Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Javierem Mojicą, koszykarzem AZS Koszalin

Rozmawiał Wojciech Kukliński
Javier Mojica
Javier Mojica Fot. Wojciech Kukliński
Portorykańczyk Javier Mojica w barwach AZS-u gra od początku tego sezonu. Jak mówi o sobie. Jestem częścią tego zespołu. Takim trybikiem, który wykonuje swoją robotę.

JAVIER MOJICA

JAVIER MOJICA

Urodził się 31 sierpnia 1984 r. Jest portorykańskim koszykarzem posiadającym amerykański paszport. Od początku sezonu gra w AZS Koszalin.

W zespole akademików występuje na pozycji rzucającego obrońcy. Jest jednym z najlepiej punktujących koszykarzy ekstraklasy. W 16 meczach zdobył 274 pounkty, co daje mu dość imponującą średnią 17,1 pkt na mecz. Jest absolwentem Central Connecticut. Swoją zawodową karierę rozpoczął w lidze portorykańskiej w zespole Fajardo. Następnie podpisał kontrakt z rumuńskim Gaz MeTAN Medias, po czym wrócił do Fajardo skąd przyjechał do Koszalina. Na koncie ma także wiele występów w reprezentacji Puorto Rico. Jego dotychczasowym największym sukcesem było wywalczenie tytułu MVP turnieju NEC Championship.

Jego sportowym idolem jest Michel Jordan. Z obecnie grających uwielbia Paula Pierce'a. Kibicuje drużynie Celtic, a ponadto uwielbia oglądać rozgrywki NFL.. Lubi słuchać przede wszystkim Rap i Hip-Hop. Nie stroni również od RnB.

- Ostatnio akademicy mają dobrą passę. Pokonując stalówkę odnieśli czwarte kolejne zwycięstwo i są już na trzecim miejscu w tabeli. Jak ocenisz swoją rolę w tym sukcesie?

- Jestem częścią tego zwycięskiego zespołu. Takim trybikiem, który wykonuje swoją robotę. W koszykówce na sukces pracuje znacznie więcej niż jedna, czy nawet pięć osób. Stal była bardzo trudnym i niewdzięcznym rywalem. Ciągle mieliśmy w pamięci przegraną u nich. Dlatego teraz jesteśmy dumni z wygranej. Na dodatek wspaniale nas dopingowali nasi kibice. Uwierz mi, to wspaniałe uczucie, jak patrzysz w oczy przegrywającego przeciwnika, a za plecami czujesz doping kilkuset fanów.

- Przed nami święta Bożego Narodzenia. W zespole zrobiliście sobie jakieś prezenty?

- Ten najważniejszy już daliśmy sobie i kibicom. Pokonaliśmy Stal. Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że zwycięstwo będzie dla nas najlepszym świątecznym prezentem jaki sami możemy sobie sprawić. I tak jest.

- Jak spędzisz święta?

- Ze swoją rodziną. Z braćmi i siostrami. W ich towarzystwie odpocznę od koszykówki. Uważam, że trochę rozrywki nikomu jeszcze nic złego nie zrobiło. Od razu powiem też, że nie mam żony ani dzieci...

-... z tą rozrywką to w Koszalinie chyba nieco przesadziłeś. Jazda na podwójnym gazie i udział w bójce chluby ci nie przyniosły?

- Masz rację. Dumny z tego nie mogę być. Z drugiej jednak strony rozrywka nie stanowi dla mnie problemu. Lubię czasami, jak każdy facet w moim wieku, zabawić się. Z tym alkoholem to oczywiście przesadziłem, natomiast jeśli chodzi o udział w bójce to lekka przesada mediów. Tak na prawdę to nie wiem o co chodziło....

- Już wcześniej miałeś podobne problemy?

- Miałem dość trudne dzieciństwo. To prawda. Dzięki koszykówce udało mi się wejść dobra drogę. Tej grze zawdzięczam wszystko co do tej pory osiągnąłem. Na dodatek, gdy wychodzą na boisko jestem przekonany, że mogę zrobić wszystko. Gdy gram nie myślę o niczym innym i czuję sie fantastycznie.

- Po czterech porażkach AZS-u trenerem został Jeff Niordgaard, który wcześniej był twoim kolegą z boiska. Jak przyjąłeś tą zmianę?

- Trener Dariusz Szczubiał duży nacisk kładł na taktykę, a nieco mniej interesowały go sprawy, jakie były wewnątrz zespołu. A tam nie wszystko było tak, jak miało być....

-... mówisz o twoim starciu ze Steffonem Bradfordem...

-... na przykład. Ale nie tylko. Dziś publicznie nie będę o tym mówił. Było minęło, a Szczubiał to fajny facet. Gdy Jeff zastąpił go atmosfera w zespole zmieniła się w zasadniczy sposób. Jeff ma za sobą wiele lat gry i sam potrafi pokazać nam jak grać. To co jest teraz naszą siłą, to wspaniałe zrozumienie wszystkich zawodników. Potrafimy tworzyć zgraną drużynę.

- Uważasz, ze podobnie jak twoi rodacy Rick Apodaca i Christian Dalmau przejdziesz do historii polskiej ekstraklasy?

- Wiem, że stać mnie na równie dobre jak ich występy. Jednak nie zamierzam grać pod publiczkę. Dla mnie liczy się tylko zespół.

- Dlaczego chłopaki z zespołu nazywają ciebie "Diabełkiem"?
- Może dlatego, że podczas meczu wszędzie mnie pełno. Wydaje mi się, że grać na każdej pozycji.... A poza tym to całkiem zabawne określenie i w pełni je akceptuje.

- Ponoć w koszykówce nie zakochałeś się od razu?

- No tak. Najpierw grałem w football (amerykański). Potem przyszedł czas na baseball, a dopiero później nastal czas koszykówki. Miałem wówczas chyba z jedenaście lat.

- Na koniec proszę powiedz jak czujesz się w Koszalinie?

- To fajne, ale małe miasto. Tu ludzie wiedzą o tobie bardzo dużo. Ale i tak w Polsce jest znacznie lepiej niż Rumuni, gdzie występowałem wcześniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!