Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Chwedoruk, politolog: To mogą być ostatnie chwile KOD-u

Piotr Polechoński
arch
KOD to taki miękki bunt wielkomiejskiej, zamożnej klasy średniej. Cała Polska tego nie kupi - mówi profesor Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Pan także liczył uczestników ostatniego marszu KOD-u i partii opozycyjnych?

No, nie... nie liczyłem, nie miałem długopisu pod ręką (śmiech). Ale mówiąc już tak na poważnie, kompletnie nie rozumiem tej polskiej gorączki w tej kwestii. Zresztą nie objawiła się ona przy okazji ostatniej manifestacji, ale za każdym razem organizatorzy takich marszów podają zupełnie inne liczby niż policja i władze. To dziecinna, niepoważna licytacja. Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że ostatnia manifestacja była bardzo duża, jedna z większych po 1989 roku. Ale to, czy wzięło w niej udział 45, 240, 80, czy 120 tysięcy ludzi jest naprawdę kwestią drugorzędną. A próba wciągnięcia najróżniejszych sposobów liczenia manifestantów do bieżącej walki politycznej - na przykład za pomocą długopisów stukających w ekrany komputerowych monitorów - jest głupia i żenująca.

Jeżeli nie liczba uczestników jest tutaj ważna, to co było rzeczą kluczową?

Cel

A ten jaki był?

Problem w tym, że w marszu tym - jak i w tych, które przeszły ulicami Warszawy wcześniej - nie widzimy jasno określonego celu.

A co widzimy? Komitet Obrony Demokracji to żywiołowy ruch społeczny, czy ruch polityczny?

Granica między ruchem politycznym, a ruchem społecznym jest bardzo płynna. W tym wypadku bardzo wyraźnie mieszają się te dwa porządki. Z jednej strony mamy do czynienia ze strukturami partyjnymi, w największym stopniu Platformy Obywatelskiej. Ale jednocześnie - bo co do tego nie ma żadnej wątpliwości - w KOD pojawia się pewien element ruchu społecznego.

Pospolite ruszenie?

Raczej określiłbym to społeczne zjawisko mianem samoobrony przed poczuciem zagrożenia.

Kto się wystraszył i czego? Tak samo wystraszyli się Polacy w Warszawie, Koszalinie i Mielnie?

Nie. To taki miękki bunt zamożnej, wielkomiejskiej klasy średniej. A poczucie zagrożenia wynika z lęku przed utratą prestiżu społecznego i co ważniejsze przed utratą statusu grupy, która w największym stopniu wyznacza standardy życia społecznego.

A można określić, na przykład w procentach, ile w KOD jest politycznej gry prowadzonej przez wyrachowanych, politycznych graczy, a ile spontanicznego protestu zwykłych Polaków, spoza bieżącej polityki? Niedawno można było przeczytać, że w Platformie mobilizacja przed marszem była tak wielka, że każdy członek, który nie mógł 7 maja przyjechać do stolicy, musiał wysłać kogoś w zastępstwie.

Nikt nie jest w stanie do końca zweryfikować kwestię niezależności i żywiołowości tego, co widzieliśmy kilka dni temu na ulicach Warszawy. Tutaj, jak już mówiłem, mieszają się dwie ludzkie aktywności - polityczna, o której pan wspomina oraz oddolna spontaniczna - i zwyczajnie nie da się oddzielić jednej sfery od drugiej i powiedzieć: „patrzcie, polityki tu jest tyle, a tyle”.

Ale każdy ruch społeczny, aby takim ruchem mógł pozostać, musi być niezależny od politycznych ośrodków.

To prawda. I kierując się tą definicją politycy z obozu rządzącego mają rację mówiąc o tym, że mogą to być ostatnie podrygi zjawiska, jakim jest KOD.

Dlaczego?

Dlatego, że jeśli to jest ruch społeczny, to bardzo trudno jest utrzymać przez dłuższy czas jego społeczną dynamikę. W przypadku ruchu społecznego kluczową rzeczą jest żywiołowość, a to oznacza, że co prawda pod wpływem jakiegoś jednego wydarzenia ludzie potrafią wyjść na ulicę, ale oznacza też i to, że taki ruch potrafi tak samo nagle zniknąć.

KOD-owi może zabraknąć paliwa?

To jeden z bardzo prawdopodobnych scenariuszy. Bo z pewnością sprawa Trybunału Konstytucjonalnego nie jest tematem, który byłby zdolny aktywizować opinię publiczną na dłużej.

Ostatni marsz zorganizowano jednak pod innym głównym hasłem, czyli obrony Polski przed „antyeuropejskimi zakusami PiS-u”...

….i trafiono w polityczną próżnię, bo kilka dni wcześniej Jarosław Kaczyński publicznie zadeklarował, że PiS, równie co niepodległości, będzie bronił obecności Polski w Unii Europejskiej. Tym samym wytrącił polityczny oręż konkurencji.

A jak KOD nie zniknie, a wręcz przeciwnie, będzie się z miesiąca na miesiąc organizował, tworzył struktury w terenie?

Wtedy też zniknie, tylko w innym sensie tego słowa. Odrzuci model społecznego ruchu i w krótkim czasie stanie się partią. Bo tak naprawdę pytanie o KOD jest pytaniem o to, czy będzie to taki ponadpartyjny arbiter pomiędzy PO, a Nowoczesną, czy też będzie próbował ewoluować w stronę nowego tworu politycznego, na podobieństwo dawnej Unii Wolności, bo jest sporo środowisk przez nią osieroconych, a które to środowiska czekają na nową polityczną propozycję.

Na razie jednak ten arbitraż średnio wychodzi. Widać jak na dłoni, że z jednej strony liderzy KOD-u i ugrupowań opozycyjnych wspólnie pozują do zdjęcia na scenie, a z drugiej trwa między nimi ostra walka o to, aby stać się liderem całego tego ruchu. Raz całe to polityczne show kradnie Petru Schetynie, a innym razem im obu - Mateusz Kijowski.

Faktycznie, w przypadku marszów KOD-u w sposób wyraźny próbowano rozegrać kwestię przywództwa. Ewidentnie Ryszard Petru i Mateusz Kijowski zmierzali do tego, aby taką rolę przejąć. Ale Grzegorz Schetyna w pewnym momencie zawetował te poczynania, bo on - jak i dwaj pozostali panowie - doskonale zdają sobie sprawę, że to właśnie Schetyna w tej grupie jest najsilniejszy.

Dlaczego on? Wielu obserwatorów stawia na Ryszarda Petru.

Odpowiedź jest bardzo prosta. Musimy pamiętać, że jeśli faktycznie dynamika KOD-u się wyczerpie, a PIS nie będzie popełniało poważnych błędów, to powstanie wówczas dla opozycji nowe pytanie: o to, co będzie jeden dzień „po”? Co będzie, gdy okaże się, że na taką demonstrację nie przyjdzie kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów, ale kilka tysięcy. Kiedy kolejny miesiąc notowania PiS będą szybowały i będą wyraźnie wyższe od notowań opozycji. No więc wówczas szybko się okaże, że to właśnie PO - z Grzegorzem Schetyną - to najmocniejsza, najlepiej zorganizowana siła po stronie opozycji, z trwałymi strukturami w całym kraju. I Schetyna, Petru oraz Kijowski świetnie zdają sobie z tego sprawę.

A czy do tej pory powstanie KOD-u przyniosło politycznej opozycji korzyści?

Tak i można powiedzieć, że w kwestii fundamentalnej. Opozycja zdołała poprzez te manifestacje, firmowane przez KOD, uratować się przed rozpadem, co jej groziło, powstrzymać dezorientację wyborców. Ale wszyscy wiedzą, że to jest sukces na krótką metę. Na pokerowe słowo „sprawdzam”, trzeba będzie odpowiedzieć w ciągu najbliższych miesięcy.

Wspominał pan o tym, że społeczny wymiar KOD-u ma wielkomiejskich charakter. Małe ma szanse na to, aby zaistnieć w małych miejscowościach i w średnich miastach, takich jak Koszalin?

Małe. Poza wielkimi miastami trudniej jest o aktywność społeczną. Wynika to z innego typu więzi społecznych, z problemów ekonomicznych. Mieszkańcy mniejszych ośrodków po prostu nie mają czasu na tego rodzaju aktywność. Ważna jest też kwestia populacji, bo w taką działalność jak KOD, angażują się głównie ludzie młodzi, którzy z małych miast i miasteczek wyjeżdżają właśnie do większych ośrodków. Nie sądzę, aby KOD stał się ruchem powszechnym, takim zjawiskiem ponadklasowym. Jednak na poziomie takich miast jak Koszalin będą ciągle decydować ugruntowane struktury partyjne. Bo ktoś, kto ma realną, samorządową władzę, może skuteczniej oddziaływać na lokalną społeczność. Nie należy się spodziewać, aby działalność KOD-u dało się odczuć na prowincji w jakimś istotniejszym wymiarze. Cała Polska na pewno tego nie kupi.

Czy powstanie KOD-u to dowód na to, że polska demokracja jest zagrożona?

Powstanie KOD-u to dowód na to, że jest dokładnie odwrotnie. Polska polityka znaczona jest przesadą, która towarzyszy obu stronom tego ostrego politycznego sporu, jaki obserwujemy od lat. I takie mówienie ze strony opozycji o zagrożonej demokracji jest świadomym zabiegiem mobilizacyjnym, bo trudno jest znaleźć opozycji inną płaszczyznę do rywalizacji z ugrupowaniem rządzącym. Natomiast gdybyśmy szukali dowodów na to, że demokracja w Polsce jest zagrożona, to niewątpliwie wszystkie manifestacje w sprawie Trybunału Konstytucyjnego pokazują, że do stanu, gdy demokracji rzeczywiście coś grozi, jest jeszcze bardzo, ale to bardzo daleko. Bo oto opozycja organizuje niczym nie zakłócane, wielkie manifestacje, a jej przedstawiciele rządzą w większości samorządów. To jest kompletnie nieporównywalne do tego, co się dzieje w krajach, w których rzeczywiście demokracja jest zagrożona. I nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.

SONDAŻ

Gdyby do wyborów przystąpiła koalicja Komitetu Obrony Demokracji oraz Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i lewicy, wówczas taka lista mogłaby liczyć na poparcie wyższe niż to, które uzyskałoby Prawo i Sprawiedliwość - wynika z najnowszego sondażu przeprowadzonego w ostatnim czasie przez TNS Polska.

Na koalicję KOD-u i opozycji chciałoby zagłosować 38 proc. respondentów. PiS w tym badaniu popiera 33 proc. ankietowanych.

Do Sejmu wszedłby jeszcze Kukiz’15 z poparciem na poziomie 13 proc. i KORWiN - tę partię popiera 6 proc. respondentów. Natomiasta Partia Razem, popierana przez 3 proc. ankietowanych, nie przekroczyłaby progu wyborczego.

O możliwości wystawienia przez opozycję wspólnej listy w wyborach mówił w czasie marszu z 7 maja lider Nowoczesnej Ryszard Petru. Jednak od takiego pomysłu dystansuje się PO i jej szef Grzegorz Schetyna - inicjatywę tę popiera natomiast lider KOD Mateusz Kijowski.

Sondaż TNS przeprowadzono 10 maja drogą telefoniczną na reprezentatywnej grupie 1000 osób.

(źródło „Rzeczpospolita”, 12 maja)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera