada, gdy sklepy i hurtownie były zamknięte, jedzenie gotowali spontanicznie życzliwi nam ludzie - skarży się dalej. Schronisko to majątek Miejskiego Zakładu Zieleni Dróg i Ochrony Środowiska. - Nowy dzierżawca to niezależny podmiot gospodarczy. Dlaczego mielibyśmy robić mu prezenty ze sprzętu? - dziwi się dyrektor miejskiej spółki Tomasz Tamborski. Jego zdaniem leki były własnością doktora Rajewskiego. - Odnoszę więc raczej wrażenie, że pani Szczepankiewicz rozpoczęła działalność nieprzygotowana. W schronisku prowadzonym przez Rajewskiego żadna z kontroli nie stwierdziła, aby zwierzętom działo się źle. O tym, że jest wręcz przeciwnie, od miesięcy przekonywali działacze kołobrzeskiego TOZ-u. W sierpniu Rajewski złożył rezygnację. - Miałem dosyć. W ciągu pół roku miałem więcej kontroli niż inne schroniska przez pięć lat. W tej chwili 94 psy i 15 kotów na pewno ma się dobrze. Rozgłos wokół schroniska ściągnął tu wczoraj prezydenta miasta, Henryka Bieńkowskiego. Po rozmowie z D. Szczepankiewicz zdecydował, że sprawę domniemanych zaniedbań i braku właściwego nadzoru ma zbadać prokuratura. Mimo że miasto nie podpisało jeszcze z kobietą umowy, zadecydował o przekazaniu na najpilniejsze potrzeby schroniska 15 tys. złotych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?