Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosyjski kontroler lotów: z pilotami Tupolewa prezydenta Kaczyńskiego rozumieliśmy się nie najlepiej

http://kp.ru/daily/24471/630505/, Oprac. (wal)
Kontrolerzy ruchu z lotniska w Smoleńsku polscy piloci rozmawiali w dwóch językach.
Kontrolerzy ruchu z lotniska w Smoleńsku polscy piloci rozmawiali w dwóch językach. Fot. Waldemar Lewandowski
Na swojej stronie internetowej "Komsomolskaja Prawda" opublikowała rozmowę z dyspozytorem lotów na smoleńskim lotnisku "Północ", na którym doszło do katastrofy polskiego samolotu.

Anatolij Murawiew jest byłym pułkownikiem lotnictwa wojskowego Rosji, w Smoleńsku pracuje od 3 listopada 2009 r. Rano, 10 kwietnia, pracował na lotnisku - do jego obowiązków należała m.in. kontrola komunikatów pogodowych oraz udzielanie zgód na przelot statków powietrznych z jednego lotniska na drugie.

Trzy samoloty
Korespondentka "KP", Alena Marczenkowa, zaczyna rozmowę od przypomnienia, że tego ranka do Smoleńska przyleciały trzy maszyny.

- Przed samolotem polskiego prezydenta naprowadzaliśmy jeszcze dwa inne - potwierdza Murawiew. - Pierwszy lądował Jak-40. Usiadł szybko, bez problemów. Jako drugi powinien był lądować Ił-76. Ale widoczność na pasie była już niedostateczna i załoga podjęła decyzję przelotu na lotnisko zapasowe. Samolot bezpiecznie wylądował w porcie Wnukowo [w Moskwie - przyp. red.].

Pogoda coraz gorsza
Murawiew podkreślił, że gdy przybył samolot prezydenta Polski, pogoda zaczęła się już pogarszać:

- Początkowo podchodził do lądowania pewnie, ściśle tak, jak powinien, bez odchyłów. Ale potem dyspozytorzy zaczęli mieć wątpliwości. Kierownik trzy razy powtórzył polecenie powrotu maszyny na drugi krąg. Załoga nie słuchała, chociaż dyspozytorzy uprzedzali, że widoczność jest słaba i trzeba się przygotować do odejścia na lotnisko zapasowe.

Jedno podejście
- Co robili dyspozytorzy, gdy maszyna zaczęła obniżać lot? - pyta korespondentka.

- Gdy załoga nie posłuchała, kontrolerom pozostało tylko nadal go "prowadzić" i śledzić go. Podejście było tylko jedno - samolot rozbił się.

- Аle dlaczego nie można było wydać im rozkazu przelotu na zapasowe lotnisko - dociekała dziennikarka "Komsomolskoj Prawdy".

- Dlatego, że to piloci lotnictwa cywilnego - my nie mamy prawa wydawać im rozkazów - odpowiada płk. Murawiew.

Poplątane języki
Dalej wspomina, że wymiana komunikatów z załogą prowadzona była po rosyjsku i "łamanym angielskim".

- To utrudniało porozumienie - przyznaje. - Początkowo, gdy samolot szedł normalnym kursem, rozmowy z załogą były spokojne. Ale piloci nie przekazywali meldunków, chociaż powinni byli. Kontroler powinien nie tylko informować załogę o sytuacji, ale też otrzymywać od niej odpowiedzi o wszystkich manewrach, o wysokości lotu. Pilot tego nie robił - dodaje Murawiew.

Za wszelką cenę?
Przyznaje, że bariera językowa mogła być też tego powodem:

- Kierownik grupy kierowania lotami mówił: "Rozumiemy się z załogą fifty-fifty". Dyspozytor rozmawiał z pilotem po rosyjsku, inni pomagali, podpowiadając zwroty angielskie. Trudno było się zorientować, czy pilot dokładnie zrozumiał, co mu mówią. Myślę, że to mogło mieć wpływ na wynik lotu. To, i splot okoliczności: warunki pogodowe, może błąd załogi, utrata kontroli nad wysokością, i może chęć pilota, by za wszelką cenę posadzić samolot, gdy na pokładzie były tak ważne osobistości. Jako były lotnik sam to wszystko dobrze rozumiem - kończy płk Murawiew.

Audio
Przechwycone przez rosyjskich radioamatorów nagranie radiowej rozmowy pilotów z wieżą kontrolną na lotnisku w Smoleńsku.

TU-154 prezydenta ląduje w Berlinie (archiwum)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!