Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica 17 września 1939: Symbol w świadomości Polaków [wywiad]

Piotr Polechoński
Anatol Gonczarewicz z fotografią swojego ojca Józefa. 17 września 1939 roku Józef Gonczarewicz dostał się do sowieckiej niewoli, a kilka lat później z całą rodziną został wywieziony pod Irkuck. - I tutaj przyszedłem na świat - mówi pan Anatol.
Anatol Gonczarewicz z fotografią swojego ojca Józefa. 17 września 1939 roku Józef Gonczarewicz dostał się do sowieckiej niewoli, a kilka lat później z całą rodziną został wywieziony pod Irkuck. - I tutaj przyszedłem na świat - mówi pan Anatol. Radek Koleśnik
- 17 września i to wszystko, co ta data symbolizuje nie ma jeszcze, niestety, należnego jej miejsca w świadomości Polaków - mówi Anatol Gonczarewicz, prezes oddziału Związku Sybiraków w Koszalinie.

- 17 września 1939 roku Polskę zaatakowały wojska sowieckie. Fakt ten na zawsze zmienił życie milionów Polaków. Pańskiej rodziny również?
- Tak. Co prawda nie było mnie jeszcze na świecie, ale ta agresja i jej następstwa zdecydowały o tym, że nie urodziłem się na ojczystej ziemi, ale w okolicach Irkucka. Ale to stało się kilka lat później, natomiast 17 września 75 lat temu, z sowieckimi oddziałami oko w oko stanął mój ojciec, Józef, który wtedy służył w wojsku na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej. I pewnie by się z nimi bił i pewnie by zginął, gdyby nie rozkaz marszałka Rydza-Śmigłego, który ogłosił, aby z Sowietami nie walczyć. Oddział mojego ojca podporządkował się rozkazowi i tata został wzięty do niewoli. Potem trafił do obozu jenieckiego na terenie sowieckiej Ukrainy, gdzie przebywał do czasu uformowania się Armii Andersa, z którą udało mu się opuścić ZSRR.

- No to można powiedzieć, że miał sporo szczęścia. Nie został zamordowany w Katyniu, nie trafił na Sybir.
- Z tego co wiem, to niewiele brakowało, aby spotkał go taki los jak innych pomordowanych w Katyniu. Szczegółów nie znam, bo tato nigdy mi o tym nie mówił, ale pamiętam jak mój starszy brat kiedyś powiedział, że ojciec raz tylko wspomniał o tym, że "otarł się o Katyń". A co do wywózki to cóż, nie wtedy, tylko kilka lat później Związek Sowiecki upomniał się o niego i jego rodzinę.

- Stało się to już po wojnie?
- Tak. Ojciec postanowił wrócić do żony i syna. Przyjechał i wraz nimi osiadł w okolicach Grodna. Czyli na przedwojennych terenach RP, a wówczas już po drugiej strony granicy. Wrócił w 1947 roku, a już rok później za to, że służył "w polskim, faszystowskim wojsku" - jak można było przeczytać w uzasadnieniu - wraz z rodziną, czyli żoną i synem, został wywieziony aż pod Irkuck. I tutaj przyszedłem na świat w roku 1954. Trzy lata później, rok po śmierci Stalina, Polacy mogli wrócić do kraju, wróciliśmy i my. Rodzicie osiedlili się w okolicach Kostrzynia. Ja do Koszalina trafiłem znacznie później, już po studiach.

- Czy pamięta pan coś z czasów, gdy był pan na Wschodzie?
- Nie, byłem za mały. Ale od wczesnych lat wiedziałem o tym, gdzie przyszedłem na świat i dlaczego tam się urodziłem. Rodzice mi wszystko opowiedzieli, nie kryli tego przede mną.

- Nie obawiali się, że wygada się pan gdzieś w szkole? Przecież w PRL-u temat 17 września, Katynia, deportacji nie istniał. Co więcej, za mówienie o tym głośno można było narazić się na niemałe kłopoty.
- To prawda. Pewnie wiedzieli, że mogli mi zaufać. Pamiętam dobrze, jak z jednej strony słyszałem to, co mówiono w szkole, o wielkiej przyjaźni i pomocy ze strony ZSRR, a z drugiej opowieści taty. I pamiętam też, że wiedziałem, że o tym, co od niego słyszę nie wolno mówić mi poza domem. I nie mówiłem.

- Od 25 lat żyjemy w wolnej Polsce. Czy po tym ćwierćwieczu wolności temat agresji z 17 września i wielkich cierpień Polaków na Wschodzie zajął już należyte miejsce w narodowej pamięci? Czy jest to data równoznaczna z 1 września?
- Niestety, nie. Oczywiście jest już lepiej niż było, ale to co się stało 17 września 1939 roku i później na Wschodzie cały czas jest gdzieś w tle, na drugim planie. Niby co roku tą datę w taki, czy inny sposób się obchodzi, ale jakoś tak bez przekonania. Cały czas brakuje wiedzy na ten temat, nie jest ona we właściwy sposób przekazywana w szkołach. Nie wiem, może to jeszcze wymaga trochę czasu, aby to się zmieniło? A może już zawsze będziemy ofiarami peerelowskiej propagandy, która na trwale zatruła pamięć kilku pokoleń Polaków stwierdzeniem, że żadnej agresji 17 września nie było, że Sowieci zajmując wschodnie tereny Polski chcieli tylko chronić ukraińską i białoruską ludność? No cóż, kłamstwo nie zawsze ma krótkie nogi. Czasem trzeba długo poczekać, aż się w końcu przewróci.

Więcej na temat rocznicy 17 września czytaj w papierowym wydaniu "Głosu Koszalińskiego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!