Janina Sak w grudniu 1981 roku była w ciąży z trzecim dzieckiem i opiekowała się już dwójką starszych dzieci. Franciszek Sak (zmarł w 2002 roku) był działaczem lokalnej "Solidarności" i pracował w jednym z biur projektowych.
- Wyczuwaliśmy, że coś wisi w powietrzu, ale to było takie bardziej intuicyjne niż wynikało z czyichś konkretnych ostrzeżeń - wspomina pani Janina. Pamięta, że w niedzielę rano, 13 grudnia, wstali o niczym nie wiedząc. Trochę ich zaniepokoił fakt, że ani w radiu, ani w telewizji nie było żadnego programu.
W końcu wszystko było jasne. - Mąż poszedł na chwilę do biura i zaraz wrócił. "Słuchaj, stan wojenny wprowadzili!" - krzyknął od progu. - Początkowo byliśmy zdezorientowani. Co to za stan wojenny? Czy to wojna z Rosją? - opowiada. Bała się tego, że zostanie sama. - Wpadli znajomi z wieścią, że ludzi "Solidarności" zamykają. Wystraszyłam się, że zaraz przyjdą po męża, a ja zostanę z dziećmi i w ciąży. Co ja bym wtedy zrobiła? Dookoła puste sklepy, kłopoty z zaopatrzeniem domu w cokolwiek - mówi.
W końcu po męża przyszli. Zatrzymali go na 48 godzin i puścili. Odtąd takie "zaproszenia" pojawiały się regularnie. Gdy Franciszek Sak lądował w areszcie, to następnego dnia - zawsze o 6 rano - wpadali esbecy i rewidowali całe mieszkanie. - To było takie upokarzające. Ja najczęściej stałam w szlafroku, z przytulonymi do siebie wystraszonymi dziećmi, a oni zaglądali wszędzie, nawet do kosza z brudną bielizną.
A gdy dzieci miały iść do szkoły, to wcześniej musiały całą zawartość tornistrów wysypać na podłogę - wspomina. - Czytali każdy papier, wszystkie prywatne listy. Deptali naszą rodzinną intymność, a ja czułam w sobie na przemian strach i złość. Raz nawet jeden z nich wyrwał mi słuchawkę, gdy ktoś zadzwonił i zaczął tę osobę wypytywać. To było straszne - opowiada.
Dziś Janina Sak nie ma wątpliwości, że stan wojenny był złem. - Zginęli ludzie, cały naród został w jakiejś mierze przetrącony. Tamten czas kojarzy mi się z przejmującym strachem. Naprawdę się bałam. Nie zależy mi jednak na tym, aby jego twórcy trafili do więzienia. Nie jestem mściwa. Wystarczy, gdy mnie i moje dzieci przeproszą - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?