List z Oświęcimia do Matki
List z Oświęcimia do Matki
Piszę do Ciebie Mamo
Co miesiąc list oficjalny.
Zawsze prawie to samo,
Tekst dobrze znany, banalny.
Że żyję, że jestem zdrowa
I za paczki dziękuję.
Co myślisz czytając te słowa?
Jak je rozumiesz? Co czujesz?
Czy wiesz jak wielka to blaga?
Ty jeden to wiesz o Boże.
Jak prawda wygląda naga,
Opowiem to kiedyś. Może?
Skończyły się uniesienia.
Romantyzm diabli wzięli.
Mamo! Czy wiesz jakie mam marzenie?
Marzę o czystej pościeli.
I tak by się nieraz chciało
Mieć ciepłą, czystą wodę.
Mamo, czy wiesz? Moje ciało
Jest jednym wielkim wrzodem.
To wszy i pchły mnie jedzą.
I tylko wyję z rozpaczy!
A tam na wolności, czy wiedzą
Co słowo "durchfall" znaczy?
Czy można zielonym iść lasem
i śpiewać jak przyjdzie ochota?
Mamo! Ty nie wiesz jak czasem
Dzika ogarnia mnie tęsknota!
Miotam się jak szalona!
W męce i bezsilności,
W próżnię wyciągam ramiona,
i tęsknię do wolności.
A na stajennej pryczy -
Obok człowiek umiera
Oczy ma błędne i krzyczy!
A śmierć chodzi i wybiera.
Krzyczy, że żyć chce jeszcze,
że chce do dziecka, do domu.
Gorączka ją pali i dreszcze,
Śmierć się zbliża po kryjomu.
Czekacie dzieci na próżno
w żalu i tęsknocie
Dobrze, że nie wiecie,
Że trup matki leżał w błocie.
Pod blokiem z innymi trupami
Nie leżała tam sama
całymi godzinami
Kochana Wasza Mama.
A obok, niedaleko
umiera jeszcze jedna.
Łza błądzi pod powieką.
I zmienia się już biedna.
Wczoraj jeszcze zdrowa,
Każdy się nią zachwycał
zniszczyła ją choroba lagrowa,
tak zwana pęcherzyca.
I ukochany się smuci
I tęskni od tylu miesięcy
A ona już nigdy nie wróci
Jak tyle, tyle tysięcy.
W długie bezsenne noce
Rozmawiam z Tobą Mamo.
Blask lamp w górze migoce
I śni mi się ciągle to samo.
Że pochylasz się nade mną
Jak kiedyś nad kołyską.
Rękę masz taką przyjemną
I czuję Cię bardzo blisko.
I chcę Cię zatrzymać siłą
Mamo moja Ukochana.
Lecz to był tylko sen
A za mną noc nieprzespana.
Birkenau 1943 r.
W tym zeszycie tuż po wojnie spisała wiersze, których na pamięć nauczyła się w obozie koncentracyjnym. - Wiersze w Auschwitz dawały nam namiastkę wolności - mówi.
Miała 19 lat, kiedy gestapo zabrało ją z rodzinnego domu we Wrześni. Na kilka tygodni trafiła do lochów fortu VII w Poznaniu, potem była wielogodzinna podróż do Auschwitz. W czerwcu 1943 roku z grupą więźniów Felicja przekroczyła bramę z tajemniczym napisem "Arbeit macht frei". Pamięta rozpacz dziewczyn, kiedy ubrane w pasiaki i ogolone do gołej skóry, pierwszy raz oglądały siebie w lustrze. I spojrzenie doktora Mengele, który w czasie apelu pejczem wskazywał nowych więźniów przydatnych do medycznych eksperymentów. Wytatuowany numer 46135 na wiele miesięcy zastąpił jej imię i nazwisko.
- Ten numer wydrapałam na niklowanej łyżeczce, którą kupiłam za pajdę chleba. Łyżeczkę wpięłam sobie za poły pasiaka. I zawsze już potem była ze mną.
Jesienią 1943 roku pani Felicja zachorowała na tyfus. Kiedy wyzdrowiała, na kilka tygodni trafiła do "trupiego komanda". Tu grupa więźniarek ładowała zwłoki na platformę.
Trzeba było ciało chwycić za nogi i ręce, rozbujać i rzucić na stertę. - Czasem myślę sobie, że pamięć mnie okłamuje. Że to wszystko było nieprawdą.
Listy i paczki od rodziny były jedynym kontaktem ze światem. Do dziś pamięta smak sucharów, które matka przysłała jej na Boże Narodzenie w 1943 roku. Odpisała, powtarzając utartą formułę: "żyję i jestem zdrowa". - Nasze listy przechodziły przez obozową cenzurę. Rodzice nie mogli więc dowiedzieć się, co naprawdę dzieje się w Oświęcimiu.
Tylko wiersze, które krążyły wśród więźniów, nie podlegały cenzurze. Były w nich marzenia o czystym łóżku i kromce chleba. Była tęsknota za wolnością i nieskończona nienawiść do Niemców. - Kilku wierszy nauczyłam się na pamięć.
Jesienią 1944 roku kolejowym transportem wyjechała na zachód. Przez kilka tygodni transport krążył po Niemczech. - Zatrzymaliśmy się na południu w pobliżu umocnień linii Maginota. Całą noc spędziliśmy w okopach, chroniąc się przed nalotami. Zdawało się, że na świecie zostaliśmy tylko my, a wokół jest piekło - wspomina. Potem trafiła do fabryki amunicji w Eberswalde. Pracowała przy kontroli nabojów przeciwlotniczych. Niemka, która jej pilnowała, często ukradkiem przynosiła jej chleb.
- Odnalazłam ją po wojnie w byłej NRD. Kiedy mnie zobaczyła, krzyczała do męża: "Wiedziałam, że Felka żyje".
W Eberswalde docierały wieści, że Rosjanie są coraz bliżej, ale nikt nie wiedział, że 27 stycznia 1945 wyzwolili Oświęcim. Ostatnie tygodnie wojny pani Felicja spędziła w kobiecym obozie zagłady w Ravensbruck. W kwietniu Szwedzi z Czerwonego Krzyża negocjowali z niemieckimi dowódcami uwolnienie więźniów z obozów koncentracyjnych. - Któregoś dnia dostałyśmy paczki od Szwedów. Więźniarki rzucały się na nie bez opamiętania. Jadły i umierały obok tych paczek. Wszystkie ważyłyśmy po 30 kilogramów. Taka dawka jedzenia okazała się zabójcza.
Pod koniec kwietnia kilka tysięcy uwolnionych kobiet ruszyło transportem kolejowym na północ. A potem promem i samochodami zostały przewiezione na południe Szwecji. Tu pani Felicja doczekała końca wojny. - Odpoczywałam i spisywałam obozowe wiersze. Dziś ten zeszyt traktuję jak świętość.
Na początku lat 50. zamieszkała w Koszalinie. - Nie ma dnia, żebym nie myślała o koleżankach, które nie wróciły z Auschwitz - przyznaje. - I wciąż dziękuję Bogu, że żyję i mogę o tym wszystkim opowiedzieć. Bo przecież jestem już kawałkiem historii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?